Zaparkowaliśmy pod domem pogrzebowym równo pięć minut przed wyznaczoną godziną. Ubrałam prostą, czarną sukienkę po którą pojechałam w międzyczasie do domu. Rodziców tam nie było, a nasz lokaj wpuścił mnie do środka. Uwielbiałam faceta, bo nigdy nie mówił im o moich wizytach lub nieobecnościach, gdy sami tego nie zauważali.
Nie miała żadnych zdobień i sięgała mi trochę za kolana. Była prosta i elegancka zarazem. Włosy upięłam w staranny kok, a w torebce trzymałam jedynie klucze, telefon i chusteczki na wszelki wypadek.
Aki i Caspi ubrali się praktycznie tak samo. Czarne, garniturowe spodnie, tego samego koloru marynarka, pomimo panującego dzisiaj gorąca i dopięta na ostatni guzik biała koszula. Starszy chłopak dodatkowo miał czarny krawat.
Ubrania chłopca należały kiedyś właśnie do niegi, a jego mama znalazła je w swojej szafie. Nie miałam pojęcia, po co były jej ubrania syna sprzed... siedmiu lat? Jakoś tak.
Azrela różnił od nich brak marynarki oraz kolor koszuli. Jego była czarna, a dwa ostatnie guziki pozostawały rozpięte. Włosy ogarnął tak, że wyglądał naprawdę w porządku. Jego mina jak zawsze nie wyrażała żadnych konkretnych emocji, ale miałam wrażenie, że się stresował.
Przywitaliśmy się z rodzicami Novy składając im zawczasu szczere kondolencje, a dwie minuty później dołączyła do nas reszta. Ubiór Isagiego był identyczny, co mojego przyjaciela, a Kira ubrała czarną, elegancką bluzkę i do tego ołówkową spódniczkę do kolan. Włosy miała upięte tak samo jak ja, tylko ozdobiła je dodatkowo srebrną klamrą, którą kiedyś dostała na urodziny od Novy.
Nie przywykłam do widoku ich w tak eleganckich ubraniach nawet w szkole, gdzie chodziliśmy w mundurkach. Teraz było inaczej.
W końcu weszliśmy do salki, gdzie usiedliśmy w przedostatnim rzędzie krzeseł. Oprócz nas nie było dużo ludzi. Rodzice Novy nie zapraszali jej znajomych nie licząc naszej ekipy i była jedynie rodzina, która zdążyła przylecieć z ameryki. My byliśmy na końcu kolejki żegnających się, by dać reszcie swobodę.
Nie skupiałam się na tym, co działo się wokół mnie. Szumiało mi w głowie i słyszałam jej ciężki, łapany z trudem oddech w drodze do szpitala. Jej śmiech i pewność siebie wymalowane na twarzy przed ostatnim wyścigiem pojawiały mi się przed oczami na przemian z widokiem jej zakrwawionej twarzy i widniejącego wtedy na niej bladego uśmiechu.
Zwiesiłam głowę przymykając lekko oczy i próbując uspokoić oddech. Chciało mi się płakać, ale żadne łzy nie cisnęły mi się do oczu. Zacisnęłam dłoń w pięść, próbując przenieść emocje gdzieś indziej.
Poczułam na swoim kolanie dłoń, która należała do Caspiego i delikatnie ścisnęła mi nogę w geście dodania otuchy. Przeniosłam na chłopca smutne spojrzenie, a on niemrawo się do mnie uśmiechnął. Odpowiedziałam mu tym samym, po czym jednym uchem słuchałam tego, co mówiła mama mojej przyjaciółki.
Typowa przemowa mówiąca o tym, jaka była za życia. Serce jednak mi się krajało, gdy słyszałam ból w jej głosie i łzy, które przeszkadzały jej w czytaniu. Drugą taką mowę z innej perspektywy wygłosiła Kira i tym razem było tak samo. Ból i łzy były jej nieodłącznym towarzyszem podczas jej czytania.
Gdy skończyła mowę, zaczęto po kolei podchodzić do ołtarza, a dziewczyna wróciła do nas. Czekałam na swoją kolej czując, jak rozsadza mnie od środka. W mojej głowie trwałą burza, która nie należała do tych przyjemnych. Smutek walczył ze złością i poczuciem winy, a żadne z nich nie chciało tego zakończyć.
Miałam ochotę choć na chwilę odciąć się od tego bólu, jednak mimo wszystko nie zamierzałam zamieniać bólu psychicznego na fizyczny. Mogłam biegać lub uderzać w worek treningowy do utraty sił, ale nic więcej bo bałam się, że na jednym razie się nie skończy. I podejrzewałam, że właśnie w podobny sposób spędzę co najmniej kilka dni.
CZYTASZ
Last Race #1 [ ZAKOŃCZONE]
RomanceYuki, a tak właściwie Valentine Lucero to młoda królowa driftu mieszkająca w Japonii. Wraz ze swoją ekipą, którą nazywa rodziną wygrywa praktycznie każdy wyścig. Wszystko byłoby idealnie, gdyby do Tokio nie przyleciał hiszpan, Azrel Wilcox wraz ze s...