Pierre
Kiedy usłyszałem od Carlosa, że Max opiekuję się Charlesem, pojechałem sprawdzić czy się nie pozabijali. Gdy wszedłem do środka, zatkało mnie.
Zobaczyłem ich na kanapie, przytulonych do siebie i nie jestem pewny ale chyba trzymali się za ręce. Dopiero po chwili zauważyłem, że spali. Zrobiłem im kilka zdjęć i wyszedłem.
Wsiadając do auta wysłałem Estebanowi jedno z tych zdjęć i dopisałem.
Wisisz mi 5 dych.
Charles
Obudziłem się na długo przed Holendrem. Zamiast wstać i coś zjeść, albo po prostu zrobić coś pożytecznego, leżałem przytulony, słuchając bicia jego serca.
- Wiem, że nie śpisz Charlie.
Odskoczyłem od niego jak oparzony i uciekłem do kuchni. Usłyszałem za sobą jego śmiech gdy przyszedł za mną, żeby zrobić kolację. Usiadłem przy stole i udawałem, że bardzo interesuje mnie mój telefon. Byłem zdezorientowany. Co ja wczoraj zrobiłem? Max ma mnie pewnie teraz za idiotę.
Max
Mogłem dłużej udawać, że śpię i się nie odzywać. Jest mi zimno, chce mi się spać i w dodatku Charlie zamknął się w sobie, bo od piętnastu minut siedzi bardzo zainteresowany swoim rozładowanym telefonem.
- Wszystko dobrze? - Zapytałem, podając mu kolację.
- Hmm? A tak, jasne wszystko ok. - Powiedział całkowicie bez entuzjazmu, grzebiąc widelcem w jajecznicy. Postanowiłem nie dopytywać i zamiast tego wziąłem koc i go nim okryłem. Zrobiłem mu Herbatę i usiadłem obok niego.
- Nie jesz? - Spytał.
- Nigdy nie jem odrazu po przebudzeniu. Pójdę się chyba położyć. - Złapałem się za głowę i powoli wstałem od stołu.
- Zostań. - Złapał mnie za rękę. Udawany ból głowy zawsze działał gdy nie chciał rozmawiać.
Usiadłem z powrotem obok Monakijczyka i czekałem aż powie co się dzieje.
Czekałem tak parę minut i zniecierpliwiony zapytałem.
- O co chodzi Charlie?
- Nic.
- Widzę, że coś cię dręczy.
- Nic ważnego naprawdę.
- Czyli muszę użyć cięższych środków. - Powiedziałem po czym rzuciłem w niego resztką jego jajecznicy.
- Co ty... - Nie zdążył dokończyć, a w jego stronę poleciał ser, który chwilę wcześniej leżał na blacie.
- Powiesz mi co cię dręczy czy nie? - powiedziałem szykując kolejny pocisk na szatyna.
- Nie ma o... - Tym razem oberwał bananem.
- Mów! - Zacząłem się śmiać.
- Nie ma...
- Zła odpowiedź! - Zacząłem rzucać w niego wszystkim co mi w ręce wpadło. Banan, ser, mandarynka, masło, winogrona, jajkiem chyba też oberwał.
- STOP!
- Mów co się dzieje Charlie. - Podszedłem do niego i podałem mu ręcznik.
Dopiero po chwili udało mu się zetrzeć resztki jedzenia z twarzy.
- Myślałem o...
- No?
- Co się właściwie wydarzyło?
- Zależy co masz na myśli. Na przykład, przed chwilą rzucałem w ciebie jedzeniem.
- Jakbym nie zauważył. - Spojrzał na mnie poważną miną i zaczął się uśmiechać.
- Co? - Pokazał na coś za mną. Nie zdążyłem nawet się obrócić, a Charles oblał mnie sokiem pomarańczowym. Skąd on wziął sok pomarańczowy?!
Już miałem się zdenerwować, gdy usłyszałem jego śmiech. Odwróciłem się i siedziałem zapatrzony w Monakijczyka dopóki prawie nie spadł krzesła i nie musiałem go złapać. Zacząłem się śmiać razem z nim i po chwili oboje skończyliśmy na podłodze, dusząc się ze śmiechu.
- Powiesz mi w końcu ci się dzieje? Bez żartów Charlie. - Leżał obok mnie na podłodze. Czerwony od śmiechu z rozwalonymi włosami.
Od razu spochmurniał. Szybko wstał i poszedł do salonu. Co musiało się stać, że aż tak to przeżywa?
Gdy wszedłem do salonu, zobaczyłem Monakijczyka czytającego książkę do góry nogami.
Zabrałem mu książkę i usiadłem obok niego.
- Mów. Już.
- Co się wczoraj właściwie wydarzyło? - Powiedział na jednym wydechu.
- Zrobiłem coś źle? Jeśli tak to powiedz, popracuje nad tym. - Czyli nad wszystkim.
- Nie. Nic nie zrobiłeś, tylko... przyjaciele chyba... się tak nie zachowują prawda? - Schował twarz w poduszkę i dodał. - Nie ważne, zapomnij, że mówiłem.
- Wszystko czym się przejmujesz jest ważne. - Pogłaskałem go po plecach. - Wytłumaczysz mi teraz dokładnie o co ci chodzi?
- Ty naprawdę jesteś głupi. - I mnie pocałował. Zanim zdążyłem zareagować, odsunął się. Gdy próbował wstać, wciągnąłem go na swoje kolana i pocałowałem. Czekałem na to 3 lata. Nie mam zamiaru już nigdy więcej z niego rezygnować.
Złapałem go za biodra i przysunąłem bliżej. Młodszy oddał pocałunek i objął mnie nogami w pasie próbując zdjąć ze mnie koszulkę.
- Wow wow wow. Spokojnie Charlie bez pośpiechu. - Powiedziałem zdyszany, na co się zarumienił. Przytuliłem go do siebie.
Siedzieliśmy tak chwilę gdy zadzwonił telefon.
- Odbiorę. - Wstał z moich kolan i poszedł po komórkę.
Charles
- Halo?
- Przyjadę za godzinę dobra? - Usłyszałem głos Hiszpana. Nie brzmiał na zadowolonego.
- Wszystko gra?
- To nie jest rozmowa na telefon. - I się rozłączył.
Odłożyłem telefon i poszedłem do kuchni pozmywać.
- Nie nie nie nie nie. - Usłyszałem Maxa gdy mnie podniósł i zaniósł z powrotem na kanapę.
- Co ty robisz? - Zacząłem się szarpać. - Puść mnie! - Położył mnie na kanapie i przykrył kocem.
- Nawet nie próbuj wstawać.
- Muszę się ogarnąć. Carlos przyjedzie za godzinę! - Krzyknąłem za nim gdy zniknął w kuchni.
Nie odpowiedział i wrócił po chwili z lekami i maścią.
- Najpierw to, a potem reszta. - Przysunął sobie krzesło i usiadł naprzeciw mnie.
- Dobrze mamo. - Uśmiechnąłem się i przewróciłem oczami.
- Wolałbym tato, ale od czegoś trzeba zacząć. - Uśmiechnął się i podał mi leki.
Po pięciu minutach skończył i siedzieliśmy wpatrzeni w siebie.
- To... ja pójdę się ogarnąć. - Wstałem i pobiegłem do sypialni.
________________________________
Trochę krótszy tym razem ale chyba może być.
(ekspertem nie jestem ale chyba jest ok?)
CZYTASZ
Our future / Lestappen
FanfictionLestappen (F1 życiem) Nasz ukochany Monakijczyk (biada powiesz, że Francuz) z problemami i aspołeczny Holender z anger issues. Dziś rywale, a kiedyś najlepsi przyjaciele. Po tym jak ich przyjaźń się rozpadła oboje się pogubili, Max wpadl w nałóg, ma...