× Rozdział 4 ×

334 17 8
                                    


Vincent z niesmakiem przyglądał się swojemu bratu. Roztargniony blondyn przetarł wierzchem dłoni spuchnięta powiekę. Każdy członek organizacji lśnił powagą i dostojnością. Jednak William Monet całkowicie odstępował od tej zasady, co z resztą teraz było idealnie widać.

– Dobrze się czujesz, drogi Williamie? – mruknęła chłodno, siostra Adriena powstrzymując się by słowa te nie ociekały jadem.

– Wyśmienicie, jak na kogoś kto pracował przez jedenaście godzin, by później mieć dokładnie godzinę wytchnienia. – wzdychnął, chodź pragnął odpowiedzieć, coś w stylu " Wyglądam lepiej od ciebie pod każdym względem"

Vincent posłał mu karcące spojrzenie, jednak Will jedynie przewrócił oczami.

– Zapewne, nie muszę wam tłumaczyć dlaczego zorganizowaliśmy to zebranie, a raczej narade. – powiedział rzeczowym tonem Egbert Santan.

Oboje to potwierdzili.

– Jesteście świadom problemu z którym się mierzymy, prawda? Nie możemy pozwolić sobie chodźby na najmniejszy błąd. – stwierdził chłodno Vincent.

– Krótko mówiąc, naszym celem jest wyeliminowanie wrogich organizacji, nie wystarczy tam wejść i wszystkich pozabijać? – mruknęła Grace, zakładając ręce na piersiach.

– Sugerujesz, że mamy tam wejść i poczęstować tysiące, jak nie dziesiątki tysięcy ludzi kulką w łeb? – prychnął Will.

– To było by najłatwiejsze. – przewróciła oczami.

– Nie przeginaj, Grace – warknął Adrien.

Vincent, jedynie cmoknął z dezaprobatą, nie mając siły by odpowiedzieć jakkolwiek na ten komentarz.

– Dobra, więc słucham was jak mamy niby przekonać człowieka którego nawet nie znamy, do tego by nawiązał z nami współpracę. Jak do cholery, mamy go znaleźć, i co w razie gdyby odmówił współpracy? – wzdychneła zirytowana.

– Nie może odmówić. – syknął Egbert.

– Więc w jaki sposób tego dokonamy? – mruknęła, przewracając oczami. – Może, zwiększymy patrole na wszystkich kontynentach? – prychneła.

– Nie mamy na to tyle pieniędzy, jednak możemy umieścić naszych ludzi w Pensylwanii i na jej obrzeżach. Nie wiemy, gdzie jest główna siedziba tej grupy, więc najlepiej zacząć od miejsca z największą aktywnością. – podsunął pomysł Vincent.

– Największa aktywność, powinna być we Włoszech. – zauważył Adrien.

– Nasz wróg nie jest taki głupi, by pchać się na terytorium wrogiej mafii, i przy okazji się zdemaskować. Tu przeprowadzono najwięcej transakcji, jeżeli chodzi o tereny neutralne. – mruknął Will.

– Wróg? Czyli już nie partner? – syknęła Grace.

– Zostawię to bez komentarza – wzdychnął.

– Czyli, nie mamy żadnego planu tak? – Adrien złapał się za głowę, i cmoknął z ironią.

– Zawsze możemy, poprosić o to publicznie. – mruknął Egbert.

– Głupszego pomysłu nie słyszałem. – przewrócił oczami Will.

– Za późno. – mruknęła Grace. – już wysłałam na forum. – pokazała smartfon, stukając paznokciem o ekran.

~•~•~

Uf, napisałam

Btw, test z chemii mam, przerabiał ktoś nazewnictwo pierwiastków itd, i powiedziałby z czego się uczył? Nacobezu zgubiłam 🙃

Zakazana miłość - Rodzina Monet fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz