2. Jak mogliście mi to zrobić?!

149 5 3
                                    

Nie wiem, czego mam się spodziewać. Jestem trochę przerażona, bo nawet nie wiem, kim są ci ludzie.

— David, muszę kończyć, oddzwonię potem — powiedziałam i rozłączyłam się, nie dając mu dojść do słowa.

Spojrzałam na nich i zapytałam:

— Ciociu, o co chodzi? Kim są ci ludzie? — bałam się odpowiedzi, która zaraz miałam usłyszeć.

— Pamiętasz, jak rozmawialiśmy po pogrzebie twoich rodziców? — westchnęła — Naprawdę, chciałabym cię zostawić przy sobie, ale nie posiadam takich możliwości.

Wiedziałam, zabiorą mnie do domu dziecka. Moje oczy zaczęły się szklić.

— Uprzedzając twoje pytania, nie trafisz do domu dziecka — spadł mi wielki kamień z serca — Odnaleźliśmy kogoś z twojej bardzo dalekiej rodziny, od strony mamy. Sama nie wiedziałam, że mamy takich krewnych. Pomogła mi w tym opieka społeczna, ponieważ nie chciałam cię oddawać do domu dziecka. Wiesz, że mam na utrzymaniu trójkę dzieci i ledwo z mężem, żyjemy z jednego końca do drugiego. Niestety nie mam możliwości zatrzymania ciebie przy sobie, więc państwo z opieki społecznej, skontaktowali się z tamtą rodziną i zgodziła się przyjąć cię pod swój dach.

O mój kurwa boże. Mam jakąś rodzinę, o której nie wiem. I mam się jeszcze do nich przeprowadzić. No chyba sobie ze mnie żartują. Błagam niech, ktoś mi powie, że to jakiś żart...

— Wiem, że na początku będzie ci ciężko, ale dasz radę. Niestety nie będę cię często odwiedzać. Mam nadzieję, że mnie rozumiesz. Poleci z tobą pani z opieki społecznej i pomoże ci bezpiecznie dotrzeć na miejsce.

O nie, nie, nie. Jak to lecieć?!

— Jak to lecieć?! Dokąd?! I dlaczego, nie będziesz mnie odwiedzać?! — krzyknęłam cicho.

— Do Sheffield, w Anglii. Ja wiem, że to daleko, ale nie ma innego wyjścia, przepraszam.

Błagam, niech to będzie jakiś żart.

— Proszę, powiedz mi, że żartujesz... — załkałam cichym głosem — To jest niemożliwe...

— Niestety nic nie mogę poradzić. Musisz się spakować za 5 godzin macie samolot. Tak bardzo cię przepraszam — powiedziała smutno.

— A co z moim chłopakiem?! Co z przyjaciółmi?! A szkoła?! — krzyknęłam zbulwersowana.

— Szkołę będziesz mogła sobie wybrać na miejscu. Przykro mi, nic nie mogę zrobić. Będziesz mieszkała ze swoimi nowymi rodzicami i z przyrodnim rodzeństwem. My już pójdziemy na dół. Za jakieś półtorej godziny wyjeżdżasz. Przyjdziemy po ciebie. Pamiętaj, że cię kocham.

Gdy to powiedziała, pocałowała mnie w czoło i wyszła z tymi ludźmi, z pokoju. Byłam skołowana, nie docierało to do mnie, że chcą mnie wywieźć do innego kraju. Chyba czas, zacząć się pakować. Otwarłam swoją szafę i wyrzucałam wszystkie ciuchy do walizek oraz plecaków. Tak samo zrobiłam z kosmetykami. Wtedy sięgnęłam po zdjęcie moich rodziców i mnie uśmiechniętych. Zaczęłam po prostu płakać. Nie miałam już siły. Chcą mnie wywieźć stąd, do totalnie obcych mi ludzi. Nie miałam wyboru, nic nie mogłam zrobić. Wzięłam swojego pobitego iPhone'a i napisałam najpierw do mojego chłopaka:

Do: Misiaczek❤
Treść: Bardzo cię przepraszam. Wyjeżdżam do Sheffield w Anglii. Byłeś najlepszym chłopakiem pod słońcem. Ale wszystko, co dobre musi się kiedyś skończyć. Zmusili mnie do wyjazdu. Przepraszam, ale nadal możemy być najlepszymi przyjaciółmi. Jeszcze raz przepraszam.

A teraz postanowiłam napisać jeszcze do mojej najlepszej przyjaciółki:

Do: Eleanor❤❤❤
Treść: Przepraszam, że nie zdążyłam się z tobą pożegnać, ale wyjeżdżam do Sheffield, w Anglii. Właśnie się dowiedziałam. Nie chciałam tego, ale nie mam co zrobić. Będę tęsknić. Do zobaczenia.

Płakałam, gdy pisałam wiadomości do moich najbliższych osób. Włączyłam tryb samolotowy, żeby nie patrzeć czy coś odpisali. Wrzuciłam iPhone'a, słuchawki, powerbank i zdjęcie przedstawiające mnie oraz moich przyjaciół do torebki. Mój pokój stał się praktycznie pusty. Wszystkie dekoracje i rzeczy zniknęły. Był pusty, jakby nikt tu nie mieszkał od lat. Wzięłam swoje dokumenty i ruszyłam na dół, bo właśnie wybiła godzina, o której mieliśmy wyruszać.

Zeszłam na dół i miało być właśnie to, czego nienawidziłam. Czyli pożegnania...

— Będę za tobą tęsknić. Dzwoń oraz pisz, kiedy tylko będziesz chciała — powiedziała ciocia Judy — Pamiętaj, gdyby się coś stało, zadzwoń do mnie od razu.

— Też będę tęsknić. Ciociu... Ja się boję. A jak oni mnie nie zaakceptują? — odpowiedziałam.

— Zaakceptują. Nawet tak nie myśl. No cóż, musisz się już zbierać. Do zobaczenia.

— Do zobaczenia ciociu — powiedziałam i przytuliłam ją.

Gdy tam jechaliśmy, byłam ciekawa, jacy oni są. Dowiedziałam się, że będę mieć przyrodnie rodzeństwo. Ciekawe ile ich jest. Mam nadzieję, że będzie tam jakaś dziewczyna. Ona chyba mnie jako jedyna zrozumie. Może będę mieć przystojnego brata, do którego będę wzdychać dniami i nocami. Rozkminiałam tak jeszcze całą drogę. Z tego, co słyszałam to będzie wielki rachunek za przekroczone kilogramy itp. Ale powiedzieli, żebym się tym nie martwiła, bo nowa rodzina powiedziała, że to opłaci. Co było dziwne. Nie znali mnie, a już zrobili miłą dla mnie rzecz. Właśnie podjeżdżaliśmy na lotnisko. Kiedyś byłam za granicą z rodzicami. W sumie wtedy nie było jakoś źle w samolocie. Wysiadłam z samochodu i rozejrzałam się po okolicy. Cholera, było strasznie dużo osób.

Weszłam z panią, z opieki społecznej na lotnisko (nie wiedziałam, jak ma na imię), która jeszcze ani razu się do mnie nie odezwała. Na spokojnie przeszliśmy odprawę i wszystko poszło zgodnie z planem. Czekaliśmy już tylko na nasz lot. Stwierdziłam, że jeszcze skoczę na szybko do toalety, więc zostawiłam wszystkie rzeczy pod opieką pani z opieki i wzięłam tylko telefon do kieszeni. Poinformowałam panią, a ona pokiwała twierdząco głową.

Gdy szłam w stronę toalet, nagle jakiś facet na mnie wpadł i nawet nie przeprosił. Tylko powiedział „patrz, jak łazisz", ale przecież to on na mnie wpadł. Gdy już załatwiłam swoje potrzeby w toalecie, sięgnęłam do kieszeni, a tam nie było mojego telefonu. O mój boże. Zgubiłam swój telefon. Na pieprzonym lotnisku. Jak ja się z kimś skontaktuję?! Całe szczęście, że miałam kopię zapasową. Chyba. Ale kurwa. Gdzie jest mój telefon?!

Szybko podbiegłam, do pani, która siedziała z moimi rzeczami.

— Błagam, musisz mi pomóc. Ja chyba zgubiłam swój telefon! — krzyknęłam.

— Co, jak to się stało?

— Nie wiem, miałam go w kieszeni, gdy byłam w toalecie, sięgam do kieszeni i patrzę, a tam nie ma mojego telefonu — powiedziałam przerażona.

— A stało się coś, może zostawiłaś go w toalecie? — zapytała.

I gdy to wypowiedziała, przypomniało mi się, że ten dziwny typ na mnie wpadł. To pewnie on zabrał mój telefon! Do jasnej cholery. Nawet go teraz nie namierzę, bo jest w nim włączony tryb samolotowy. Wyjaśniłam jej, co się wydarzyło, gdy szłam do łazienki i poprosiłam ją, aby pożyczyła mi swój telefon, żebym mogła zablokować mój telefon przez iCloud, gdy się połączy z siecią. Napisałam tam numer telefonu cioci i jej adres, gdyby jakimś cudem, ktoś chciałby oddać mi ten telefon. Gdy już to zrobiłam, oddałam jej telefon. Po chwili na ekranie w hali odlotów wyświetliła się informacja, o numerze bramki, do której mamy się udać. Po chwili gdy daliśmy swoje bilety, jechaliśmy już w stronę samolotu. A po chwili siedziałam już na pokładzie.

I właśnie w tym momencie sobie uświadomiłam, że moje życie zmieni się o 180°...

może los nas połączyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz