Rozdział 12

127 18 13
                                    

Gdy otworzył oczy nadal leżał na gruzowisku. Jedyne co się zmieniło to słońce, które powoli zaczęło wschodzić. Ktoś się nad nim nachylił, ale nie rozpoznał twarzy tej osoby. Pomogła mu usiąść, a kiedy wreszcie mu się to udało zobaczył, jak wielkie zniszczenia wywołały ich moce. Wciąż gdzieniegdzie tlił się ogień, natomiast na fragmentach budynków było widać liczne ślady krwi. Zobaczył Seokjina wynoszonego na noszach i Taehyunga, któremu opatrywano rany. Pomiędzy ciałami przechadzał się Namjoon z Yutą, sprawdzając czy ktoś jeszcze żyje. Powinien odetchnąć z ulgą, wiedząc że wszystko z nimi w porządku, ale nurtowało go coś innego. Zastanawiał się, gdzie jest Jungkook. Pamiętał, że uciekł z pola bitwy, a raczej rozpłynął się w powietrzu. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego tak perfidnie go oszukał. Zaufał mu, miał nawet wrażenie, że zbliżyli się do siebie. Obiecał mu również, że odda kartę jego matki. Jednak najwyraźniej to wszystko było jednym wielkim żartem. Jego uczucia zostały zrównane z ziemią. Inni ludzie wokół niego mówili mu, że powinien uważać. Był głupi, nie słuchając ich porad. Może wtedy tak bardzo by nie cierpiał.

Spojrzał na swoją kartę, która po raz pierwszy uratowała nie tylko jego, ale również pozostałych. Chciałby cieszyć się tym, że w końcu na coś się przydał, ale nie potrafił. Nie w takim momencie. Miał ochotę płakać, szczególnie że miał kolejny sen. Wydawał się taki realistyczny, a on naprawdę się w nim uśmiechał. Tak szczerze i naturalnie. Zupełnie tego nie pamiętał, może to był tylko wymysł jego wyobraźni, ale przecież Jungkook mówił, że przeżywał to samo. Chyba, że znowu była to jakaś głupia gierka. Już nie mógł mu wierzyć. Być może cały czas manipulował jego umysłem. Miał inną kartę, inną moc. To jedna wielka ściema, która przez chwilę wydawała mu się na tyle realna, że w ciemno w nią uwierzył. Był pewien, że nikomu już nie zaufa.

– Jimin, jak się czujesz? – Namjoon do niego podszedł, gdy stał tak na środku, patrząc tępo w przestrzeń. Nie ruszył się nawet o milimetr. Był w szoku. – W porządku? – Położył rękę na jego ramieniu i dopiero wtedy Jimin się ocknął. Chyba nadal miał jakieś omamy słuchowe. Czuł się jak po jakiś dragach.

– Co tu się wydarzyło? – zapytał półprzytomnym głosem.

– Okazali się być silniejsi. Gdybyś się nie pojawił-

– Co zrobił Jungkook? – przerwał mu, jakby nic innego go nie obchodziło.

– To było ukartowane. Nie obwiniaj się. Chciałeś dobrze – Próbował go pocieszyć.

– Namjoon, powiedz dokładnie co zaszło – nakazał, widząc jak ten ciężko przełyka ślinę.

– To, co widzisz. Jungkook ma potężną moc i pomógł im wszystkich pozabijać. Najpierw dobrali się do Seokjina, a później pastwili się nad Taehyungiem – odparł zgodnie z prawdą. – Nie widziałem dokładnie, jak używał karty, ale podobno to Dama Kier. Wystarczyło, że dotknął Yoongiego i był w stanie robić dokładnie to, co on.

– Och, a więc replika mocy. To była jego tajna broń – westchnął, zaczynając powoli sklejać fakty. – Dlatego udało mu się uciec – Rozejrzał się dookoła, jakby poszukiwał jakiś wskazówek. Dzięki super szybkości Taehyunga był w stanie zniknąć w przeciągu ułamka sekundy.

– Dokąd idziesz? – usłyszał nawoływanie, ale nawet się nie zatrzymał, aby odpowiedzieć.

Bajeczki Jungkooka były wzruszające. Naprawdę był świetnym kłamcą. Pewnie od początku właśnie taki był jego plan. Wzbudzić zaufanie i wykorzystać. Ta cała historia o nieszczęśliwym życiu, nielegalnych walkach i mocy, która pomogła mu przetrwać. Gdyby nie to, co zobaczył wieczorem, nadal by mu wierzył, bo to naprawdę brzmiało realnie. Tylko, że jego rozmówca nie był szczery. Manipulował wszystkimi faktami.

Card War [jikook]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz