Rozdział 6

83 7 0
                                    

Kolejne dni, pamiętam jak przez mgłę. Wszystkie mi się zlewały. Wstawałam, jadłam przygotowane wcześniej jedzenie, a później kładłam się i zasypiałam, albo patrzyłam tępo w sufit. Czasami czytałam książki. Od zawsze lubiłam czytać książki, bo pozwalały mi na ucieczkę. Mogłam żyć przez chwilę jako bohaterka romansu lub jakiejś powieści przygodowej. Później przychodziło jednak gorzkie rozczarowanie, gdy trzeba było wrócić do realnego życia. Nie mogłam też czytać często. Ojciec mi zabronił i wielokrotnie karał, gdy tylko znalazł mnie czytającą. 

Tydzień przed planowanym ślubem w czasie jednej z wizyt przyszłego męża, oprócz niego pojawiła się również starsza kobieta, która jak się okazało, odpowiedzialna była za uszycie dla mnie sukni ślubnej. Kobieta przez długi czas mierzyła mnie, zapisując wszystko w notatniku. Antonio co jakiś czas dodawał uwagi do projektu, a ja tylko stałam i myślałam o moim życiu.

-Podoba się, panience?- spytała uszczypliwie, a ja spuściłam wzrok. Mam wrażenie, że Larisa podpadła wszystkim.

-Pani Oktavio, cenię pani pracę, ale jeżeli zwróci się pani w  ten sposób do mojej narzeczonej, nie będę miał skrupułów i ukarzę panią. Obrażając ją, obraża pani również mnie, a ja na to nie pozwolę- powiedział surowo, a ja się zarumieniłam. 

To pierwszy raz, gdy ktokolwiek w ostatnich latach stanął w mojej obronie. Zrobiło mi się trochę miło i zrodziła się we mnie odrobinka nadziei na to, że życie z tym mężczyzną nie okaże się moim kolejnym piekłem. Po chwili jednak wróciłam do rzeczywistości.  

-Podoba mi się...- powiedziałam cicho, a mężczyzna przyjrzał mi się uważnie. Sama siebie zaskoczyłam, że się odezwałam. Praktycznie od razu, ponownie spuściłam głowę. 

-Dobrze, w takim razie, sukienka będzie gotowa za cztery dni. Mam ją przywieść? 

-Nie, ktoś z moich ludzi ją od pani odbierze.

-Dobrze, panie Vito. Ja już pójdę... Do widzenia panie Vito...- powiedziała kobieta i już miała wychodzić, gdy mężczyzna odchrząknął i spojrzał na nią ostrzej- Do widzenia, panno Musso.

Kobieta opuściła lokal, a Antonio spojrzał na mnie i gestem ręki wskazał, abym zajęła miejsce  na kanapie. Sam usiadł na fotelu, tym samym który zajął podczas naszej pierwszej rozmowy.

-Lariso, musimy sobie coś wyjaśnić. Wiem, że nie zaczęliśmy dobrze, ale do póki mi nie podpadniesz, nie masz się czego obawiać. Ochroniarze nie skarżą na ciebie, wręcz chwalą. Mówią, że przez większość czasu czytasz książki. Gdyby nie to, że pokazałem twojemu ojcu twoje zdjęcie, a on się szczerze przejął, pomyślałbym, że moi ludzie porwali nie tą osobę co trzeba- zaśmiał się, a ja wstrzymałam oddech, ale po chwili go wypuściłam, bo mężczyzna uważnie mnie obserwował. Moje zachowanie i tak spowodowało, że przymknął powieki- Coś nie tak?

-Rozmawiał pan z moim ojcem?- spytałam szybko, żeby nie wzbudzać większych podejrzeń.

-Tak, sama z nim nie długo porozmawiasz. Przyjdzie na nasz ślub.

Zamknęłam na dłuższą chwilę oczy, żeby mężczyzna nie zobaczył strachu, który ponownie tego dnia mnie dopadł. Obawiałam się, że ojciec kobiety pozna prawdę. Byłyśmy podobne, ale chyba nie na tyle, by pomylił ją jej ojciec. 

-Bardzo dziwnie się zachowujesz, Lariso- westchnął mężczyzna po czym podszedł do mnie i uniósł dłoń. Ponownie przymknęłam powieki i delikatnie się skuliłam, przygotowując się na uderzenie, które nie nastąpiło. Po dłuższej chwili, otworzyłam oczy, a wtedy mężczyzna pogłaskał mnie delikatnie po policzku i złapał za podbródek- Nie uderzę cię. Nie teraz, gdy jesteś grzeczna. Poza tym twoja makijażystka miałaby dodatkową robotę w dzień ślubu, a chcemy przecież żebyś prezentowała się idealnie.

-Przepraszam- mruknęłam cicho, głównie z przyzwyczajenia. 

-Zobaczymy się następnym razem dopiero przy ołtarzu, gdzie przyrzekniesz mi wierność. Do tego czasu, bądź grzeczna i nie sprawiaj problemów, bo nie będę miał jak do ciebie przyjechać i jedyną osobą, która będzie mój ojciec. A z tego co wiem, nie paja do ciebie sympatią i na pewno ukarałby cię bardzo surowo...- wyszeptał groźbę do mojego ucha, po czym zostawiając mnie samą, opuścił apartament. 

Siedziałam na kanapie jeszcze przez chwilę, po czym poszłam do sypialni, gdzie czekała na mnie książka, którą zaczęłam czytać jeszcze przed przybyciem mężczyzny.  W ciągu zaledwie chwili, znalazłam się w fantastycznym świecie z powieści. Nawet nie wiem kiedy, usnęłam.

-Wstawaj kurewko!- usłyszałam głośny krzyk, który spowodował, że natychmiast usiadłam na łóżku i otworzyłam oczy. Jeszcze mało przytomnym wzrokiem rozejrzałam się po pokoju, a mój wzrok wylądował na obcym mężczyźnie. Miał jasne włosy i zielone oczy. Był wysoki i umięśniony. Bałam się- Nie pamiętasz mnie, kurewko? Ostatnim razem bardzo głośno jęczałaś, gdy cię tak nazywałem- mężczyzna się zaśmiał i zamachnął, a jego dłoń wylądowała na mojej twarzy.

-Ja... 

-Zamknij się. Grzeczne kurewki otwierają usta tylko po to by zaspokoić potrzeby ich właścicieli. A ostatnim twoim właścicielem, byłem ja. Teraz rozłóż ładnie nogi kurewko. Zobaczymy czy przez ten czas, twoja cipka dalej jest na mnie chętna. 

Mężczyzna szybko pozbył się ubrań, po czym zdarł te które ja miałam  na sobie. Próbowałam się początkowo, ale mężczyzna uderzył  mnie kolejny raz w twarz, a ból sparaliżował mnie na tyle, że mężczyzna zdążył zbliżyć się do mnie. 

Tej nocy, po raz kolejny przeżyłam swój koszmar. 

Następnej podobnie. 

I kolejnej...

I kolejnej...

I następnej też...

-Panienko Lariso, dlaczego panienka jeszcze śpi?!- usłyszałam któregoś ranka- Panienka za trzy godziny bierze ślub!- krzyczała jakaś kobieta, a ja ledwo uchyliłam powieki. Nie miałam siły.

Z jednego piekła, do drugiego, później trzecie, a po dzisiejszym dniu do czwartego.

Nie odezwałam się, ani jednym słowem. Kobieta zaczynała się denerwować, więc niepewnie podniosłam się z łóżka. Kobieta podążała za mną jak cień. Pomalowała mnie i rozczesała moje długie włosy. Ubrała mnie w sukienkę, która jakimś sposobem znalazła się w pokoju. 

Balansowałam gdzieś na granicy snu, a rzeczywistości. 

Nie wiem kiedy, zostałam wyprowadzona z apartamentu.

 Nie wiem w jaki sposób znalazłam się w samochodzie.

Nie wiem kiedy, dojechałam do kaplicy.

Nie wiem kiedy, starszy, posiwiały mężczyzna podszedł do mnie i mnie uścisnął.

Nie wiem kiedy, ten sam mężczyzna nazwał mnie córeczką i kiedy znalazłam się przed ołtarzem.

Działałam jak robot. Nie patrzyłam na nikogo. Powtarzałam słowa przysięgi małżeńskiej, tak cicho, że kapłan kazał mi je powtórzyć jeszcze dwa razy. Powiedziałam sakramentalne tak, a później ponownie odcięłam się od rzeczywistości. W którymś momencie znalazłam się na sali, a później wirowałam w objęciach, kolejnych mężczyzn. 

-Ćpałaś?- spytał mnie znajomy głos. Uniosłam na sekundę wzrok, a później znów go spuściłam. Nie odezwałam się. Uparcie milczałam, gdy mężczyzna zbliżył dłoń do mojej twarzy. Już nawet się nie skuliłam. Nie przymknęłam powiek. Po prostu czekałam na uderzenie, mając nadzieję, że okaże się być tym ostatnim, które będzie oznaczać mój koniec. 

Boże błagam, uwolnij mnie już od bólu. Zabierz mnie do swojego piekła, bo ono w porównaniu do tego co przechodzę tutaj, będzie zbawieniem. Boże błagam...

Il mio infernoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz