24. MUZYKA TO LEK NA WSZYSTKO

214 4 1
                                    

Leżałam i płakałam. Impreza skończyła się godzinę temu, ludzie powracali do domów, a ja zostałam sama. Kompletnie wykończona nie tylko fizycznie, ale także psychicznie.

Isagi i Kira wrócili do domu, tak samo jak Aki, Az i Caspi, chociaż tego ostatnio musieli przenieść z kanapy do samochodu, bo zasnął. Jinsei miał wrócić dzisiaj jak tylko się obudzą. Z początku Aki chciał mi go odwieźć od razu, ale kazałam mu się najpierw wyspać, żeby później nie chodził jak zombie.

I jeszcze ta cholerna wiadomość. Za równe dziewięć dni, w pierwszą niedzielę miesiąca, jak zawsze miałam przyjechać do domu na obiad. A to wszystko tylko po to, by moi rodzice mogli poudawać, że choć trochę się mną przejmują.

Oczywiście tak nie było, bo zawsze zadawali jakieś pytania w stylu jak tam w szkole, a potem i tak nic nie pamiętali z tego, co mówiłam i zadawali dokładnie te same pytania. Równie dobrze mogłam im powiedzieć, że wczoraj poleciałam na słońce podjeżdżać na nartach, a oni tylko by przytaknęli i powiedzieli, że to cudownie.

Oczywiście nie sami nawet nie raczyli wysłać tej wiadomości, tylko kazali zrobić to Arturowi, naszemu lokajowi. Bo w końcu po co się wysilać, co nie?

Dowiedziałam się także, że mam tam poznać swojego przyszłego męża, którego sami mi wybrali. Nie dostałam nazwiska, więc chyba tylko rodzice wiedzieli, kto to będzie.

Bez wahania mogłam stwierdzić, że chyba coś ich trochę poniosło. Tak trochę bardzo bym nawet powiedziała. Chcieli mnie wydać za jakiegoś lalusia z bogatej rodziny z wpływami. Oczywiście moje zdanie się dla nich nie liczyło.

Jedyne co się dla nich liczyło to pieniądze. Jak zawsze, z resztą. Zaczęłam więc nad tym myśleć chodząc z jednego końca pokoju na drugi, by zająć się czymkolwiek i wywnioskowałam, że miałam parę wyjść z tej sytuacji, które mogły się udać.

1. Uciec z kraju i całkowicie się od nich odciąć.

2. Zmienić nazwisko i najlepiej przeprowadzić się do jakiegoś Nagasaki czy Sendai, lub jeszcze dalej, na przykład na Hokkaido.

3. Znaleźć sobie kogoś, kto będzie udawał mojego chłopaka i będzie w tym dobry.

4. Zostać wydziedziczoną.

Chociaż z tym przedostatnim nie miałam pewności, czy zadziała mimo, że było najsensowniejsze i najprostsze. Oni chcieli dla mnie męża, nie chłopaka. A konkretniej jego pieniędzy, które według nich należały by się im. Cholera.

Może udałoby mi się znaleźć jakieś brudy na tego lalusia, którego dla mnie przygotowali? Tak, to mogłoby zadziałać. A raczej nie na niego, tylko na jego rodziców. Najlepiej coś związanego z ich pieniędzmi. Moi rodzice nie lubili brudzić sobie rąk w żadnym stopniu.

Miałam szczęście, że Arturo mnie lubił, bo w innym przypadku dowiedziałabym się o tym wszystkim dopiero na obiedzie, gdy ojciec zgodziłby się oddać mu moją rękę. A nie miałam najmniejszego zamiaru do tego dopuścić. Prędzej poślubiłabym kibel.

Rozważałam wszystkie moje opcje. Nie chciało mi się nigdzie uciekać, dopóki nie będzie to konieczne, a ze zmianą nazwiska byłoby nieco za dużo zachodu. Jeśli chodzi o pseudo chłopaka... Aki odpadał, bo jego znali, chociaż nadawałby się do tej roli najlepiej. Był miły, uprzejmy, opiekuńczy...Zostali mi więc Isagi i Azrel, a z dwojga złego wybrałabym tego pierwszego.

Ostatnia opcja również nie należała do najgorszych, bo prędzej czy później i tak miałam zamiar się od nich odciąć, ale na razie chyba wolałam tego nie robić. Miałam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia przed tym.

Last Race #1 [ ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz