Rozdział 4

3.7K 178 13
                                    

Laylah

Patrzyłam jak ludzie z biura szeryfa zabierali ciało pani Price w białym worku. Lekarz sądowy wstępnie stwierdził, że mógł to być zawał. Teraz od jej córki zależy czy będą robić seksje.

-Nie martw się Eden. – Szeryf Collins ścisnął moje ramię w geście wsparcia. – To oczywiste, że była to śmierć z przyczyn naturalnych.

Czy on właśnie insynuował, że inni mogą pomyśleć, że to moja wina?

-Nie było mnie od 7 w domu. – Wolałam już na wstępnie wszystko wyjaśnić.

-Oczywiście, wiem jak ciężko pracujesz.

-Czy ciało w białym worku to moja matka? – Do domu weszła Wendy, córka pani Price.

Ta kobieta zbliżała się do 50-tki i z twarzy wyglądała na surową kobietę, jak typowa nauczycielka matematyki. Po prostu bez kija nie podchodź.

-Tak. Wyrazy współczucia. – Powiedział szeryf.

-Nie są mi one potrzebne. – W ogóle nie wyglądała jakby przejęła się śmiercią własnej matki. – Była stara, kiedyś to musiało się stać. Czy znamy przyczyny?

-Wstępnie, zawał serca. – Wyjaśnił mężczyzna.

-I niech tak zostanie. – W końcu spojrzała na mnie. – Możesz tu zostać jeszcze przez miesiąc, chcę już powoli przygotować dom do sprzedaży.

Miałam ochotę krzyknąć jej w twarz, że jej matka co dopiero umarła i powinna mieć odrobinę więcej szacunku, tym bardziej, że zabierała jej każdy grosz jaki miała.

-Dobrze. – Nie mogłam sobie pozwolić na wybuch. Nie chce już teraz wylądować na ulicy.

-I nie włączasz ogrzewania. Rachunki są wystarczająco wysokie. Ogólnie powinnam podnieść ci czynsz. Teraz będziesz tu sama i nie mam zamiaru ponosić niepotrzebnych kosztów.

-Słucham? – Byłam w szoku.

-Dobrze słyszałaś, podnoszę czynsz o sto procent. – Nie dając mi dojść do słowa, odwróciła się na pięcie i wyszła z domu.

Przecież to są dwie wypłaty w kwiaciarni... Równie dobrze już teraz mogę pójść na ulicę.

-Na pewno nie jest tak źle. – Szeryf poklepał mnie po plecach. – W końcu, ile może wynosisz taki czynsz? Pewnie prawie nic.

Nie wiedziałam, czy mam płakać, czy może się śmiać. To są jakieś żarty...

-Będę się zbierał. Jak coś to dzwoń. – Zapiał kurtkę i wyszedł.

Oparłam się o ścianę i osunęłam się na podłogę.

-Mam dosyć... - Szepnęłam do siebie.

Jestem zmęczona.

Richard miał rację, nie daje sobie radę w życiu bez niego. Może i mnie bił, może i wykorzystywał, ale miałam dach nad głową...

Ukryłam twarz w dłoniach i pozwoliłam sobie na cichy płacz.

O czym ja teraz myślę? Aż tak ze mną źle?

Czy nie mogłam być uratowana tak jak w mojej książce? Pragnęłam tylko poznać mojego księcia na białym koniu, który by wyrwał mnie z toksycznego małżeństwa. Wiem, że kobiety teraz są niezależne, ale ja zawsze marzyłam o historii typowego kopciuszka.

A co dostałam? Mordercę, który może nadal na mnie polować i zmusił mnie do ucieczki.





Benedict

Zgubiona w jego oczach (18+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz