Dwa

12 0 0
                                    

MORGAN

          Pierwszy dzień szkoły zawsze był dla mnie stresującym wydarzeniem.Odkąd sięgam pamięcią tego dnia wszystko szło mi pod górkę, zaczynając od wpadek z brudnymi spodniami, a kończąc na - moim ulubionym - nie dotarciem na czas. W Leesville High School co rok organizowano dyrektorskie przemówienie, zapowiadające wydarzenia, które będą odbywać się na przełomie następnych dziesięciu miesięcy. Cała szkoła zbierała się równo o godzinie dziewiątej na boisku szkolnym, aby wspólnie odśpiewać hymn kraju - co w gruncie rzeczy miało przynieść nam szczęście, tak mawiali przynajmniej nauczyciele.

          Życie przynosi różne niespodzianki, a moją co roku było to, że tego jednego dnia musiałam się spóźnić. Dokładnie piętnaście minut. Nie więcej, nie mniej. Stresowało mnie to, że uczniowie, nauczyciele i Pan dyrektor mnie obserwowali, podczas gdy ja starałam się odnaleźć moich przyjaciół, posyłając przy tym niemrawy uśmiech. Jedyną moją taryfą ulgową było to, że się dobrze uczyłam i brałam czynny udział w wielu szkolnych imprezach. Byłam po prostu lubiana i to mnie ratowało.

          Dlatego tym razem się zabezpieczyłam i wyszłam z trzydziesto minutowym zapasem czasu. Wsiadłam do samochodu, który pożyczyła mi macocha i wyjechałam z garażu, modląc się, aby tego ranka nic nie stanęło mi na drodzę.

          Cieszyłam się, że w końcu zrobiłam prawko. Wiedziałam, że za długo z tym zwlekałam, ale miałam kilka swoich wątpliwości z tym związanych. Ostatecznie moja kuzynka, Jo, namówiła mnie, podszkoliła i w Nowym Orleanie udało mi się zdać. Może nie za pierwszym razem, ale nadal udało.

          Podgłośniłam muzykę lecącą w radiu, wybijając palcami melodię o kierownice, a głową co i rusz kręciłam w rytm. Przez otwarte okno wiatr smagał moje włosy, wprawiając je w ruch. Czułam się tak beztrosko. Jakby wszystko było dobrze, a przecież nie było.

          - Boże, no, ruszaj się! - krzyknęłam, waląc pięścią w klakson.

          Nie, nie byłam cierpliwa. Ale byłam w sytuacji awaryjnej, nie chciałam znowu się spóźnić na oficjalne rozpoczęcie roku szkolnego. Mojego ostatniego, jeśli chodzi o liceum.

          Przyciszyłam radio w momencie, w którym mój telefon zawibrował.

          Zerknęłam przelotnie na urządzenie, marszcząc brwi.

          Tyler.

          - Co tam? - rzuciłam, włączając głośnomówiący.

          - Dzwonię, żeby zapytać czy nie potrzebujesz podwózki do szkoły.

          Wrzuciłam na luz, stając na czerwonym świetle. Zerknęłam przelotnie na opustoszałe ulice miasteczka, uśmiechając się pod nosem. Boże, jak ja je uwielbiam. Aż trudno mi uwierzyć, że za rok mnie tu nie będzie.

          - Nie musisz - odpowiedziałam mu po kilku sekundach. - Właśnie już jadę, będę za jakieś pięć minut.

          - Jedziesz? - zdziwił się.

          - Mhm - mruknęłam, wbijając pierwszy bieg i ruszając. - W lato udało mi się zrobić prawko.

          - Wow, gratuluję.

          Zatrzymałam się na szkolnym parkingu. Złapałam za telefon i przystawiłam go do ucha, ówcześnie wyłączając głośnomówiący.

          - Nie brzmisz, jakbyś się cieszyć - zauważyłam.

          - Oczywiście, że się cieszę! - zaoponował piskliwie. - Po prostu jestem w szoku.

          Zmarszczyłam brwi.

Nie trać nadzieiWhere stories live. Discover now