VI Pierwszy dzień

321 23 0
                                    

O poranku nowa luna zostaje wybudzona przez Asię. Swoją prywatną omegę, która osłania zasłony i wpuszcza do pokoju trochę światła. Po otwarciu oczu Luiza przez pierwsze sekundy nie może pojąć, że wczorajszy dzień nie był tylko okrutnym snem.

– Pora zjeść śniadanie, luno! – kobieta jej usługująca jest pełna energii. Tego właśnie brakuje jej pani o tak wczesnej godzinie. Jest... 06:50. Ona nigdy nie wstawała o tej porze nawet do szkoły!

– Jeszcze pięć minut... – mówi sennie i zakrywa głowę kołdrą, ale omega nie pozwala jej na ukrywanie się i uciekanie przed rzeczywistością. Choć Luiza chce raczej wyspać się po to, by móc trzeźwo myśleć o ucieczce z tego miejsca.

– Luno, musicie jeszcze dziś zapoznać się z całą masą nowych obowiązków. To wam zajmie sporo czasu.

– Nie ma takiej opcji.

Jednak nie jest w stanie wygrać z Asią, która już zdejmuje z niej kołdrę i mówi:

– Zaraz zawołam waszego betę, by zajął się wami w sposób dyplomatyczny.

Luiza na chwilę nieruchomieje.

– Mojego betę?

Teraz ma szeroko otwarte oczy, którymi przygląda się omedze, stojącej przodem do okna i trzepiącej pościel.

– Martina de la Riever. Kuzyna waszego mate, który wczorajszego wieczoru zdążył osadzić wokół ciebie, jego najbardziej zaufanych ludzi. Alfa dba o was bardziej niż o samego siebie.

Tu Luiza jest gotowa założyć się, że kobieta powiedziała te słowa z lekką dozą zazdrości. Ale w sumie miała to gdzieś.

– Aha... W takim razie... Dobranoc.

I Luiza na powrót zamyka oczy.

– Luno! Nie możecie tak po prostu spać, gdy na dworze świeci słońce! Wam mate nie ma problemów ze wstawaniem.

– Przepraszam bardzo, ale nie mam jego nazwiska, więc pozwól mi spać. Nigdy nie musiałam być rannym ptaszkiem.

Asia zaczyna tracić cierpliwość, ale kiedy się opamiętuje...

Luiza słyszy ciche pociąganie nosem.

– Luno... Proszę. Inaczej będę płakać.

– Nie nabiorę się na tę sztuczkę – ripostuje wilczyca, a mimo to zerka na Asię, która faktycznie wypłakuje sobie oczy.

Luiza ulegle wzdycha.

– No, dobrze! Już dobrze. Wstanę. I tak nie mogłabym już zasnąć – mówi wściekle, siadając i kładąc stopy na podłodze, a jej omega uśmiecha się przy tym z wyższością zwycięscy. Ona ma nierówno pod sufitem.

***

Luiza czuje się, jakby grała w filmie i odgrywała rolę królowej. Którą poniekąd jest... Czuje się jak lalka. Głupia i na tyle bezmyślna, że nie potrafi nawet sama się umyć czy ubrać.

Asia ubiera ją właśnie w jedną z tych ciężkich sukien, które nosiła poprzednia luna. To był ten sam zakurzony materiał, który znalazła wczorajszego wieczoru podczas kolacji. Jej warstwowość jest dla Luizy wręcz przygniatająco niewygodna. Sprawia, że nowa luna czuje się, jakby ważyła co najmniej dwa razy więcej niż zwykle.

Zewnętrzna warstwa jej sukni ma kolor zielony... Bardzo żywy zielony, przez co bez problemu mogłaby wtopić się w tym stroju w kolor traw. Dół zdobny jest ornamentami, wykonanymi jakby z czystego złota. Góra za to pełna niepotrzebnych nikomu koralików, również pokrytych złotem, tak jak odznaczająca klatkę piersiową naszywka. Tylko falbaniaste rękawy mają białe, tiulowe podszycie, co jeszcze bardziej irytuje Luizę. Tylko na stopy omega nałożyła jej szare pantofelki, których i tak nie widać przez tę problematyczną suknię.

Wpojony przeznaczonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz