Luiza wraca z przebieżki późnym wieczorem, twierdząc że wszyscy już śpią. Z cichym trzaskiem zamyka za sobą ciężkie drzwi. Z jej ust wydobywa się głośne westchnienie zmęczenia, kiedy opiera głowę o ich chłodną powierzchnię. Gdy patrzy jednak w głąb długiego korytarza, z niemałym zaskoczeniem zauważa zapalone w salonie światło. Dziewczyna rusza w jego kierunku, a kiedy staje w przejściu, dostrzega siedzącą na kanapie matkę.
Kobieta z prowokacją przypatruje się córce, siedząc nieruchomo. Luiza zauważa, że ona nawet nie mruga. Od razu wie, że kobieta na nią czekała. Tylko dlaczego?
Mimo to idzie przed siebie, w stronę przejścia do kuchni, udając, że jest tu całkiem sama. Nie odzywa się do matki ani słowem. Nawet nie zerka na nią kątem oka, aby w ten sposób wyrazić swój chłód i pogardę. Gdy wchodzi do kuchni, nie zapala światła mimo mroku jaki panuje na zewnątrz. Wystarczy, że ogień w kominku elektrycznym omiata pomieszczenie swoim słabym blaskiem. Tak więc ciało dziewczyny robi się jeszcze bardziej senne, a uczucie obolałych mięśni i suche gardło wcale nie pomagają. Luiza zgarnia z blatu pustą szklankę, nalewa do niej świeżej wody i wypija łapczywie, nie wiedząc że w tym czasie w progu pojawia się pani Haase. Kobieta czeka jakby na odpowiedni moment i beznamiętnie pyta córkę:
– Gdzie byłaś?
Na dźwięk głosu matki, dziewczyna sztywnieje przestraszona, ale jest to jedyna oznaka jej zaskoczenia, ponieważ odpowiedzi udziela już poważnym tonem z namiastką niesmaku:
– W lesie. Biegałam, jeśli cię to interesuje.
Pani Wiktoria przytakuje nieznacznie, wchodząc w głąb kuchni i obserwując córkę. Stoi przy tym sztywno ze skrzyżowanymi ramionami, intensywnie przypatrując jej osobie, niczym polujący jastrząb. Dlatego dla rozładowania gęstej atmosfery, zagaduje:
– Czekałam na ciebie.
– Dlaczego? Powinnaś już dawno spać – zauważa Luiza, jeszcze bardziej zbita z tropu.
Jej matka patrzy na zegar cyfrowy na kuchence gazowej, który wyświetla właśnie czerwone cyfry: 23:34. Potem oblizuje suchą wargę i podchodzi do blatu cicho. Jak łowca.
– Muszę z tobą porozmawiać. O dwóch rzeczach.
Luiza jednak nie reaguje na te słowa, choć jej matka spodziewała się większego zaciekawienia czy szoku, na fakt o zaplanowanej od dawna rozmowie. Tak więc, gdy cisza robi się jeszcze bardziej napięta, pani Wiktoria ucina ją słowami:
– Po pierwsze, jestem ci winna przeprosiny. Zapomniałam w końcu o twoich osiemnastych urodzinach.
Luiza mało nie krztusi się wodą.
– Szybka jesteś – zauważa po przełknięciu. – Moje urodziny były w zeszłym tygodniu, a tobie teraz zebrało się na składanie życzeń.
– Och! One są w tej chwili najmniej istotne. – Pani Haase macha przy tym ręką, jakby odganiała natrętną muchę – Ale... Mam coś dla ciebie.
Od razu potem wyciąga z kieszeni swojego swetra, malutkie pudełko w czerwono-białe paski, obwiązane wstążką. Luiza niechętnie przyjmuje do wiadomości, że jej skąpa matka zrobiła to dla niej. Wydała pieniądze.
Po otwarciu wieczka, dziewczyna zauważa złoty błysk naszyjnika z dwoma serduszkami. Jeden z nich jest w pełni złoty, zaś drugi mieni się srebrnymi diamencikami. Luiza otwiera oczy ze zdumienia, a potem zerka na matkę spod wachlarza długich rzęs. Ta sytuacja stawia ją w niezręcznym położeniu, a najgorsze jest to, że nie wie czy powinna podziękować.
– Wydałaś na mnie pieniądze – zauważa pod dłuższym namyśle, a jej zdradziecki głos lekko drży. Czuje przy tym ciepło wdzięczności rozchodzące się po całym ciele.
CZYTASZ
Wpojony przeznaczony
WerewolfData ukończenia 1 draftu - 13.03.24 rok Data rozpoczęcia pisania 2 draftu - 04.09.24 rok Za boską okładkę dziękuję: @aleksandraross A oto opis: Luiza nie wierzy, że znajdzie mate, a pomysł aranżowanego małżeństwa wydaje się absurdalny. Wszystko zmi...