Rozdział 19

55 5 0
                                    

ASK -----> http://ask.fm/XXCLOVERX

TWITTER -----> https://twitter.com/XXCLOVERX

Pierwszy dzień szkoły po świątecznej przerwie był okropnym dniem. A oto powody dlaczego śmiem tak sądzić. Od wczorajszej ''rozmowy'' z Ashton'em chłopak unika mnie jak tylko może, zaczynając od nie przyjścia dzisiaj do szkoły i nie odbierania moich telefonów. Gdy miałam okienko nawet pofatygowałam się do jego domu, ale Sophia dość jasno dała mi do zrozumienia, że jej syn nie pojawił się dzisiaj na lekcjach, aby uniknąć konfrontacji ze mną, chociaż później zapewniała, że nie chodzi o to, a o uderzenie nowego nauczyciela przed świętami. Mi przez cały dzień udawało się skutecznie spławiać Mr. White'a.

Po drugie Irwin musiał poinformować resztę chłopaków o naszym wczorajszym spotkaniu z moimi ''starymi znajomymi'', ponieważ gdy tylko zobaczyli mnie na korytarzu od razu odwracali się na pięcie. Dlatego za radą Sydney i Miller'ów postanowiłam wyjawić wszystko rudowłosej. Spodziewałam się, że jej reakcja może być przybliżona do reakcji mojego dziadka, ale ona zamiast milczeć powiedziała wprost, bez żadnych ogródek - co jest dziwne jak na nią - że nie zamierza zadawać się z ''takimi'' osobami. Nie powiem, że to mnie nie ruszyło, ale nie tak bardzo jak powinno - w końcu przez te pięć miesięcy trochę się z nią zżyłam. Ale mam na to dobre wytłumaczenie. Gdy przez dwa lata jesteś obrzucana pogardliwymi spojrzeniami i wyzwiskami mówionymi pod nosem przez każdą osobę z osobna w całym Chicago można się uodpornić na kolejne. Najgorsze, że jutro zapewne będzie wiedziało o tym też całe Lamar. Więc jak sądzę mogę wykreślić kolejną osobę z mojej - i tak już krótkiej - listy znajomych.

Na szczęście te siedem godzin w budynku przeznaczonym do edukowania młodych ludzi już minęło. Nie mając pojęcia co ze sobą zrobić, postanowiłam udać się do osoby, którą darzę największym zaufaniem w całym miasteczku i dla której coś znaczę mimo moich wszystkich błędów, a mianowicie mojego dziadka.

Po przekroczeniu progu warsztatu moim oczom ukazał się najgorszy widok, jaki mogłam zobaczyć tego dnia - czerwony mustang rok 1967, a to oznaczało tylko jedno Trevor tu jest i nie odpuści... znowu. Gdy podeszłam bliżej pojazdu zobaczyłam GO wraz z Ezrą i dziadkiem. Nie zamierzam się kontrolować, chcę żeby zniknął jak ma w zwyczaju robić.

- Zabieraj samochód i wypieprzaj.- wysyczałam przez zaciśnięte zęby

- Axl! To klient. - upomniał mnie staruszek

- Nie obchodzi mnie to. Trevor - wyjazd. - zwróciłam się do bruneta. Dopiero teraz mogłam mu się przyjrzeć przez te parę dobrych miesięcy jego ciemne włosy zrobiły się dłuższe przez co opadały mu na czoło. Jego teraz bardziej umięśnione ramiona jak zawsze przyozdabiała skórzana kurtka, a na jego długich, chudych nogach widniały czarne rurki i ciężkie buty - po staremu.

- Przyjechałem tylko naprawić wóz i przy okazji z tobą porozmawiać. - oznajmił

- Jestem pewna, że sam możesz to zrobić.

- Jestem pewien, że możesz mi w tym pomóc. Zadzwoni się jeszcze po chłopaków. Jak za dawnych czasów, pamiętasz? - Nie! Nie zaczynaj!

- Może lepiej ich zostawmy Mark. - odezwał się Ezra

- Nie ma takiej potrzeby. Trevor właśnie wyjeżdża i już nie wróci, prawda? - spytałam retorycznie

- To jest Trevor?! - zapytał dziadek. O nie!

- Tak, ale już go więcej nie zobaczysz. - zapewniłam go - Ja też.

- Nie możesz mnie tak zbywać. Porozmawiajmy.

- Niestety, ale nie ma takiej możliwości. Zabierz swój samochód i wyjedź. - wtrącił się siwowłosy

- Nie będziesz mi mówił co mam robić! - warknął Trevor, znów włączył się jego agresor - wspomnienia wracają.

Just dreaming / A.I.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz