Rozdział 17

106 21 14
                                    

Jego twarzy była czerwona i napuchnięta. Widział na niej liczne siniaki, które kontrastowały z bielą stroju. Patrzył na niego pustym, nieobecnym wzrokiem. Jimin nawet nie był pewien, czy go poznał. Jak szybko na niego spojrzał, tak szybko z powrotem opadł na leżankę. Teraz ponownie widział tylko jego stopy. Widok takiego Seokjina jedynie rozbudził jego wyobraźnię i potwierdzał przypuszczenia o eksperymentach. Obawiał się, że stanie się kolejnym szczurem doświadczalnym. Zastanawiało go tylko, jaki jest cel całego tego przedsięwzięcia. A przede wszystkim, kto tym przewodzi. Z jednej strony czuł strach, a z drugiej był ciekawy i rządny poznania prawdy. Siedział więc jak na szpilkach, próbując to wszystko przemyśleć. W tych warunkach i tak nie był w stanie zasnąć. Co jakiś czas zerkał na Seokjina, który oprócz tego że miał nocne drgawki, nie poruszył się nawet o milimetr. W żaden sposób też się do niego nie odezwał. Nie chciał nawet sobie wyobrażać, jakim torturom go poddano, skoro był taki wycieńczony i zupełnie oderwany od rzeczywistości. Jego pobyt tutaj wykluczał jednak działalność rządu. W końcu Seokjin pracował kiedyś w ministerstwie. Powinien być przez to nietykalny. Przecież Yoongi z nimi współpracował, a zajmowali podobne stanowiska. Jedno wykluczało drugie. Miał w głowie zbyt wiele znaków zapytania. W żaden sposób nie mógł rozwiać dręczących go myśli. Obawiał się, że zaraz rozsadzą mu całe ciało.

Mijały kolejne godziny, a on nadal siedział w zamknięciu. Zaczynał wariować. Jasność tak biła po oczach, że co jakiś czas musiał je zamykać, aby odpocząć. Z braku zajęcia chodził po niewielkim pomieszczeniu, a później zajął się liczeniem kafelków na podłodze. Kiedy skończył, robił to od nowa. Tylko w ten sposób mógł jakoś przetrwać. Inaczej zupełnie by oszalał. Zupełnie stracił rachubę czasu. Męczył się w tej niewiedzy i samotności. Ostatecznie nie wytrzymał i zaczął uderzać pięściami w drzwi. Nie powstrzymywał się przed krzykami. Szybko jednak z tego zrezygnował, bo nie dość że nie dawało to żadnego efektu, to na dodatek wybudził tym Seokjina, który tylko bardziej skulił się w sobie i zasłonił uszy rękami. Było mu go niezwykle szkoda. Co prawda od wybuchu nie minął szczególnie długi okres, więc był tu maksymalnie trzy tygodnie. Jednak najwidoczniej to wystarczyło, żeby zrobić z niego warzywo. Chciał mu jakoś pomóc, ale nawet nie wiedział jak. Próbował do niego mówić, aby go uspokoić, lecz to jedynie potęgowało jego strach. Wrócił więc na kozetkę i również położył się w pozycji embrionalnej. Nie pozostało mu nic innego, jak tylko czekać.

W końcu po wielu godzinach się doczekał. Dwóch żołnierzy przyszło po niego i wyprowadziło z celi. Pozwolili mu iść samodzielnie, co niezwykle go zdziwiło, ale nie mógł narzekać. Przynajmniej nie miał spętanych rąk ani zasłoniętych oczu. Znów zajął się rozglądaniem, aby zapamiętać najdrobniejsze detale. Niestety nie było ich zbyt dużo. Każdy korytarz wyglądał tak samo. Trudno było znaleźć coś charakterystycznego.

Dotarli wreszcie na miejsce, a przybajmniej tak zakładał, bo wojskowy przed nim się zatrzymał. Pomimo apokalipsy mieli tu prąd i wiele innych udogodnień. To było naorawdę zaskakujące. Zupełnie jakby nie odczuwali większych skutków wojny. Wielkie mosiężne drzwi stanęły przed nimi otworem. Do środka jednak wszedł już całkiem sam. Nikogo tam jednak nie zastał. Stanął na środku, skanując wzrokiem wnętrze, które było całkiem gustowne, choć w nieco starym stylu. Jedynym wyjątkiem było okno, a wręcz szklana szyba na całą ścianę. Było widać przez nią las, który ciągnął się kilometrami. Jimin nie był w stanie ocenić, gdzie znajduje się jego koniec.

– Natura przytłacza nas swoją siłą, prawda? Nawet w takich okolicznościach jest potężniejsza nawet od naszego zmechanizowanego świata – W bocznych drzwiach stanął starszy mężczyzna, poruszający się o lasce. Jego włosy były przyprószone siwizną, czego najwyraźniej się nie wstydził, bo ich nie farbował. Oczy miał przenikliwe, a brwi krzaczaste. Wyglądał raczej na kogoś o miłym usposobieniu. Jimin jednak postanowił być uważny i pozostał nieufny. Zdążył się już przekonać, że pozory mylą. – Usiądź, proszę. Mam nadzieję, że napijesz się ze mną herbaty? Już prawie południe, a ja jeszcze nie miałem okazji na choćby chwilę spokoju – Zaproponował, wskazując czarną kanapę po przeciwległej stronie. Skinął też swojemu lokajowi, aby ten przyniósł dodatkową filiżankę. Jimin już dawno nie był traktowany przez kogoś z takim szacunkiem. Dawno też nie przebywał w takich normlanych warunkach. Nagle zrobiło mu się jakoś wstyd, że miał na sobie takie łachmany. Nawet jeśli nie była to jego wina.

Card War [jikook]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz