Rozdział 12

315 20 5
                                    

Zegar wiszący na ścianie wskazywał godzinę 12.07. Niechętnie wstałam z łóżka, ponieważ już od godziny leżałam, patrząc w sufit, a brzuch domagał się jedzenia. Głód próbowałam ignorować, lecz teraz bym niedotrzymania. Wyszłam powoli z sypialni, przed tym zakładając koszule nocną, którą zapomniałam po wczorajszych wydarzeniach założyć.

Zeszłam powoli na dół, pilnując aby się znów nie wypierdolić, ponieważ zrobiło mi się ciemno przed oczami, a ukracue szłam dalej, jakbym chciała sobie udowodnić że dam radę. Kiedy zeszłam po schodach, udawałam się w stronę kuchni. Fakt, noga mi się ześlizgnęła że schodka, ale zaplanowałam nad sytuacją.

- W końcu jesteś - Odezwał się męski, zachrypnięty głos, który jak zawsze, siedział rozwalony na swoim fotelu.

- W końcu jestem - Powtórzyłam pod nosem, co nie umknęło jego uwadze, jednak wolał to zignorować. Podeszłam do szafek, wiszących nad blatem, i otwierałam każda po kolei.

- Jesteś głodna? - Spytał mierząc mnie spojrzeniem.

- Może troszkę - Przyznałam, a mój brzuch jak na zawołanie, zaczął burczeć. - Ociupinke - Przyznałam z małym śmiechem.

- Siadaj - Polecił, odkładając laptopa na stolik kawowy, i pokazał na taboret, przy wyspie kuchennej. On sam podszedł do lodówki, grzebiąc coś w niej. - Na slodko czy słono? - Spytała, odwracając się w moją stronę.

- Słono - Odparłam z uśmiechem, ponieważ wszystko wskazywało na to, że wielki szef mafii, będzie mi robił śniadanie.

Liam wyciągnął potrzebne składniki, i sięgnął po fartuch, po czym obwiązał go sobie, wokół garnituru.

- Serio? Serduszka? - Spytałam że śmiechem, nie dowierzając, że wcisnął się w mały fartuszek z sercami, i ciasteczkami, z napisem cook is my love czy coś takiego, nie widziałam dobrze.

- No co? Nie ma innego- Wzruszył ramionami, a jego kąciki ust uniosły się w minimalnym uśmiechu. Poszerzyłam uśmiech widząc to, a wczorajsze wydarzenie poszło w niepamięć.

Mężczyzna przez chwilę, smażył coś na patelni, i próbował się popisać sztuczkami. No właśnie... próbował. Jak chciał jakąś sztuczkę z ogniem zrobić, to podpalił szmatkę, na ci wybucham śmiechem, albo jak chciał nabić jajko na nóż, prawie nas nie zabił tym sposobem, ponieważ niż wbij się w blat, obok naszych rąk kiedy spadał.

- Bon appétit - Uśmiechnął się, kładąc mi talerz przed twarzą.

- Co to jest? - Spytałam wciąż się uśmiechając.

- No wiesz... zaczął ściągać fartuch, i przewiesił go przez rączkę od piekarnika. - Sam nie wiem.

- Jak nie wiesz? Otruć chcesz mnie? - Spytam niepewnie biorąc kęs.

- Pomieszałem różne dania, z różnymi smakami, i tak jakoś się dopełniają one.

Nabrałam trochę porcji na widelec, nieufnie. Zamknęłam oczy, biorąc kęs, a potem kolejny, i kolejnego. Mruknęłam z rozkoszy, aby zobaczył że mi smakuje. Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego.

- To jest pyszne!

- Mówiłem.

Zjadłam szybko, a następnie włożyłam talerz do zmywarki, rozkładając się na kanapie, w telewizorze leciały teraz wiadomości, boże kto je jeszcze ogląda? Złapałam za pilota chcą przełączyć, jednak po jakoś pięciu minutach, przeskakiwania po kanałach, poddałam się, puściłam jakiś hotel Paradise I tyle. Oparłam głowy o wielką poduszkę, ponieważ Liam siedział a fotelu, a nie na kanapie, i pracował.

𝓜𝔂 𝓵𝓲𝓽𝓽𝓵𝓮 𝓼𝓮𝓬𝓻𝓮𝓽  +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz