Tygrysica zamachnęła się łapą rozcinając policzek wilka. Zawył złowieszczo, skacząc na nią, ale udało jej się odskoczyć w bok. Od razu przyciągnęła łeb do ziemi, napinając mięśnie, gotowa do ataku. Mruknęła, prezentując swoje ostre kły. Pokręcił głową, ale i tak przyjął pozycję.
Skoczyła, ale niestety trafiła w przestrzeń. Nagle jej cielsko zostało powalone na ziemię. Czuła jego oddech przy swoim pysku. Jego ślina skapnęła tuż przy jej oku. Rozwścieczyło ją to jeszcze bardziej, dlatego próbowała wydostać spod wilka, ale nadaremnie, ponieważ ze zdwojoną siłą na nowo na nią naparł. Warknęła, wbijając w jego nogę kły. Pierwszy błąd.
Wstała szybko, raz jeszcze napierając na niego. Batalia trwała w najlepsze, gdy jedno drugie próbowało gryźć i drapać, przesuwając się wgłąb w las. Krew spływała po ich futrach.
Ból to siła.
Jedno najważniejsze przekonanie, które kierowało jej życiem i nie pozwalało jej przerwać walki. Nawet jak było jej słabo przez dużą utratę krwi. Musiała wygrać. Za wszelką cenę.
— Dość — szepnął, jakby czytał jej w myślach.
Akos w ludzkiej postaci upadła na ziemię. Nie ruszał się. Oddychał płytko, a całe jego ciało pokrywały brązowe zacieki, które znikały pod świeżą krwią. Ciężko było zobaczyć głębokie rozcięcia.
Umierał.
Zawahała się. Trwało to może z trzy sekundy, ale wydawało się, że minęły długie minuty zanim podeszła do niego. Zarzuciła sobie go na kark, po czym pobiegła w stronę domu głównego wilków. Pierwszy raz tak uważała co robi i gdzie biegnie, by przypadkiem nie spadł jej i nie połamał się jeszcze gorzej. Wystarczyło, że jego oddech stawał się coraz płytszy.
Obraz rozmywał jej się przed oczami, kręciło jej się w głowie. Warknęła, trzepiąc mocno głową, nie mogąc sobie pozwolić i by ona tutaj zemdlała. Już nie wiedziała czyja krew spływa po jej cielsku, ale w tej chwili to miało najmniejsze znaczenie. Budynek, tylko to miało teraz znaczenie.
Tygrysi ryk przeszył wyjątkowo spokojny i cichy las. Zupełnie, jakby wszystkie stworzenia zamarły w tym momencie. Nawet wydawało się, że wiatr zatrzymał się, czując, że Akos umiera.
Droga dłużyła się niemiłosiernie, a z każdym przebytym metrem słabła. Umrzeć oboje nie mogli, dlatego ostatnimi resztkami sił zaryczała, przyspieszając biegu. Potrząsnęła łbem, mrużąc oczy, jakby miało by jej to pomóc by nie straciła przytomności.
Do jej nozdrzy dotarł charakterystyczny zapach oznaczenia terenu przez wilkołaki. Jeszcze tylko chwila. Po paru sekundach ujrzała upragniony budynek. Uśmiechnęła się mentalnie ze swojego sukcesu. Wbiegła do środka, prawe zrzucając z siebie Akosa. Nikogo nie widziała, a nie pamiętała, którędy szło się do skrzydła szpitalnego. Dlatego zmieniła formę. Krew spływała z nich na dywan, na którym z sekundy na sekundę tworzyła się coraz większa kałuża krwi. Lanesra mimo że nogi się pod nią uginały, starała się podtrzymywać ciało Hooda.
— Pomocy! — krzyknęła, robiąc krok na przód. Zachwiała się, upadając na ścianę, o którą się oparła. Czułą jak kręciło jej się w głowie, a całym ciałem wstrząsnęła fala ciepła. — Pomocy! — krzyknęła raz jeszcze, starając się utrzymać bezwładne ciało, które wyślizgiwało jej się z ramion.
Usłyszała krzyki, ale nie odróżniła głosów. Wszystko zlewało się w jedną całość. Ktoś nią potrząsnął, ale i to nie poprawiło jej stanu. Wręcz huczało jej w uszach. Dyszała ciężko.
— Pomóżcie mu... — szepnęła jeszcze, ale nie miała pewności, czy zrozumieli ją, czy może to zostało wypowiedziane w jej głowie.
***
CZYTASZ
Spójrz na mnie
Werewolf"To co niemożliwym staje się możliwe. Nawet jak nie ma prawa bytu. Taka właśnie więź łączyła Lanesrę i Akosa. Nawet jak odpychali się, to i tak przyciągało ich do siebie. Jedno drugie chce zabić ale nigdy tego nie robi. Balansują między nienawiścią...