OSCAR
Od zawsze kierowałem się w życiu wartościami, które wpoił we mnie mój ojciec. Odkąd sięgam pamięcią starał się mnie nauczyć, że najważniejszym jest w życiu to, aby mieć przy sobie tylko te osoby, które będą przy tobie na dobre i na złe. Nie będą uciekały, gdy nadejdą trudne chwile, w których potrzebowałbym pomocy.
Do niedawna takimi osobami był Milo, Tyler i oczywiście Moja Morgan.
Znaliśmy się od siódmej klasy, byliśmy nierozłączni i wspieraliśmy się nie ważne, co się działo. Rozpoczynając od tego, jak Santos o mały włos nie zdał klasy, po fakt, że musieliśmy co rok przeżywać wyjazdy Yearwood do Nowego Orleanu, a kończąc na śmierci taty Turnera. To ostatnie szło nam najgorzej, gdyż chłopak nie bardzo chciał z nami wtedy rozmawiać. Był w żałobie, więc nie dziwiliśmy mu się, że wolał być zamknięty w czterech ścianach swojego pokoju. Byliśmy dla niego zbyt wyrozumiali, że w pewnym momencie chłopak zrezygnował z naszej przyjaźni. Stwierdził, że nie jesteśmy jego godni, skoro nawet nie mogliśmy zadzwonić i zapytać, jak się trzyma. Oczywiście, prawdą to nie było, gdyż codziennie kontaktowaliśmy się z jego starszą siostrą i pytaliśmy co u niego, jak i u całej rodziny.
Ostatecznie, Tyler zrozumiał, że nikt nie był winny, a po prostu daliśmy mu przestrzeń, którą potrzebował. Sam to przyznał, że był nam wdzięczny.
Także według zasady mojego taty, trzymałem się tej trójki, czując, że są przyjaciółmi na całe życie.
A później coś się zmieniło. Jak za pstryknięciem palca.
Dlatego teraz zamiast spędzać czas z nimi, siedzę w szkolnej szatni, przebierając się po udanym treningu.
- Rozwalimy ich na Mistrzostwach - rzucił z powagą Lorenzo, podchodząc do mnie i otaczając mnie ramieniem. - Mamy Oscara, więc wygraną mamy w kieszeni.
Uśmiechnąłem się lekko, nie odpowiadając na to. Nie widziałem takiej potrzeby.
Postanowiłem zapisać się do drużyny niedługo po tym, gdy Morgan wyjechała z Leesville. Byłem przygnębiony naszą ostatnią rozmową oraz wieloma innymi rzeczami, które wydarzyły się w moim życiu, a o których dziewczyna nie wiedziała. Tamtego dnia nie przyszedłem do niej, aby się rozstać. Nie chodziło mi to nawet po głowie. Zwykły zbieg okoliczności i źle dobrane słowa sprawiły, że stało to, co się stało. Nie byłem z tego dumny.
Ale ona też nie zachowała się w porządku.
Zdecydowałem się dołączyć do szkolnej drużyny futbolowej, ponieważ wiedziałem, że mam do tego smykałkę. Mój tato jest trenerem jednego z klubów, więc wiele mnie nauczył przez tyle lat, chociaż zapierałem się nogami i rękami, że nie będę grał. Ostatecznie, złamałem dane samemu sobie słowo, a chłopaki przyjęli mnie do drużyny z wielką chęcią. Nawet nie musiałem przechodzić żadnych testów.- Dokładnie. - Potwierdził Samuel, wycierając mokre włosy ręcznikiem. - W zeszłym roku skopali nam dupy, w tym nie damy się tak łatwo.
- Chyba, że ich cheerleaderki znowu będą takie gorące. - Dodał rozmarzony Alexei. Jego rosyjski akcent był aż nadto słyszalny. - Wtedy to będziemy zrujnowani.
Pokręciłem głową, próbując się nie roześmiać. Słyszałem tę historię. Do teraz cisnę z nich potężną beke.
- Dobrze, że ty to akurat powiedziałeś - puściłem do niego oko, nie wytrzymując.
Zdawałem sobie sprawę, że to Alexei był prowodyrem całej tej sytuacji i, gdyby nie on, żaden by na te dziewczyny nawet nie spojrzał.
- Jeszcze czego! - uniósł się, na co momentalnie wszyscy wybuchnęli śmiechem. Oni też znali prawdę. - Idioci.
YOU ARE READING
Nie trać nadziei
Romance|| Jeśli będzie nam to jeszcze dane, od nowa znajdziemy do siebie drogę. Bo ja nigdy nie stracę nadziei || 🤞Start: 15 lipca 2024