chapter3.

106 4 0
                                    


Sofia 

Wyjechaliśmy z domu godzinę przed planowanym rozpoczęciem imprezy zaręczynowej Dominica. Mieszkaliśmy poza Palermo, więc byliśmy przyzwyczajeni do takich wycieczek. Na szczęście nie zdarzały się one zbyt często. Wolałam mieszkać na obrzeżach, w mniejszym mieście. Dzięki temu nie byłam otoczona przez zgiełk oraz nieznajomych mi ludzi. Ludzi, którzy mogli być potencjalnym niebezpieczeństwem. 

Od kiedy wuj Paolo uczył mnie posługiwania się bronią, zrozumiałam, że nie mogę być już naiwną i ufną dziewczynką. Musiałam dorosnąć szybciej niż tego chciałam, ale w głębi duszy nie pogodziłam się z tym co wiązało się z noszeniem nazwiska Bernardi. 

Spojrzałam na mojego młodszego brata, który zajęty był swoim smartfonem. Od niego też wymagano, aby przestał być dzieckiem, ale dodatkowo musiał utracił swoją czystość. Pewnie już niedługo splami swoje ręce krwią. 

Skrzywiłam się na samą myśl, że Diego mógłby kogoś skrzywdzić. Jeszcze nie tak dawno lepiliśmy domki z pisaku na plaży Calamosche w Noto, gdzie mieszkała moja kuzynka. Jeździliśmy tam w każde wakacje i to tam poznałam Angelo. 

Uśmiechnęłam się na samą myśl o tych beztroskich czasach. Angelo jako syn jednego z żołnierzy często nas pilnował, ale nie był przy tym drętwy. Chętnie spędzał z nami czas angażując się w zabawy.  Był ode mnie dwa lata starszy, ale ta różnica nigdy mu nie przeszkadzała. Podobał mi się od kiedy zrozumiałam, że chłopcy nie są tacy okropni. Dopiero po jakimś czasie zrozumiałam, że to było jedynie ulotne zauroczenie. 

Jednak nie przeszkodziło mi to w oddaniu mu pierwszego pocałunku. On naprawdę mnie lubił a ja... Byłam na tyle wyrachowana, że gdy spytał, czy chciałabym zostać w przyszłości jego żoną, powiedziałam tak. Miałam  piętnaście lat, byliśmy młodzi i myśleliśmy, że takie decyzje możemy podejmować sami. Obiecał, że zanim sprezentuje mi pierścionek, zapyta mojego ojca o moją rękę. 

Posmutniałam przypominając sobie, co stało się po tym. Mimo, że moja rodzina była misko usytuowana w hierarchii, to Angelo był jeszcze niżej. Diego nakrył mnie i Angelo na pocałunkach, co poskutkowało pobiciem mojego niedoszłego narzeczonego. zrobił to jego własny ojciec. Od tego feralnego czasu minęło kilka lat a ja wciąż nie mogłam wrócić do Noto. Zbyt wiele ran otwierała sama myśl o tym. 

Ponownie spojrzałam na brata. Tym razem i on obserwował mnie. Zmarszczył brwi. 

- Co jest? - zapytał bez ogródek. 

Próbowałam ubrać się w swój najlepszy uśmiech. - Myślę, która z dziewczyn zawróci Ci w głowie - wyszczerzyłam się. 

Najlepszą metodą było odwrócenie jego uwagi. 

Diego prychnął. - Żadna. Nie mają tego czego szukam. 

Uniosłam brwi. - Czyżbyś już miał kogoś w serduchu? 

Zerknął na mnie z ukosa. - Powiedzmy, że są dla mnie za młode. 

Trochę mnie to zaniepokoiło, bo już wcześniej zauważyłam, że mój brat wodzi maślanymi oczami za trochę innym przedziałem wiekowym kobiet. Miałam nadzieję, że mu przeszło, albo chociaż nie zrobi nic głupiego, jak miał to w zwyczaju. 

- Oh, Diego. Dorosną zanim się obejrzysz. Swoją drogą może to i dobrze, że są młode, będziesz miał więcej czasu na poznanie się z nimi przed ślubem. 

- Ciekawe o czym miałbym z nimi gadać. O problemach w kasynach? O dowozie dziwek do klubu czy zaplanowanym przemycie towaru? - zrzędził.

Nie spodziewałam się takiego wyrzutu z jego strony. - Nie chcesz szukać sobie narzeczonej, tak? 

- Brawo, skąd wiesz? - zakpił. 

Wywróciłam oczami. Jak na szesnastolatka był prawdziwym wrzodem na dupie. Rozpieszczonym wrzodem. 

- To witam w klubie, braciszku - powiedziałam przesłodzonym głosem, po czym nie czekając na jego reakcję odwróciłam się w stronę okna. Dziękowałam w myślach, że ojciec i matka jechali drugim autem, więc słyszeć nas mógł jedynie kierowca, który raczej by na nas nie doniósł. Rodzice nie znieśli by dobrze takich rewelacji. Ba! jestem pewna, że zrobili by wszystko, abyśmy z Diego wyszli z dzisiejszej imprezy z wstępnymi umowami przedmałżeńskimi. 

- Ktoś z nas musi się poświęcić, Sofia - powiedział twardo. - Musimy przedłużyć nasz ród - podkreślił, jakbyśmy byli nie wiadomo jaką rodziną królewską. Nie byliśmy. 

Wkurzona popatrzyłam na niego. 

Spojrzał mi w oczy po czym dodał. - I to nie będę ja. Przynajmniej nie przez najbliższe lata. 

- Powodzenia, bo ja też nie zamierzam. Poza tym jeśli wyjdę za mąż, dostanę inne nazwisko. Moje dzieci nie będą spadkobiercami rodu Bernardi - wyśmiałam jego postanowienia. 

Uśmiechnął się krzywo. - Widzę, że już się z tym pogodziłaś, dobrze. Nie zapomnij o mnie gdy będziesz szukać chrzestnego dla swoich dzieci - wykorzystał moje rozważania przeciwko mnie. 

Nie, nie pogodziłam się z tym i jeśli moja rodzina tego nie uszanuje, będę musiała ich mocno rozczarować. Gdzieś z tyłu głowy krążyły mi myśli odnośnie opuszczenia szeregów mafii, ale oznaczało to dwa scenariusze. Albo mi się uda i nigdy nie będę mogła skontaktować się z rodziną, albo spocznę w trumnie jako zdrajca.  Obie wersje nie brzmiały zbyt kolorowo. 



Zły czas [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz