Siedem

9 0 0
                                    

MORGAN

          Wpakowałam się na tylnią kanapę jeepa Tylera. Oparłam się wygodnie o oparcie, przyglądając się dyskutującym chłopakom. Jechaliśmy właśnie nie pierwszy miecz drużyny futbolowej, a tamta dwójka nie mogła wytrzymać podekscytowania nadchodzącym sezonem. Tym się właśnie różniliśmy. Milo i Taylor uwielbiali przychodzić na szkolne mecze, a ja nie szczególnie. Zostawałam w domu i oglądałam jakieś denne filmy lecące w telewizji. Zazwyczaj wtedy towarzyszył mi Oscar, ale to uległo dużej zmianie. Teraz on będzie latał za piłką. A ja będe siedziała na trybunach i to oglądała. Z wielką niechęcią. Z podkreśleniem na wielką.

          Z okazji meczu dyrektor postanowił dać nam wolne, abyśmy mogli przyjść i obejrzeć zmagania naszych kolegów. Cała szkoła się cieszyła z tego powodu, ponieważ większość uczniów było fanami futbolu, najszczególniej tego w wykonaniu buldogów.

          - Musimy tam jechać? - jęknęłam. - Nie możemy, nie wiem, pojechać na jakieś żarcie czy coś?

          Santos spojrzał na mnie, jakby wyrosła mi co najmniej druga głowa. Zdegustowany wykonał odruch wymiotny. Z nadzieją spojrzałam na Turner'a, ale to również na nic się zdało.

          - Nie - odciął krótko, kręcąc głową.

Obrażona opadłam na kanapę, uderzając plecami o jej oparcie. Zawiązałam ręce na klatce piersiowej, odwracając wzrok w stronę okna. Było mi przykro, że nie potrafili uszanować mojej decyzji. Niemal siłą wyrwali mnie dzisiaj z łóżka i zmusili na przyjście na mecz. Wiedzieli, że ich nie lubię, a gówniarze to wszystko ukartowali, skazując mnie na katusze. I to się nazywa przyjaźń fałszywa.

- No nie obrażaj się na nas no... - przeciągnął Milo, wyginając rękę w taki sposób, aby zaczepnie trzepnąć mnie w kolano.

Ale nie trafił i dostałam prosto w głowę. Warknęłam zirytowana, poprawiając włosy, które mi roztrzepał.

- Chuj nie kolega - mruknęłam sama do siebie, ale na tyle głośno, aby chłopak z przodu zdołał to usłyszeć.

- Co tam sapiesz pod nosem?

- Nic, a nic - uśmiechnęłam się ironicznie. - Mówię, że jesteś mega, super kolegą.

- Serio? - odwrócił się, spoglądając na mnie z szerokim uśmiechem

A ja wtedy przestałam się uśmiechać, robiąc typową dla siebie obojętną minę i wystawiłam w jego stronę środkowego palca.

- Nie.

          Taylor głośno się zaśmiał z naszej wymiany zdań. Odwrócił twarz w moją stronę, mogąc sobie na to pozwolić, ponieważ staliśmy na czerwonym świetle.

          - Od kiedy stałaś się taka wyszczekana, co?

Wzruszyłam ramionami, chociaż na moje wargi wpłynął zalążek uśmiechu. Wszystko na co składałam się teraz, było skutkiem tego, co wydarzyło się kiedyś. Mam na myśli to, że moja kłótnia z Oscar'em oraz wyjazd do babci, gdzie spędzałam czas z wygadanymi kuzynami, sprawił, że stałam się jeszcze bardziej podobna do Yearwood'ów. Podobało mi się to, że w końcu przestałam być cichą myszką, która bała się powiedzieć komuś ,,nie". Teraz nauczyłam się trochę więcej asertywności, więc było mi zdecydowanie łatwiej w życiu.

Nie trać nadzieiWhere stories live. Discover now