Rozdział 7

449 30 6
                                    

- Czytasz jedną z moich ulubionych książek- Mruknął Liam wchodząc do pomieszczenia.

Wyjrzałam przez okno, cholera była już ciemno. Tak się wyciągnęłam w te mordowanie i rżnięcie ludzi, że nie zauważyłam, kiedy ten czas zleciał.

- Jeśli mordowanie a potem gwałcenie trupów jest twoja ulubioną tematyką w książkach, to zajebiście - Powiedziała ironiczne, i przeniosłam spojrzenie na mężczyzna stojącego w progu. Kąciki ust drgnęły mu do góry, ale mi nie było do śmiechu.

- Chodź na dół, nie jadłaś nic- Zaprosił ruchem dłoni, abym wyszła z pokoju. Jednakże nie ruszyłam się miejsca.

- Nie jestem głodna - Powiedziałam. Odpowiedział mi milczenie, a mogłabym nawet pomyśleć że nie usłyszał ponieważ otworzył drzwi szerzej, stając obok nich abym przeszła obok niego. 

- Masz coś zjeść - Odpowiedział spokojnie. Niby miłe że się "troszczy" chociaż bardziej nazwałbym to "pilnowaniem aby swoja ofiarą nie zdechła" lecz było też wkurwiające. Powiedziałam "nie" i tyle.

- Nie

- Nie kłóć się ze mną - Syknął - Nie jadłaś nic od kilkunastu godzin.

- Wytrzymywałam dłużej i żyje - Dla efektu wstałam odkładając książkę na czarny stolik kawowy, i pokazując na siebie rękami w stylu "Jestem tu kurwa i mam się dobrze".

- Wepchne ci te jedzenie do gardła.- Warknal.

- Powodzenia- Mruknęłam cicho - pierdolenie - dodałam pod nosem jeszcze ciszej aby mężczyzna nie usłyszał.

Bez słowa znalazł się obok mnie w dwóch krokach. Złapał mnie za nadgarstek, i pociągnął w kierunku wyjścia. Automatycznue zaparlam się nogami, i spróbowałam wyrwać rękę z jego uścisku. Kiedu się wkurzył jak nigdy nic złapał mnie za biodra, a ja już po chwili nie czułam gruntu pod nogami. Przerzucił mnie sobie przez bark, jak worek ziemniakow. Zaczęłam się wierzgać i krzyczeć, próbując go kopnąć. Nie podobało mi się że miał tak blisko twarzy mojej pośladki, a ja jego... Jeszcze brakuję aby mi pierdnął w twarz, albo ja jemu...

Po chwili złapał mnie ponownie tym razem w talii, kładąc na siedzeniu. Byliśmy w kuchni którą wcześniej widziałam. Liam usiadł naprzeciwko mnie, stukając widelcem czy może nożem? Nie wiem obraz mi się trochę rozmazał, lecz umie było to normalne, byłam ślepa jak kura, jednak uparcie wypierałam to. Miałam już chyba z 5 wizyt u okulisty, na których standardowo się nie pojawiłam.

Już pod sekundzie do jadalni zaczęło wchodzić kilka osób, z jedzeniem, talerzami sztućcami I chuj wie czym jeszcze. Położyli wszystko na stole, w ekspresowym tempie i wyszli.. Mężczyzna zetknął ja mnie a potem na jedzenie, pokazując tym gestem abym nałożyła sobie na talerz. Odczekalam aż zacznie jeśc jakiegoś steka, i nałożyłam sobie trochę sałatki ziemniaczanej, która znajdowała się najbliżej mnie.

-Czemu nie jesz? - Spytał widząc jak dłubie w talerzu. Nie zdążyłam wziąść nawet gryza. Nie że coś ale nawet nie chciałam tu być. 

- Nie jestem głodna- Powiedziałam podnosząc na niego wzrok, a potem na moją rozwaloną po całym talerzu, i nie tkniętą sałatke.

Zjadł jeszcze 4 widelce, po czym odłożył sztućce z nieprzyjemnym dla uszu stukaniem, na pusty talerz, po steku. Napił się ze szklanki wody po czym podszedł do mnie w 3 krokach. Usiadł obok mnie i chwilę mi się przyglądał. Toczyłam z nim niemą walkę, lecz po raz kolejny poległam. Nim się zorientowałam  złapał moje nadgarstki jedną ręką, przyciskając je do stołu, a drugą ręką nałożył trochę sałatki z ziemniakiem na widelec, leżący po mojej lewej stronie. Szarpnęłam rękoma, raz drugi trzeci. I chuj, trzyma mnie dalej.

- Samolocik leci, otwieraj buźkę - Powiedział przesłodzonym głosem, patrząc na mnie z udawaną troską. Dla efektu zaczął latać  zygzakiem widelcem, aż do moich ust. Gdy tam dotarły zacisnęłam wargi w cienką linię, a mężczyzna westchnął zirytowany. Tą samą ręką, co trzymał widelec, zatkał mi nos dwoma palcami. Siedziałam na miejscu, nie ruszając się nawet o milimetr, chcąc pokazać jak bardzo mam w niego wyjebane.

Oczywiście znów jestem na przegranej pozycji. Zaczynało brakować mi tlenu. Jakbym tu jebła to wsumie okej... Albo nie, bo w piekle będą się że mnie śmiać, że umarłam bo nie chciałam jeść, i się udusilam.

Dałam za wygraną, a Liam wykorzystując ta sekundę, wepchnął mi widelc do ust. Zacisnęłam usta na widelcu, a mężczyzna go wysunął, i puścił mój nos. Kiedy nabierał kolejną porcję, poleciałam głową na boki, ale mężczyzna nic sobie z tego nie zrobił. Powtórzył tą samą czynność. Zatkał mi nos, ciągle trzymając moje ręce unieruchomione na stole.

- Dobra zostaw sama zjem- Powiedziałam szarpiąc rękoma ostatni raz, kiedy nakładał kolejna porcje sałatki. Puścił moje ręce i widelc odłożył na talerz, jednakże nie ruszył się z miejsca. Przyglądał mi się uważnie. - Możesz się tak nie patrzeć? - Spytałam odwracając głowę w jego kierunku. 

- Mogę - Przytaknął - Ale nie muszę. - Teraz oparł łokciami o stół, i obserwowałnie jeszcze bardziej uważniej.

Przez jego przeszywające spojrzenie z trudem mogłam przełknąć ślinę, a co dopiero kęs sałatki. Nie chciałam żeby wiedział jak na mnie działał, dlatego chwyciłam w drżącą delikatnie rękę widelec. Nie wiem czy moje ciało reaguje na na niego bo wyczuwa zagrożenie, czy przez jego tajemnicza aurę, która nie powiem, trochę mnie intryguje. Nałożyłam na widelec malutki kawałek, który mogłabym połknąć bez gryzienia, lecz żułam go w buzi chyba minutę. Mimowolnie pomyślałam o Beth. Co u niej, lub co robi.

- Dobra już nie musisz jeść jak nie chcesz- Powiedział odsuwając sobie krzesło, a następnie wstając. Zapewne zobaczył że więcej nie zjem przez zaciśnięty żołądek, dlatego dał mi spokój. 

Nie czekając aż sam mi odsunie krzesło, bo wydawało mi się że właśnie to chciał zrobić, sama je odsunęłam, z nieprzyjemnym dla uszu szukaniem. Widziałam nawet na sekundę jak Liam się skrzywił, chociaż mogło mi się też wydawać.

Podparłem się dłońmi o blat, i podniósłam sie z jego pomocą. Przysięgam że na chwilę miałam zawał, że ten stół jebnie ze mną. Jednak jak nie teraz to za kilka sekund.

Wstałam na równe nogi, i przeszłam obok mężczyznę, który zdążył pojawić się po mojej lewej stronie. Nie chciałam go dotykać, wiec zrobiłam jak największe obejście, i szłam ja najbliżej blatu, aby od niego być jak najdalej. Jak mogło się kurwa spodziewać łokciem zahaczyłam o dzbanek z sokiem pomarańczowym, lub mandarynkowym, a cała jego, a wartość rozlała się po białym obrusie.

Kurwa

Spojrzałam na niego, w tym samym pojęcie co on na mnie, i zrobiłam dwa kroki w tył. Wołałam się trzymać na bezpieczną odległość. Może ona by nie pomogła, bo nikt by mi w tym domu nie pomógł, ale zawsze te pola sekundy więcej na ucieczkę, a czasem ten czas jest kluczowy.

- Clara posprzątaj to! - lekko podniósł głos, jednakże jak do mnie się odzywał delikatnie go ściszyl - Idź do NASZEJ sypialni - Podkreślił akurat to słowo - Muszę pojechać załatwić sprawy. Wrzucę późno.

- Kiedy dokładnie? - Nie chciałam aby pomyślał że chce żeby szybko wrócił czy coś. Chodzi o to że jest już ciemno jak w dupie na dworze a on mówi że wróci szybko. 

- Nie wiem - Przyznał, wychodząc na korytarz, a po chwili ubierając płaszcz. Kiedy miał już wychodzić odwrocil się do mnie, i rzucił szybkie- Do zobaczenia księżniczko - Po czym zniknął za drzwiami.

                ________________________

Rozdział z okazji świąt wielkanocnych.
Wszystkiego najlepszego misiaki!

Miłego dnia/nocy <3

𝓜𝔂 𝓵𝓲𝓽𝓽𝓵𝓮 𝓼𝓮𝓬𝓻𝓮𝓽  +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz