Nikogo oprócz nas tu nie było. Tylko ja i Aki. Weszliśmy na teren cmentarza przez jeszcze otwartą bramę. Była godzina dwudziesta, a zachód miał się zacząć za około dwadzieścia minut, więc mieliśmy jeszcze trochę czasu. Znów miałam na sobie kurtkę kuzyna oraz torbę z termosem kawy w środku.
Ruszyłam przodem prowadząc nas prosto na sam koniec do odpowiednich grobów. Szliśmy w ciszy zakłócanej jedynie szumem liści i trzepotem skrzydeł latających nad nami ptaków.
Gdy doszliśmy na miejsce, zapaliliśmy kadzidło, zmówiliśmy szyblą modlitwę i usiedliśmy. Ja oparłam się o nagrobek Xava, a on usiadł po turecku obok podpierając się z tyłu dłońmi.
Opowiedziałam Xavierowi, co dla mnie zrobił, oraz, że dzięki Jinsei'owi jestem naprawdę szczęśliwa. Opowiedziałam także Rei, jak wedle jej brata trzymają się ich rodzice. Przez pierwszą część się uśmiechałam, a potem już zrzedła mi mina. Nie lubiłam mówić o problemach innych ludzi, ale Rei mogłam. Tym bardziej, że chodziło o jej rodzinę.
W końcu słońce zaczęło zniżać się ku horyzontowi, a chmury zmieniły kolor z mlecznobiałych na pomarańczowe, różowe i żółte. Zrobiłam zdjęcie, a nawet kilka nie mogąc się oprzeć temu pięknemu widokowi.
Zaczęło się robić chłodniej, więc poprosiłam Aki'ego, by usiadł obok mnie, po czym oparłam głowę o jego ramię. Ten z kolei po chwili przesunął się za mnie i oparł mnie delikatnie o swój tors. Siedział ze skrzyżowanymi nogami i obejmował mnie ramionami w talii, bo mimo kurtki wciąż było mi zimno. Przechyliłam głowę w bok wtulając ją w jego klatkę piersiową i wsłuchując w bicie jego serca.
Na włosach czułam jego ciepły oddech a za plecami równomierne oddechy. Siedzieliśmy w ciszy, bo wszelkie słowa były zbędne. Oglądaliśmy nieboskłon do momentu, gdy niebo zrobiło się już praktycznie czarne i pojawiły się na nim pierwsze gwiazdy.
Wtedy jeszcze chwilę leżeliśmy na ziemi wpatrując się w migające punkciki, ale niestety musieliśmy już wracać. Zebraliśmy więc rzeczy, pożegnałam się jeszcze z Xavierem i Rei, po czym ruszyliśmy do wyjścia.
Szliśmy w ciszy, a jedynym odgłosem był szum wiatru i nasze buty uderzające o kamyki. Doszliśmy w końcu do bramy, jednak ta okazała się być zamknięta.
Spojrzeliśmy po sobie przestraszeni, jednak żadnego stróża nie było widać ani słychać. Zostało nam więc przejść przez ogrodzenie, które było metalowe i wysokie na około dwa metry.
Aki klęknął na ziemi kładąc dłonie na jednej z nóg, bym mogła się po nim wspiąć na górę, jednak ja już w tym czasie zdążyłam przykucnąć na górze ogrodzenia. Nie mogłam usiąść przez grube, metalowe stożki, ale stopy idealnie zmieściły mi się pomiędzy nie.
Torbę zrzuciłam na dół, ustawiłam się odpowiednio, by nie zahaczyć o nic ubraniem i zeskoczyłam. Podparłam się dłońmi, po czym wstałam i otrzepałam kolana. Aki patrzył na mnie z uniesionymi wysoko brwiami, a ja tylko teatralnie się ukłoniłam. Chwilę później chłopak stał już po tej samej stronie płotu co ja i szliśmy do jego samochodu.
Miał mnie zawieźć do garażu, a Jinsei'a przywieźć mi następnego dnia rano, bo chłopaki pojechali z nim do domu. Chciałam być z nim, ale jeżdżenie w tę i z powrotem było bez sensu. Zgodziłam się więc na tą wersję wydarzeń.
Wsiedliśmy do samochodu, zapięliśmy pasy i wyjechaliśmy z parkingu Na zegarku zobaczyłam, że za piętnaście minut miała wybić pierwsza, a ja nie miałam pojęcia, gdzie uciekł cały ten czas.
Oparłam głowę o szybę i wpatrywałam się w miasto przesuwające się po drugiej jej stronie. Jechaliśmy szybko, a o tej godzinie ludzi na ulicach praktycznie nie było. Wsłuchiwałam się w muzykę lecącą w radiu, lecz tym razem żadne z nas nie śpiewało.
CZYTASZ
Last Race #1 [ ZAKOŃCZONE]
RomanceYuki, a tak właściwie Valentine Lucero to młoda królowa driftu mieszkająca w Japonii. Wraz ze swoją ekipą, którą nazywa rodziną wygrywa praktycznie każdy wyścig. Wszystko byłoby idealnie, gdyby do Tokio nie przyleciał hiszpan, Azrel Wilcox wraz ze s...