ROZDZIAŁ 22

47 7 7
                                    

Usłyszałam głośny chuk, taki jakby ktoś upuścił garnek, co było dziwne bo pamiętam, że przecież jechałam autem. Otworzyłam oczy szybko mrugając, leżałam u siebie w łóżku przebrana w piżamę. Nic sobie nie przypominam jedyne co pamiętam to jak jechaliśmy i w pewnym momencie usnęłam. Po chwili usłyszałam jeszcze głośniejszy chuk.

—ŻYJE!

Wydarł się Xander. Nie no idiota, zapewne na schodach sie wywalił albo z nich spadł.
Nie zdążyłam nawet wstać, a moje drzwi otworzyły sie na oścież. W progu stał zadowolony Matt. Spojrzałam na niego pytająco.

—Co sie tak patrzysz wstawaj, bierz aparat i biegiem rób mu zdjęcie.

Nie zrozumiałam o co mu chodzi, dopiero po chwili zrozumiałam co miał na myśli. Wybiegłam z pokoju i spojrzałam w dół schodów, gdzie leżał Xander. Czasami miałam wrażenie, że podmienili go przy porodzie, ale jest zbyt podobny, niestety.

—Czasami się zastanawiam po kim ty to masz.

Westchnełam schodząc do brata. Wyglądał śmiesznie tak leżąc, on się kiedyś połamie.

—MATT BRACIUSZKU POMÓGŁ BYŚ MI, MOŻE SIĘ POŁAMAŁEM!

Zachichotałam, spoglądając na młodszego brata.

—Z wielką chęcią, ale szkoda mi cię nie jest.
Holly zrób coś żeby przestał tyle pierdolić.

Pokiwałam głową i odwróciłam swój wzrok w stronę oburzonego Xandra.
—JA PRZYNAJMNIEJ ADOPTOWANY NIE JESTEM!

Dla niektórych mogło by się to wydawać nie miłe, lecz u nas często z tego żartowaliśmy.

—MNIE PRZYNAJMNIEJ CHCIELI!

Rykłam śmiechem na dziwięk tych słów, a Xandra zatkało, spojrzał na mnie i już po sekundzie wybuchł śmiechem.

🍀
Było tak dziwnie będąc w domu, było lepiej.
Nie słyszałam wrzasków, pretensji, nie było udawania idealnej rodzinki. To wszystko się skończyło mogliśmy spokojnie żyć.
Ale czy na pewno?
Zastanawiało mnie to bardzo, dlaczego Nate to zrobił, jaki miał powód. Usłyszałam dziwne stukanie w okno, spojrzałam i zobaczyłam odbijające kamyczki. Podeszłam do okna i zobaczyłam Devona, no tak kto inny by wpadł na tak głupi pomysł. Otworzyłam okno patrząc z politowaniem na chłopaka.

—Co ty wyprawiasz? Wiesz że żyjemy w czasach posiadania telefonów?
—Jak ci rodzic zabrał to już nie jesteś w posiadaniu.

Spojrzałam na niego, nie więżąc w jego słowa. Dev zawsze miał sposób na wszystko i nie przeżył by dnia bez telefonu.

—Przecież wiem, że masz drugi.

Zmarszczył brwi i uniusl ręce w obronnym geście.

—Dobra wpuść mnie.
—No to zapukaj chłopcy są w salonie.

Zaśmiałam się i zamknęłam okno, usłyszałam walenie w drzwi, nie wytrzymam z nim. Po chwili pojawił się w drzwiach od mojego pokoju. Przelustrował mnie wzrokiem i zatrzymał się na mojej twarzy.

—Masz mi coś do wyjaśnienia.

Stwierdził i usiadł na moim łóżku, zmarszczyli brwi patrząc na niego.

—To może ci przypomnę. Nate zabił ci ojca, ty następnie urwałaś się z urodzin brata żeby pojechać sobie w góry z mordercą swojego ojca? Poważnie Holly!

Zdziwiłam się jego słowami, ale miał racje.

—Nie prawda Dev. Pojechałam z mordercą, który zabił mi ojca i matkę.

Chłopak spojrzał się na mnie z politowaniem, a po chwili doszło do niego to co powiedziałam.
—Po co przyszedłeś? Nie mogłeś napisać?
—Chciałem pogadać. Wybrałaś już kierunek na który chcesz iść ?

Zapomniałam o tym. Rozumiałam że Dev się martwił i nie dziwi mnie to.

—Nie?
—Holly...
—Wiem że powinnam, ale nie wiem co chce robić w życiu.

Wiedziałam jakie plany miałam kiedyś, kiedy jeszcze żyła Lillianna, a teraz nie chciałam wyjerzdzać. Matt jest na medycynie, Xander jest na psychologi i czasami się zastanawiam czy on tam sam sobie chce pomóc czy innym.

—Chyba pójdę na prawo.
—Wyjaśnisz mi tą całą sytuacje i co robiłaś w górach ?

Kiedy już chciałam coś powiedzieć usłyszałam głośne trąbienie.

—To Theo, muszę już iść ale wiedz że porozmawiamy o tym. Pa Holly.

KILLEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz