4

781 21 3
                                    


── Tu Centrum Medyczne Kildare, w czym mogę pomóc?

── Witam, dzwonię w sprawie pacjenta, chciałam się tylko zameldować po wczorajszej burzy. ── pytam, mój głos przybiera serdeczny i kobiecy ton, taki, którym większością ludzi kojarzy z uprzejmością i dobrym wychowaniem.

Niektórym można powiedzieć, żeby się odpierdolili, ale użycie tego słodkiego tonu sprawia, że wydaje się to miodem i cukrem.

── Nie ma problemu, kochanie. ── odpowiada recepcjonistka i słyszę, jak jej komputer wraca do życia ── Czy mogę dostać nazwisko pacjenta i numer rejestracji medycznej?

Przeszukuję kieszenie, opróżniając paczki gum i papierów na kuchennej wyspie, zanim znajduję tę, której potrzebuję ── Daniel Walton Huntington, numer rejestracyjny 07865. ── moje słowa przeciągają się pod koniec zdania, niepewność wypełnia mnie, gdy obserwuję Sarah i Rafe'a wchodzących do kuchni.

Są zaangażowani we własne rozmowy, ale gdy słyszą mój głos i imię ojca, ich słowa cichną.

── Dziękuję, jeszcze chwila i się dowiem. ── mówi, sprowadzając moją uwagę z powrotem, a ja skupiam się na dźwięku klikania jej klawiatury, zamiast na oczywistych oczach skierowanych na mnie.

A konkretnie na jednej parze oczu.

── Okej, kochanie. ── woła, a ja opieram się o blat, moje serce wali z nerwów.

To była szalona burza i tak wiele budynków i drzew się zawaliło, że musiałam się upewnić, że nic mu się nie stało, kiedy byłam od niego tak daleko zeszłej nocy.

── Sprawdziłam i potwierdzam, że Daniel ma się dobrze. Jego pokój był nienaruszony ostatniej nocy i z tego, co widzę, nie było żadnych wezwań alarmowych ani interwencji medycznych podczas burzy. ── wyjaśnia, a ja wzdycham z ulgą. Pocieram dłonią twarz, odgarniając włosy za ucho i czuję, że w końcu mogę odetchnąć.

── A jego respirator? Burze odcięły tak wiele przewodów... ── w moim głosie podnosi się alarm, gdy przypominam sobie, ile rurek i przewodów jest do niego podłączonych i ilu z nich potrzebował, by przeżyć.

── Wszystko jest w porządku, kochanie. ── uspokaja mnie kobieta, a jej głos łagodnieje, jakby wyczuwała mój niepokój przez telefon ── Mamy zapasowe generatory i kilku mechaników, którzy naprawiają problemy na bieżąco. Twój tata ma się dobrze.

── Dziękuję. ── przełykam ślinę, przygryzając wargę ── Czy- Czy zadzwonisz do mnie, jeśli coś się zmieni? Cokolwiek, jakikolwiek wypadek lub jeśli jego tętno skoczy lub spadnie, lub cokolwiek. Proszę, zadzwoń do mnie.

── Oczywiście. ── odpowiada łagodnie, a ja kiwam głową, ściskając krawędź blatu tak mocno, że moje kostki stają się białe ── Zapisałam cię jako punkt kontaktowy numer jeden na następne 24 godziny, gdyby pojawiły się jakieś problemy lub pytania. Ale z tego co widzę, nie powinno być żadnych powodów do niepokoju.

── A odwiedziny? ── pytam, ledwo pozwalając jej skończyć mówić. Czuję się głupio, jakbym dokuczała tej kobiecie, ale mój tata ma pierwszeństwo przed nią i wszystkimi innymi.

── Z powodu burzy odwiedziny są niestety tymczasowo zawieszone.

── Co? Dlaczego? ──  żądam, a w moim głosie pobrzmiewa złość i widzę, że pozostali w pokoju są niemal spięci na ten dźwięk. ── Była poważna burza, ludzie zostali ranni i nie obchodzi mnie, czy on nie jest jednym z nich, mój ojciec jest w śpiączce i będzie chciał, żeby ktoś przy nim był-

Blue | Rafe Cameron | TŁUMACZENIE PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz