X Prawda

256 20 0
                                    

Podczas posiedzenia w wielkim ministerstwie WW, które to podlicza tegoroczne statystyki wśród nadprzyrodzonych z różnych części rejonu, Dorian nie potrafi skupić myśli. Cały czas w głowie widnieje przed nim jego przeznaczona, która w ostatnim czasie wydała mu się zbyt silna. Zbyt samodzielna i zbyt władcza. Boi się, że stanie się z nią to samo, co spotkało jego matkę, a on podzieli losy swojego ojca. Nawet jeśli nigdy nie chciał być taki jak on, teraz jednak widzi, że łączy ich więcej niż mógłby przypuszczać.

Na tę myśl zaciska pięści pod stołem i w myślach przeklina tę beznadziejną sytuację.

W końcu jednak pierwsza część posiedzenia kończy się i zaczyna przerwa na kawę. Ale Dorian ma ochotę już tylko wrócić do watahy. Niestety – nie dość, że całe to posiedzenie zajmie jeszcze dwa długie dni, to dodatkowo nie jest on w stanie teraz odejść z dala od tłumu, by zebrać myśli. Nagle zostaje zaczepiony przez osobę, której nie znosił odkąd tylko spotkali się po raz pierwszy.

Maks Balcerowicz. Przyszły alfa watahy Zielonego Księżyca, która do dziś jest jednym z głównych sojuszników Zaklętych. Jednak chłopak podejrzewa, że następca Karola Balcerowicza nie jest na tyle kompetentny, aby w przyszłości nadal bratać się z nim i jego szlachetnym stadem. Najpewniej wynika to z najzwyczajniejszej zazdrości dla królewskiego rodowodu, którym Zaklęci mogą się poszczycić.

Lecz teraz póki co powinni się dogadywać, chociaż przez wgląd na żądanie ich ojców.

– Wszystko w porządku, alfo? – pyta Maks, unosząc do góry brew. – Nie wyglądałeś dziś, jakbyś był prawdziwym sobą.

Dorian podejrzewał, że ktoś zauważy jego rozproszenie, mimo prób utrzymania pozorów. Ale dlaczego to musiał być on?

– Nie wasza sprawa.

– Och! – Blond loki Maksa podskakują, gdy ten odchyla się do tyłu, jakby został uderzony. – Wiem, że po objęciu stada planujesz zerwać stosunki polityczne między nami, ale wydaję mi się, że mimo wszystko powinieneś być teraz nieco bardziej miły. Jednak nasi ojcowie nadal współpracują.

Jego uwaga wydaje się Dorianowi zbyteczna, dlatego próbuje on odejść, unikając odpowiedzi. Ale szybko okazuje się, że Maks dalej ma coś do powiedzenia:

– Wiesz, jeśli coś się dzieje, czasem warto się wygadać. Mi na przykład kilka dni temu zaginęła narzeczona. Wiesz, ta Luiza na którą miałem chrapkę od dłuższego czasu.

Nagle Dorian zatrzymuje się, a pięści zaciska tak mocno, że bieleją mu kłykcie.

To nie może być przypadek, ani zbieg okoliczności...

– Luiza... Olczak? – dopytuje Dorian, który od chwili przybycia jego przeznaczonej do watahy, zdobył kilka podstawowych informacji od jej przyjaciółki.

– Tak, tylko... Skąd znasz jej nazwisko? Nie wydaję mi się, bym wyjawił ci kiedyś taką informację.

Wtedy Dorian odwraca głowę w kierunku Maksa i choć wie, że nie powinien tego robić, ochota na utarcie nosa temu brzydalowi, wygrywa w nim.

– Może stąd, że została niedawno luną mojego stada?

Szare oczy przyszłego alfy Zielonego Księżyca powiększają się silnie, a kiedy dociera do niego znaczenie słów Doriana, omal nie skacze w jego stronę.

– Porwałeś ją! Jak mogłeś?!

– Wiń o wszystko tego idiotę, który faktycznie to zrobił. Nie mnie. Ja ją jedynie przysposobiłem.

Zęby Maksa zgrzytają.

– Oznaczyłeś ją?! Jak mogłeś?! To była dobra dziewczyna, która miała na celu zostać paryską projektantką mody... Zniszczyłeś jej marzenia!

Wpojony przeznaczonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz