── Burza zmierza prosto na Kildare, a ty postanawiasz odlecieć i zostawić mnie tutaj? ── mój ton był szorstki, ociekający surowym sarkazmem i nutą zranienia.
Nawet po tylu latach wciąż bolało. Można by pomyśleć, że się nauczyłam, ale najwyraźniej nie.
Moja matka wzdrygnęła się, upuszczając teczki w swoich delikatnych dłoniach na dębowy stół, po czym podniosła na mnie wzrok. Westchnęła, jej starzejąca się skóra napięła się, a linie zmarszczyły, gdy odwróciła się do mnie.
── Aurora...
── Zostawiasz swoją szesnastoletnią córkę, swoje jedyne dziecko, by radziło sobie samo, podczas gdy ty wyjeżdżasz na wakacje... gdzie to jest tym razem? ── zastanawiam się, szydząc i zakładając ręce na piersi. ── Hawaje? Barbados? Słyszałam, że Europa jest piękna o tej porze roku!
── Aurora, proszę. ── błaga moja matka i nawet pomimo gniewu i bólu, który gryzie moje serce, ustępuję, przygryzając wargę i odwracając wzrok do ściany obok jej głowy.
Cisza ogarnia nas na kilka chwil i chociaż wydaje się, że jestem zafascynowana jednym ze starych, drogich i rozczarowujących obrazów mojego ojca, tak naprawdę próbuję powstrzymać znajome pieczenie za moimi oczami.
Przez tyle lat, ile pamiętam, moi rodzice to robili - odlatywali tu i tam, miliony mil stąd na jakieś spotkanie biznesowe, umowę lub inne dorosłe bzdury, które oznaczały, że mogli być wolni ode mnie i od siebie nawzajem.
Tym razem nie wydaje się być inaczej.
── Aurora. ── woła szeptem moja matka, tańcząc w ciszy pokoju, a ja z głębokim wydechem wstrzymuję nerwy i ponownie staję z nią twarzą w twarz. Obejmuję ją, wiedząc, że minie trochę czasu, zanim znów ją zobaczę.
To było jak patrzenie w wehikuł czasu, tak zawsze mi wszyscy mówili.
Byłam kopią mojej matki, od orzechowo-brązowych, prostych włosów po szerokie, bursztynowe oczy, które potrafiły skraść serce. Jej karnacja była jaśniejsza niż moja - podczas gdy jej była kremowa, moja wzorowała się na moim ojcu. Oliwkowe i brązowe odcienie mojej skóry wzmocnione były przez ciągłe słońce, które panowało w Outer Banks.
Caroline Huntington była znana na ósemce nie tylko ze swojej urody, nie, jej umysł i dowcipność były jej najlepszymi cechami. Wywodzący się z długiej linii osadników, śladami po słynnych właścicielach nieruchomości i ziemi, Huntingtonowie byli grubymi rybami na tej wyspie.
Tak wielkimi, że mój ojciec Daniel Walton, zmienił nazwisko na Huntington po ślubie, ponieważ kobieta czy nie, Caroline nigdy nie porzuciłaby dziedzictwa i nazwiska, które jej się należały.
Szkoda, że nie była tak zaciekle opiekuńcza wobec swojej córki.
── Wiesz, że nie chcę cię zostawiać, kochanie. ── mówi, a jej czerwone szpilki stukają o podłogę, gdy podchodzi bliżej, zatrzymując się zaledwie kilka centymetrów ode mnie. Marszczę brwi, unosząc głowę, by dosięgnąć jej oczu.
Były przekrwione, a ich brzegi czerwone i podpuchnięte, z ciemnymi obwódkami. Nie przypominało to zwykle nieskazitelnej i idealnej kobiety, z którą dorastałam, choć przypuszczam, że moja matka przeszła o wiele więcej w ciągu ostatnich kilku miesięcy niż kobieta, którą była wcześniej.
Podobnie jak ja.
── Ale to spotkanie jest ważne, ta umowa jest ważna. ── jej dłonie chwyciły moje, owijając się wokół nich i zaciskając jak imadło, a ja przygryzłam wargę, czując w sobie frustrację.
CZYTASZ
Blue | Rafe Cameron | TŁUMACZENIE PL
Fanfiction❝𝐣𝐞𝐬𝐭𝐞ś𝐦𝐲 𝐭𝐚𝐜𝐲 𝐬𝐚𝐦𝐢, 𝐧𝐚𝐰𝐞𝐭 𝐣𝐞ś𝐥𝐢 𝐭𝐞𝐠𝐨 𝐧𝐢𝐞𝐧𝐚𝐰𝐢𝐝𝐳𝐢𝐬𝐳❞ Aurora Huntington nigdy go nie rozumiała. Nigdy nie rozumiała jego okrucieństwa, arogancji, ani jego samouprawnienia jako Snob, ale wiedziała, że nienawidz...