VincenzoObserwowałem upadek mojego ojca od dłuższego czasu. Nie chciał mnie słuchać, nie chciał mojej pomocy. Próbowałem przekonywać go, że nawet w mafii trzeba iść z biegiem czasu i zastosować inne metody, rozszerzyć nasze działania na inne branże czy chociażby zmodernizować działanie dotychczasowych biznesów. On uważał inaczej.
Wycofałem się i spokojnie czekałem. Imperium, które budowali nasi przodkowie powoli zmieniało się w ruinę. To zaczęło się dużo wcześniej niż zaatakowała Bratwa, ale nawet pieprzeni Rosjanie zauważyli jaką wydmuszką się staliśmy. Czekałem więc na odpowiedni moment, w którym będę mógł przejąć stanowisko. Mój ojciec nie był stary, ale jak na pięćdziesiąt osiem lat przystało nie miał świeżego spojrzenia na sytuację. Nie to co ja. Nie miałem żony ani dzieci, więc mogłem skupić się na ważniejszych sprawach niż zabawa w dom.
Właśnie z tego powodu bardzo długo odwlekałem wybór swojej narzeczonej. Zawsze zdołałem znaleźć jakieś mankamenty w podsuwanych mi propozycjach kobiet z rodziny lub innych zaprzyjaźnionych organizacji. Niestety nawet będąc wysoko postawionym człowiekiem w mafii, nie mogłem tego unikać. W końcu postawiłem na najbardziej mdłą i typową kobietę jaką znalazłem. Francesca była wychowana na damę, żonę przyszłego bossa. Wiedziała gdzie jej miejsce i jak ma się zachowywać, a to było dla mnie najważniejsze. Miałem wystarczająco problemów w pracy, nie chciałem kolejnych w życiu prywatnym. Zawarłem z nią umowę, ona miała na palcu pierścionek mówiący wszystkim, ze zostanie przyszłą panią D'angelo, a ja miałam spokój i nie zawracała mi głowy pierdołami.
W końcu nadszedł mój dzień. Dzień, który wszystko zmienił. Kto by pomyślał, że moja narzeczona jednak się do czegoś przyda? Przynajmniej do czegoś więcej niż siedzenia w domu i rodzenia dzieci. Jak na członka mafii przystało, poświęciła się dla lepszego jutra. Co prawda zrobiła to nieświadomie i raczej nie chciała umierać, ale nie zawsze dostajemy to czego pragniemy.
- Vincenzo? - z zamyślenia wyrwał mnie mój brat i Consigliere w jednym. Od zawsze wiedziałem, że nim będzie. Moją prawą ręką musi być ktoś, komu ufam bezgranicznie. Ktoś, kto poświęci się dla mojej sprawy. Gdy tak myślę, może Francesca też by się nadawała.
Stłumiłem śmiech i spojrzałem na Carlo.
- Musimy iść, inaczej się spóźnimy - powiedział popędzając mnie.
Spojrzałem na zegar wiszący na ścianie. - Z tego co widzę już jesteśmy spóźnieni - mruknąłem.
- To nie moja wina - wydukał.
- A czyja? Czyżby nasza kucharki? - spojrzałem na niego dwuznacznie. Widziałem, że pieprzy ją od dłuższego czasu. Nie jeden raz chował się z nią po kątach, przez co spóźniał się na ważne spotkania. Na szczęście tym razem mieliśmy w planach jedynie imprezę zaręczynową syna jednego z moich underbossów. Nie musiałem się tam pojawiać, ale zważywszy na nastroje panujące w naszych szeregach musiałem chociaż złożyć gratulacje.
Carlo prychnął, po czym uśmiechnął się. - Może nie wiesz bracie, ale przy dobrej zabawie czas szybko płynie.
Posłałem mu krzywy uśmieszek. - Widzę jednak, że masz problem z oddzielaniem ich od pracy, bracie. Zbieraj się, za chwilę wychodzimy.
- Myślę, że ta impreza dobrze ci zrobi. Może wreszcie znajdziesz sobie zastępstwo Fran. Chyba minęło już wystarczająco dużo czasu? Ile facet może wytrzymać bez szparki?
Minęły dopiero 3 miesiące, dla niektórych członków rodziny to zdecydowanie za szybko, abym szukał zastępstwa. Musiałem honorowo potraktować jej śmierć. Poza tym było mi to na rękę, zajmowałem się naprawianiem tego, co ojciec zdążył zniszczyć. Musiałem zmodernizować nasz biznes, nawiązać nowe współprace i zacząć zarabiać porządne pieniądze. Niestety wciąż szukałem szczurów wśród moich ludzi. Odkąd Pietro Guerra postanowił opuścić naszą rodzinę zdradzając z Nowym Jorkiem wciąż pracowałem nad złapaniem wszystkich, którzy mu pomagali, również tych, którzy uciekli razem z nim.
- Nie każdy potrzebuje moczyć fiuta pięć razy dziennie, Carlo - mruknąłem zbierając najważniejsze rzeczy, które musiałem wziąć na imprezę. Prezent oraz broń. Nigdy nie chodzę bez niej, nawet gdy jestem wśród ludzi, którym powinienem ufać bezgranicznie. Nawet Carlo o tym widział.
Mój brat westchnął. - Nawet ty czasem tego potrzebujesz a z tego co wiem, nie chodzisz do naszych klubów.
Uniosłem brwi. - Kontrolujesz z kim się pieprzę?
Byłem bardziej dyskretny, niż Carlo mógł myśleć, dlatego też nic się nie dowiedział. Nie lubię gdy ktoś szpera w moim życiu osobistym.- Kontroluję, czy spuszczasz trochę pary, bo ostatnio jesteś trochę nerwowy.
Byłem, ale raczej szybki numerek nie rozwiąże moich problemów.
Stanąłem na przeciwko niego. Byłem trochę wyższy i pozornie nie wyglądaliśmy na braci. Jego kruczoczarne włosy miały się nijak do moich brązowych. Ja przejąłem urodę po ojcu, on po matce. Dzieliło nas pięć lat, ale zwykle dogadywaliśmy się bardzo dobrze. On jednak wciąż nie wyrósł z zabawy, kiedy ja musiałem się martwić o całą rodzinę i podejmować decyzje, które ważyły na losach wielu.
- Nie musisz się tym martwić - mruknąłem przepychając się w drzwiach, w których stał.
- Bracie, nawet ty tego potrzebujesz!- krzyknął za mną, ale nie zamierzałem na to odpowiadać. Musiałem ubrać pieprzony garnitur na cholerne zaręczyny.
CZYTASZ
Zły czas [18+]
RomanceDark Romance, Slow burn Nadeszły niebezpieczne czasy dla sycylijskiej mafii, co gorsza aktualny Boss Giovanni D 'Angelo nie jest w stanie sprostać zadaniu, jakim jest trzymanie rodziny w kupie. Coraz więcej ludzi zaczyna w niego wątpić i konspirowa...