Rozdział 10

8K 193 35
                                    

Siedziałam z Ashley w jednej z naszych ulubionych kawiarni. Była środa, a my zaraz po lekcjach zdecydowałyśmy się pójść na kawę.

Nasz kontakt w ostatnim czasie się pogorszył. Nie potrafiłam słuchać o Mike'u, a ona nie potrafiła z takim samym entuzjazmem spędzać ze mną czasu. I chociaż zdawałam sobie sprawę, że to w moim zachowaniu jest wina, nie umiałam udawać.

- Zrobiłaś prezentację na chemię? - zapytała, gdy kelner przyniósł do naszego stolika dwie filiżanki.

Pokiwałam twierdząco głową, upijając łyk.

- Skończyłam wczoraj - odparłam - A ty?

Ashley siedziała niespokojnie na swoim krześle. Wierciła się, wciąż bawiąc się swoimi dłońmi.

- Tak... też - jej głos był cichy.

Nie bardzo na mnie patrzyła, ale i ja unikałam jej wzroku. Byłyśmy dla siebie jak siostry, a w tym momencie czułam się jakbym siedziała z obcą dla siebie osobą, która chce jak najszybciej odejść. Wiedziałam, że Ashley coś trapi. To ona wyszła z inicjatywą spotkania po zajęciach.

- Więc... - zaczęłam - Co u ciebie?

Spojrzała na mnie swoimi niebieskimi oczami. Było w nich tyle smutku, żalu. Wszystkiego czego nie potrafiła powiedzieć. Chwilę skanowała moją twarz, aż w końcu przełknęła ciężko ślinę i znów wróciła wzrokiem na swoje dłonie.

- Nie chcę żeby nasza relacja tak wyglądała... - widziałam, jak ciężko przeszły przez jej gardło te słowa.

Coś ścisnęło się w brzuchu, a oczy lekko mi się zaszkliły.

- Ja też nie chcę - odpowiedziałam tak cicho, że ledwo sama siebie usłyszałam.

Niewielki uśmiech na jej twarzy pojawił się na sekundę. Mała ulga, że nie tylko jej było z tym źle. Minęło kilka długich chwil, które spędziłyśmy w zupełnej ciszy. Może żadna z nas nie wiedziała co powiedzieć, jak zacząć.

- Nie musisz go lubić, Jenny - odezwała się w końcu Baker - Nawet w pewien sposób rozumiem twoje nastawienie. Ale może powinnaś chociaż postarać się... jakoś być w tym ze mną.

Niepewnie patrzyła na mnie, unikając moich oczu. Jakby była się zderzenia naszych spojrzeń, tak samo jak ja.

Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Czułam się jak najgorsza przyjaciółka na świecie.

- Nie chodzi o to, że go nie lubię, Ash. Ja się po prostu o ciebie martwię. Nie chcę żeby cię zranił. Żeby stała ci się krzywda lub żebyś popadła w kłopoty.

Blondwłosa oparła się wygodniej o krzesło, w końcu patrząc w moje oczy. Widziałam ulgę na jej twarzy i błysk w tych niebieskich tęczówkach, dzięki któremu wszystko wydawało się prostsze.

- Nikt mnie nie zrani - odparła - Lubię go, ale nie kocham, Jenny.

Skanowałam jej twarz cal po calu. Nie znalazłam nic, co mogłoby wskazywać na to, że kłamie. I tym bardziej zaczęło mnie to zastanawiać.

- Więc po co to wszystko?

Uśmiechnęła się do mnie ciepło.

- Bo pierwszy raz w życiu czuję, że naprawdę żyje.

***

W czwartkowy wieczór siedziałam w salonie z bratem. Oglądaliśmy jakiś durny program w telewizji, zajadając się chipsami. Niewiele rozmawialiśmy, ale sama jego obecność sprawiała, że czułam się dobrze. Wciąż nie potrafiłam uwierzyć, że jest z nami i nie szybko zamierza wyjeżdżać.

LOST (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz