Rozdział 5 - Lanesra

6 1 4
                                    

Lanesra, dalej czuła ten ból… zwłaszcza po tym, jak niedawno czuła słodki ciężar Ethana na sobie. Nawet w takiej chwili zatracenia zapomniała o połamanych żebrach, które jeszcze się nie zrosły. Ta regeneracja wręcz mogła szybciej trwać! Chcąc, czy nie chcąc, nie miała jak tego przyspieszyć. Jedyne co pozostało to tylko czekać i mieć nadzieję, że ten przerośnięty futrzak nie zaatakuje ponownie tego dnia, wiedząc, w jakim będzie stanie. Jest to chyba ostatnie, co by zrobił. Tak przynajmniej mogło się wydawać. Chcąc czy nie chcą, była jego Mate… Dlaczego on? Jej wróg? I to z dziada pradziada. Jak nie dalej sięgał konflikt terytorialny. I ten pakt… Dalej egzystował między ich stadami… Doskonale pamiętała, jak od ojca pierwszy raz słyszała o nim. 

Mężczyzna stał z pustym wzrokiem utkwionym w paśmie utraconego terenu. A ona nie rozumiała tej nienawiści, jaka nim kierowała. Znała go zbyt dobrze, żeby wiedzieć, że ta emocja kryje się za tą maską. W końcu od śmierci jej matki wyzbył się wszystkich uczuć. A ona się tego uczyła. Spędzała z nim dużo czasu. Więc nie trudno było jej to rozpoznać. Zresztą innej emocji nie pokazywał i zapewne nie odczuwał.

— Tato… — zaczęła dziewczynka, lecz szorstki głos ojca nie dopuścił jej do dalszego słowa.

— Alfo. Ile razy mam ci to powtarzać? 

— Alfo… — poprawiła się, miętoląc skrawek bluzki, który szybko puściła, dobrze wiedząc, że nie powinna pokazywać skruszenia. — Dlaczego tu stoimy? To tylko dziesięć metrów, a nie całe terytorium — dodała, przenosząc wzrok z ojca na odebrany teren. Wyprostowała się, chcąc w tej sposób upodobnić się do ojca. Stać zawsze dumnie jak on. Ale nigdy jej za to jeszcze nie pochwalił. 

— Lanesro, nawet dziesięć metrów jest ogromną stratą. To my powinniśmy zyskiwać z każdą walką terytorium, a nie te psie móżdżki. Chuje jedne. — Prychnął, ale odwrócił się do córki, wbijając w nią wzrok, po czym kontynuował: — A to wszystko przez ten cholerny pakt. Pradziad mojego pradziada zabił obecnego Alfę watahy. A jego syn, dokonał zemsty na ojcu. A młodsi, synowie ich złożyli pakt z krwi. 

— Z krwi? — dopytała, wracając wzrokiem na mężczyznę. Chociaż starała się nie pokazać zainteresowania. Jeszcze się nauczy. I będzie jej to z większą łatwością przychodziło. 

Zauważyła, jak przewrócił oczami, jakby było to oczywiste. Ale nie dla niej. Nawet nie miała pojęcia, że takie coś istnieje. A przede wszystkim, na czym polegało. W porządku, istniało wiele dziwnych i zarazem fascynujących rzeczy w ich świecie, ale krew?

— Tak samo jak wilki przekazują sobie watahę. Nic? — zapytał, ale Lanesra pokręciła głową przecząco, dlatego przeniósł wzrok na drzewa, kontynuując: — Przysięga krwi, polega na rozcięciu nadgarstka, jak do samobójstwa w poziomie. Krew spływa do kielicha jednej osoby, potem tak samo z drugą. Krew się miesza ze sobą. Słowa przysięgi, po czym jedna i druga osoba pije tę krew. A los pieczętuję tę obietnicę, czy przysięgę. Nie można jej zerwać. A przynajmniej jest to praktycznie niemożliwe do wykonania. Nawet nakładanie kolejnej i kolejnej. Więź Mate. Ale nie muszę się obawiać, że z Hoodem zerwiecie pakt? 

— Oczywiście, że nie, Alfo. Nigdy w życiu z psem. Nie — odpowiedziała, prostując głowę, by móc także jak mężczyzna wbić wzrok w drzewa.

***

Lanesra, zacisnęła dłonie w pięści, idąc szybko w stronę posiadłości. Nie chciała tam stać dłużej. Nie z myślą, że jest to wina jej siostry idiotki. Wiedziała nawet, co zrobi w akcie zemsty. Będzie miała wszystkich na sumieniu. To będzie dla niej solidna nauczka. Ryszard Zerwa, Fred Little, Linda Gamenfor i Kaja Noon. A zarazem oni dostaną nauczkę, chociaż jednego musiała oszczędzić, bo chcąc czy nie chcąc, był na warcie. 

Spójrz na mnie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz