VI

316 12 25
                                    

*standardowo błędy możecie poprawiać w komentarzach.

Miłego czytania!

______________________________________

Winter pov.

Wracałam właśnie od Ashtona. Skłamałam mu, że nie muszę już wracać. Nie mogłam tam dłużej wytrzymać gdy z każdą chwilą robiło się coraz bardziej niezręcznie. Kiedy stanęłam przed bramą i miałam już ją otwierać odwróciłam się i odeszłam w stronę lasu. Ostatni raz byłam tam w dzień próby samobójczej Ashtona. Kiedyś to miejsce było moim ulubionym, a teraz... Teraz gdy myślę o tym miejscu przypomina mi się tamto wydarzenie. Musiałam się przełamać. Pamiętam jak ojciec pokazał mi to miejsce gdy miałam 11 lat. Mówił mi, że było to ulubione miejsce mojej mamy. Opowiedział mi też jak zabrał moją matkę na pierwszą randkę właśnie do lasu, ponieważ je kochała. Tak samo jak ja. Ciekawiło mnie czy gdyby Natalie i Amber nie pojawiły się w jego życiu było by tak samo jak kiedyś. Spędzalibyśmy wspólnie czas tak jak kiedyś. Pewnie tak. Ile ja bym dała, żeby było jak kiedyś. Tylko czy on byłby wtedy szczęśliwy? Nie. Teraz miał nową rodzinę. Lepszą. Oczywiście mnie w niej nie było. Gdy już zaczęłam myśleć, że się pogodziliśmy on znowu zaczął mnie ignorować.

Nawet nie zauważyłam kiedy doszłam na miejsce. Usiadłam na trawie pod drzewem i zaczęłam patrzeć na niebo. Ściemniało się już. Oparłam głowę o pień i znowu pogrążyłam się w rozmyślaniach. Tym razem głównym tematem był Ashton. Czemu się tak dziwnie zachowuje? Nagle do głowy wpadł mi jeden głupi pomysł. Może się we mnie zakochał. Nie napewno nie. On w kimś takim jak ja? To niemożliwe. Chyba... Nie. Znaliśmy się za krótko. Tak właściwie to ile? Z miesiąc napewno. To za krótko, żeby się w kimś zakochać. Co jeżeli jednak? Kiedyś jak rozmawialiśmy powiedział mi, że za szybko ufa ludziom, więc to jest chyba możliwe. Czy cieszył mnie fakt, że chłopak może być we mnie zakochany? Odpowiedź była prosta. Nie. Ja go nie kochałam. Ashton był dla mnie co najwyżej przyjacielem chociaż nawet to mi nie pasowało. Był jedynie dobrym kolegą. Nie mogłam pogodzić się z myślą, że ja mogłabym być dla niego kimś więcej...

Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk łamanych gałęzi i szelest liści. Przestraszyłam się. Kto chodzi do lasu o tej porze? Może to Ashton? Zerknęłam w tamtą stronę. Nikogo tam nie było. Szybko wstałam i wybiegłam z lasu. Czego ja się tak boję? Gdy oddaliłam się na na wystarczającą odległość zwolniłam. Było już ciemno, więc postanowiłam wrócić do domu. Tylko, że wyszłam kompletnie inną stroną. Wyjęłam telefon i poświeciłam latarką. Rozpoznałam okolicę. Byłam blisko bloku, w którym mieszkał William. Wiedziałam jak stąd dotrzeć do domu. Gdy miałam już iść zachciało mi się pić, więc ruszyłam w stronę sklepu. Z tego co pamiętam był otwarty do godziny 23.30, więc do zamknięcia zostało pół godziny. Znalazłam się już przed budynkiem gdy nagle dostrzegłam znajomą osobę. Był to William. Podeszłam do niego i dopiero teraz uświadomiłam sobie co trzymał w ręce.

- Will ty palisz? - zapytałam. Chłopak od razu odwrócił się w moją stronę.

- Rzadko.

- No ja mam nadzieję. - powiedziałam ostrzegawczym tonem. - Tak w ogóle to wiesz może czy ten sklep jest jeszcze otwarty?

- Tak.

- Dzięki. - już miałam odchodzić ale przypomniało mi się, że nie mam pieniędzy. - Masz może pożyczyć... - nie dokończyłam.

- Trzymaj. Przynieś mi resztę.

- Oki. Dzięki. - powiedziałam.

Już po chwili wychodziłam ze sklepu. Kupialam wodę i jakiegoś batonika, bo przypomniałam sobie, że jeszcze nic dziś nie jadłam. Podeszłam do miejsca, w którym wcześniej znajdował się William. Dalej tam stał pałac kolejnego papierosa. Oddałam mu pieniądze.

Will you help me?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz