Lazurowe oczy… Już wiedział do kogo należały… do Lanesry. Sam nie wiedział, czy ma się cieszyć, że doszło między nimi do zbliżenia i mógł być chociaż przez jedną noc blisko niej. Czy powinien być zły na danego siebie, że pozwolił żeby may nieświadomie przyciągnęła go do siebie? Było to zbyt trudne pytanie. Nawet jak wyszła z tego pokoju hotelowego, a on został sam z bólem głowy i lekkim żołądkiem.
— I co teraz? — zapytał sam siebie, kładąc się na plecach, a przedramieniem zasłonił swoje swoje oczy.
Chcąc czy nie chcąc, nie mógł za nią pobiec. Nie byli zakochaną parą zwykłych ludzi. Niestety byli wrogami. Jedyne co by mogło to wskórać, to to, że doprowadziłby do batalii jeden na jeden. Nie miał na to ochoty ani siły. Nie teraz, gdy miał kaca. Na szczęście cały dzień cierpieć nie będzie. Plus bycia zmiennokształtnym.
— Cholera! — krzyknął, uderzając pięścią w materac, jakby miało pomóc mu to rozwiązać jego dylemat. Pomogło mu to jedynie ubrać się i wyjść. Zapłacił za pokój nie patrząc nawet na kwotę. Chciał jedynie już znaleźć się na swoim terytorium, a jeszcze lepiej w swoim pokoju, by wziąć prysznic. Może dzięki orzeźwieniu ciała, wpadnie mu do głowy jakiś pomysł.
***
Śnieżna tygrysica nie chciała wyjść z jego głowy. A najgorsze było to, że nie wiedział co powinien zrobić, żeby przełamać tę barierę, która otaczała dziewczynę. Nie potrafił całkowicie widzieć w niej wroga, zwłaszcza po wczorajszej nocy. Musiał coś zrobić. Tylko co? Skoro tyle lat bitew i nienawiści było za nimi. Czy tak już powinno zostać? Czy nie da się tego zmienić? Może i by się dało, ale nie wiedział jak. Co dobijało go. Dlatego póki co musiał przystać na to co miał, czyli rozlew krwi. Przynajmniej będzie mógł ją zobaczyć, zawsze coś.
Jego rozmyśla przetrwał dopiero jakiś nagi mężczyzna, który stanął w progu jego pokoju oznajmiając, że jakaś kobieta z stada Whitney chce się z nim widzieć. I to na pewno była jego była kochanka. Nie musiał nawet iść tego sprawdzać, był tego na sto procent pewny. Jednak wypadało iść. Dlatego niechętnie wstał z kanapy i ruszył ku swoich nowych granic, które wygrał. Jeszcze tego mu brakowało…
— Kaja? Zostawcie nas. Idźcie dalej pilnować granicy — powiedział, podchodząc bliżej kobiety. Jednak nie mógł pozwolić, by jedno ludzie posłuchali rozmowę. Powstałyby komplikacje, których chciał uniknąć ze strony święto ojca, który i tak już zbytnio zalegał z przekazaniem watahy. A to byłoby kolejny powód, by to jeszcze bardziej przeciągnąć. — K-kaja. Zostaw. Mnie. Udusisz. Dziękuję… Co ci się stało? Co tu robisz? — zapytał, gdy kobieta odsunęła się, kończąc swój żelazny uścisk.
Noon wyglądała okropnie. Nawet nie chciał na nią patrzeć przez pusty oczodół. Zebrała się w nim krew, która zastygła, zostawiając czarnego strupa, który także był pod miejscem, gdzie powinno być oko. Wręcz żołądek wywracał mu się do góry nogami. Nie był to idealny widok na kaca, zahacza, że widział plamki krwi na jej szyi, które nie zostały umyte. Dlatego staram się skupić na jej ustach, by tylko nie patrzeć na górną część jej twarzy. A kolejne jej słowa pomagały mu się skupić na czymś innym. Nawet jak mógłby dostać zawału, że jego ukochana nie żyje. Byłby to najgorszy scenariusz na życie, jaki miałby go spotkać. Do końca życia jego wilcza natura cierpiałaby z utraty przeznaczonej. Na szczęście szybko jego obawy zostały rozwiane. Żyła. Była to dobra wiadomość, jednak musiał jakoś pozbyć się kochanki. Tylko nie docierały do niej jego słowa, że nie chce z nią już być. Mogło być gorzej?
— A-ale… co ty mówisz? Hej, nie rób sobie żartów. — Zaśmiała się nerwowo. — A Ciri? Jesteś jej ojcem… Możemy stworzyć rodzinę… Ja… ja… dam ci szczęście. Na takie jakie zasługujesz… Pysiaczku słodziaczku… Kocham cię… — Zrobiła kolejny krok w jego stronę, lecz gwałtownie odsunął się, na co zatrzymała się. A jej oko zaczęło błyszczeć przez łzę, która się w nim zgromadziła. — Py…
CZYTASZ
Spójrz na mnie
Manusia Serigala"To co niemożliwym staje się możliwe. Nawet jak nie ma prawa bytu. Taka właśnie więź łączyła Lanesrę i Akosa. Nawet jak odpychali się, to i tak przyciągało ich do siebie. Jedno drugie chce zabić ale nigdy tego nie robi. Balansują między nienawiścią...