Siedziałam w szpitalu. W moich oczach było pełno łez. Płakałam. Głośno płakałam, ponieważ dowiedziałam się, że Ashton najprawdopodobniej nie przeżyje nocy. Chłopak był przytomny ale z czasem coraz bardziej słabł. Byłam u niego gdy spał i nie wytrzymałam. Teraz jest u niego Zoe i jego rodzice. Pytali się czy też chce wejść, jednak ja nie chciałam psuć im tej rodzinnej chwili. Usłyszałam czyjeś kroki. Podniosłam głowę i ujrzałam Williama. Obok niego stał Luis, który pewnie go przywiózł.
- Źle z nim? - zapytał brunet.
- Najprawdopodobniej nie przeżyje nocy. - powiedziałam i zaczęłam jeszcze głośniej płakać. Zauważyłam, że z oczu chłopaka też zaczęły lecieć łzy. Czyżby on i Ashton się znali? - Znałeś go?
- Przyjaźniliśmy się. - odpowiedział.
- To moja wina, że on umiera. To mogłam być ja... - głos mi się łamał.
William nic nie powiedział. Spojrzał w stronę drzwi.
- Czemu u niego nie siedzisz? - zapytał.
- Nie wytrzymam tam.
- Powinnaś do niego pójść. - wtrącił jakiś głos. - Chyba byliście blisko. - odwróciłam się w tamtą stronę. Mówiła o mama Ashtona. Widziałam ją poraz drugi w życiu. Dziwiło mnie to, że nikt nie obwiniał mnie o to, co się wydarzyło.
Kobieta spojrzała na Williama i dodała:
- Ty też, William.
Chłopak przeniósł wzrok na nią.
- Chodź, Will. - powiedziałam, próbując udawac pewność siebie - Pożegnamy się.
- Sala jest duża, zmieścimy się wszyscy. - oznajmiła pani Brown z uśmiechem, jednak widać było, że musiała się do niego zmusić. Wsumie co się dziwić? Spojrzałam na Williama. Rozmawiał z Luisem, który chyba go pocieszał. Usłyszałam tylko jak blondyn mówi "Dasz radę", po czym całuje go w głowę.
Mama Ashtona zaprowadziła nas do sali, w której on leżał. Weszliśmy. Wzrok wszystkich zebranych skierował się na nas. Siedzieli tam: Zoe, Evelyn i tata Ashtona. No i oczywiście fioletowo włosy.
- Przyszłaś. - powiedział.
- Jak mogłam nie przyjść? - zapytałam podchodząc. Usiadłam na krześle, które zwolniła mi Zoe. - Przepraszam, to moja wina.
- Było trzeba patrzeć jak chodzisz. - zażartował. - A teraz tak szczerze to nie obwiniaj się.
- Kocham cię. - powiedziałam.
- Ja ciebie też. - odpowiedział. Nachyliłam się i szybko go pocałowałam.
Nie zauważyłam kiedy wszyscy zebrani wyszli. Chyba postanowili dać nam trochę czasu.
- I Will meet you at the graveyard... - zaśpiewał cicho, a mi serce rozłamało się na małe kawałeczki.
- Where you lay down, where you stay now
Faced up, cold heart, no longer by my side now
Wish we were together, now I don't know when I will see you. - dokończyłam, a z moich oczu znowu poleciały łzy.- Nie płacz... - poprosił. - Nie wszystko jeszcze stracone.
- Nie chcę się żegnać.
- To nie jest pożegnanie. - powiedział. - Zobaczymy się jeszcze.
Po tych słowach musiał wziąć głęboki wdech.
- Obiecuję. - dodał. - Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie?
CZYTASZ
Will you help me?
Teen FictionOna przychodzi do lasu, żeby pomyśleć On, żeby wszystko skończyć UWAGA! TO BYŁA MOJA PIERWSZA KSIĄŻKA, WIĘC MOŻE MOMENTAMI BYĆ STRASZNIE ŹLE NAPISANA. Z góry przepraszam za wszystkie błędy, oraz możliwe, że jeszcze kiedyś spotkacie się z tą historią...