Nigdy nie lubił wstawać rano. Przynajmniej wtedy, kiedy czasy były jeszcze normalne. Zawsze robił to z bólem serca. Musiał budzić się przed siódmą, żeby zdążyć na pierwszą zmianę w sklepie spożywczym. Później biegł szybko do baru, gdzie pracował jako kelner. Cały dzień spędzał poza domem, obawiając się o życie swojej matki. Potrzebowała radykalnego, drogiego leczenia. Jednak ich sytuacja finansowa nie była zbyt dobra. Teraz, gdy na świecie nie było już nic, na czym mogłoby mu zależeć, wstawanie rano stało się nagle naprawdę relaksujące. I tak praktycznie nie sypiał w nocy. Powoli tracił jakiekolwiek ludzkie potrzeby. Budził się i przez parę godzin wpatrywał się w okno, patrząc na zrujnowane miasto, powoli obrastające zielenią. Natura przejmowała pieczę nad technologią, która w obliczu tych wszystkich katastrof stała się bezużyteczna. Tak jak wcześniej nikt nie interesował się życiem zwykłych ludzi. To widocznie nigdy miało się nie zmienić. Teraz też zostali pozostawieni sami sobie. Rząd nie robił nic ani, aby im pomóc, a oni ukrywali się w obozowisku na zawalonym stadionie, chroniąc się przed codziennym mrokiem. Stracił rodziców, stracił przyjaciół. Nie miał nic. Egzystował tylko dzięki temu, że miał cholerne szczęście. Czasem wolałby po prostu umrzeć.
– Idziesz na apel? Już po dziewiątej – W przejściu pojawił się Taehyung, który nonszalancko oparł się o framugę, w której brakowało drzwi. Pewnie kiedyś było to jakieś biuro. Teraz nie znajdowało się tu nic oprócz starego materaca i kilku zwalonych z sufitu cegieł.
– Tak, już idę – powiedział, chowają do kieszeni rozerwaną w kilku miejscach kartę. Tylko ona pozostała mu po zmarłej matce. Zawsze nosił ją przy sobie.
Dołączył do Taehyunga i razem poszli na do głównej hali w części B, gdzie zbierali się zawsze rano, sprawdzając obecność. Przynajmniej raz w tygodniu znikało lub umierało kilka osób. Była to więc standardowa procedura, którą wprowadzono, aby utrzymać jakikolwiek porządek. Stanęli w szeregu na swoich miejscach, czekając aż zostaną wywołani. Apele były nużące i trwały od dwóch do trzech godzin. Mimo tego nikt nie czuł, że traci czas. I tak nie było tu nic do roboty. Życie w obozie było bardzo nużące. W zależności od dnia każdy miał inne zdania do wykonania. Często było to zwykłe sprzątanie, gotowanie czy rozdzielanie zapasów. Niektórzy zgłaszali się do pomocy przy dzieciach, inni prowadzili jakieś zajęcia kulturalne, aby zachować chociaż jakieś pozory normalności. Jimin jednak starał się ich unikać, ponieważ dla niego taki świat już nie istniał. Nie chciał żyć w kłamstwie. Wolał przesiadywać w samotności na dachu budynku lub spacerować po podziemiach stadionu, gdzie kiedyś znalazł stare radio. Nie działało, ale stary mechanik, pan Yang, pomógł mu je naprawić. Dzięki temu mógł czasem posłuchać muzyki, nawet trochę potańczyć. Jednak najbardziej pragnął po prostu się stąd wyrwać. Na jego nieszczęście udawało mu się to dosyć rzadko, bo chociaż posiadał kartę, dającą mu magiczne zdolności, była ona na tyle bezużyteczna, że nie był w stanie pomagać w codziennych obchodach. Tak naprawdę tylko posiadacze kart mogli opuszczać schron. Dla reszty było to zbyt niebezpieczne. Zawsze wyruszali w niewielkich grupkach, nie chcąc nikogo stracić. Ostatnio wypady zdażały się trochę rzadziej, bo przeczesali już cały najbliższy teren. Jednakże od kilku dni coś złego działo się w zachodniej części. Coraz częstsze wybuchy gazu napawały ich niepokojem. Nie zdziwił się więc, kiedy Seokjin wezwał ich po apelu do swojego biura.
Przywitał się z Suji, która czule objęła go na korytarzu. Reszcie tylko siknął głową. Stanął pod ścianą obok Taehyunga, który był bratem szefa, więc pewnie znał już plan na najbliższy dzień, co sugerował jego promienny uśmiech. Też lubił wychodzić. Zresztą jak wszyscy. Przecież przebywanie w tej ciasnocie przyprawiało o mdłości i zawroty głowy. Za każdym razem miał wrażenie, że się tutaj dusi. To było gorsze niż śmierć.
– Od razu mówię, że dzisiejsza akcja jest bardzo niebezpieczna. Nikogo nie zmuszam, żeby brał w tym udział. Nie wiem, co czeka was na zewnątrz. Ale jeśli tego nie sprawdzimy, będzie tylko gorzej. Podejrzewam, że to sprawka Napromieńców, jednak lepiej dmuchać na zimne. Zaopatrzę was w najlepszą broń i kilku żołnierzy. Dostaniecie też dwa komunikatory. Odezwijcie się najpóźniej przed zmrokiem. Jeśli nie wrócicie do jutra, wyślemy za wami ekipę poszukiwawczą – powiedział Seokjin, siedząc na zniszczonym, skórzanym fotelu. Jak zwykle miał nienagannie uczesane włosy. Wyglądało jakby były mocno nażelowane. Dodatkowej powagi nadawały mu ciemnozielone spodnie kargo i kurtka moro. Przypominał prawdziwego wojownika. Zawsze imponowała mu jego postawa. W poprzednim życiu musiał być wspaniałym organizatorem. Może nawet pracował w ministerstwie. Znała się na polityce i gospodarce. Gdyby nie on, zginęliby tutaj w ciągu jednego dnia.
CZYTASZ
Card War [jikook]
FanfictionTrzy lata po wojnie, która dotknęła cały świat, Seul ponownie pogrąża się w mroku. Do miasta powraca grupa przestępcza Red Five, siejąc zniszczenie i zabijając każdego, kto wejdzie im w drogę. Pairing: jikook Gatunek: angst, smut, postapo!au Inspira...