× Rozdział 2 ×

330 15 2
                                    


Mężczyzna, wzdychnął głośno wyprostowując plecy. 

– Rozumiesz, na co się piszemy? – spytał, kręcąc głową. – Nawet nie wiemy, kto pociąga za sznurki. – stwierdził.

– W takim razie, co ty sugerujesz Adrienie? – mruknął niebieskooki, zakładając nogę na nogę.

– Myślę, że to dość dobry pomysł – zaczął, wstając z miejsca – Ale, nie możemy działać pochopnie. – obszedł biurko dookoła, zakładając ręce za plecy. – Nie sądzicie, że wyglądałoby to dość dziwnie, na tle innych członków organizacji, gdybyśmy nagle wzmożyli naszą aktywność? Zwrócilibyśmy niepotrzebnie na siebie uwagę. – zauważył.

– Zatem, najlepiej wciągnąć w to jak największą ilość ludzi – mruknął Egbert Santan.

– Nie wiemy, komu możemy zaufać. Niemądrym było by, organizować zebranie na tak dużą skalę. – wzdychnął Vincent, analizując Egberta chłodnym wzrokiem.

– Ale jednak, jesteś chętny by angażować w to szefa nieznanej nam mafii? – Adrien Santan, podniósł brew.

W pomieszczeniu, zrobiło się chłodniej. Ciężka napięta atmosfera robiła swoje. Chodź nikt, nie wypowiadał się na ten temat. To każdy miał tę samą myśl.

Byli na przegranej pozycji, potrzebowali wsparcia. A jedyną osobą która mogłaby im go udzielić była osoba odpowiedzialna, za terror wśród organizacji.

Szef Mafii, nieznanego pochodzenia.

Vincent Monet, zawsze kierował się tym, że mafia to nic innego jak ludzie którym brakuje rozrywki w życiu. Uważał, że ona nic nie wnosi i nie ma z niej żadnych korzyści.

Gardził ją.

Jednak w tej sytuacji, w której aktualnie był sam musiał niechętnie przyznać.

Potrzebował jej pomocy.

– Sugeruje, zorganizować tajne zebranie w najbliższym gronie zaufanych osób. Urazę zostawimy na później, teraz musimy działać razem. –mruknął niechętnie Egbert Santan. Bowiem, on i Vincent nie byli w dobrych stosunkach.

– Zapewne, masz zapasowy telefon służbowy, bez założonego podsłuchu. Prawda, panie Santan? – wzdychnął Vincent, patrząc na rozbity ekran smartfona leżącego na biurku, w stosie dokumentów.

– Tak, mam. – powiedział, dość zażenowany tym, że nie udało mu się zatrzymać nerwów na wodzy.

– Powiadom swoją siostrę Grace, Adrienie. Ja dzwonię po swojego brata. – wzdychnął Vincent, wbijając numer telefonu.

– Nie wezwiesz swojego ojca? – spytał Egbert Santan, z cwaniaczkim uśmiechem na twarzy.

– Zostaw te informacje, dla siebie Panie Santan – syknął chłodno.

Egbert Santan, mniej więcej rok temu, dowiedział się o tym że Camedan Monet żyje. Od tego czasu, zawarł z Vincentem kontrakt. 

– W takim razie, zorganizujmy te zebranie.

Zakazana miłość - Rodzina Monet fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz