chapter8

102 6 1
                                    


Sofia

Byłam wtedy wystraszona jak nigdy. Vincenzo złapał mnie za lewe ramię, po czym zaczął ciągnąć w nieznanym mi kierunku. Nie szukałam nawet mojej znajomej, bo wiedziałam, że nikt mi w tym momencie nie pomoże.
Chryste, tyle klubów w Palermo i akurat on musiał być w tym?! Zaczęłam podejrzewać, że jakieś fatum ciążyło nade mną.

Przeszliśmy po schodkach prowadzących na dodatkowe piętro z lożami, o którym nie miałam wcześniej pojęcia. Musiało to być miejsce dla VIPów. Przeszliśmy obok Carlo, który jedynie obejrzał się za nami i uniósł kącik ust. Nie ważył się zapytać o co chodzi, poza tym sama nie byłam pewna co się dzieje. Sądząc również po braku reakcji z jego strony, nie mogłam liczyć na ratunek.
W końcu weszliśmy w korytarz, który poprowadził nas do gabinetu. Boss puścił mnie dopiero, gdy zamknął za nami drzwi.

Stanęłam tam. gdzie mnie zostawił nie bardzo wiedząc, co powinnam zrobić. Skuliłam się podświadomie wiedząc, że jako ofiara nie powinnam prowokować drapieżnika.

Vincenzo D'Angelo zdecydowanie nim był.

Mężczyzna podszedł do biurka, po czym przysiadł na nim obserwując mnie. Zeskanował wzrokiem od stóp do czubka głowy. Nie było w tym jednak nic nachalnego. Nie wyczułam w tym podtekstu seksualnego, co trochę dodało mi otuchy. Był ciekawski, analizował moją postać całościowo, nie mój biust czy tyłek.

W końcu westchnął i spojrzał mi w oczy.

- Sofia, czemu sprawiasz problemy? - zapytał jakby nigdy nic.

Zupełnie pominął fakt, że jeszcze kilka minut temu nie wiedziałam kim jest oraz to, że dwa lata temu zrobiłam coś... Czego nie powinnam.
Odetchnęłam częściowo z ulgą.

- Ja... Jestem grzeczna - odpowiedziałam zachrypniętym głosem lekko skonfundowana.

Uniósł kącik ust. - A jednak jesteś tu sama, bez ochroniarza. Jedna z naszych bawiąca się wśród pospólstwa - wypowiedział to lekceważące sformułowanie, jakby wcale nie było obraźliwe.

- Nie ładnie nazywać tak swoją klientelię - wytknęła mu.

- Nie ładnie okłamywać wuja, że jesteś bezpieczna - skontrował.

Nie to żebym coś takiego zrobiła... Po prostu przemilczałam parę faktów.

- Powiedz mi, Sofio, po co tu dziś przyszłaś?

- Chciałam pobawić się z koleżanką - odpowiedziałam zgodzie z prawdą.

Nie miałam w planach nic złego, nie przepadałam tez za alkoholem. Chociaż raz chciałam iść do klubu, zobaczyć jak bawią się ludzie i sama trochę się rozerwać.

- Tylko koleżanką? Nie zabrałyście żadnych kolegów? - dopytywał przyglądając się zupełnie jakby miał wariograf w oczach.

Wywróciłam oczami. Oczekiwał zapewne specyficznej odpowiedzi. - Nie wolno mi mieć kolegów. Jesteśmy tu same - mruknęłam niechętnie.

Może nie powinnam odsłaniać swoich wszystkich kart, ale nie chciałam, by sam boss miał o mnie złe zdanie. Nie byłam panną lekkich obyczajów. Nie mogłam być plamą na honorze mojej rodziny.

Vincenzo pokiwał głową. - Czyli to jedyna z zasad, której dziś nie złamałaś.

A jakie dziś złamałam?  W porządku, jestem tu sama, nikt o tym nie wie, nie powiedziałam prawdy wujowi oraz jestem deczko wstawiona, ale nie pijana. Nie było tak źle. To nie tak, że weszłam na teren wrogiego ugrupowania, no nie? Po prostu zachowywałam się jak studentka czerpiąca z życia garściami.

Zły czas [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz