× Rozdział 3 ×

272 15 10
                                    


Podczas, gdy mężczyźni rozmawiali przez telefon, z członkami rodziny. Egbert Santan popijał resztki whisky swojego syna, delektując się ostrym smakiem cieczy. 

– Przyjedź szybko, Williamie – mruknął chłodno Vincent, rozłączając się.

Adrien Santan wykończony, opadł na skórzany fotel, powodując głuchy chuk rozchodzący się po pomieszczeniu.

– Czyli łącznie mamy pięciu sojuszników – podsumował.

– Ogrom, prawda? – sarknął Egbert.

– Lepiej mieć pięciu zaufanych partnerów niż stu fałszywych. – zauważył Vincent.

– Co prawda, to prawda. – odpowiedział.

– Więc chodźmy na to spotkanie – wzdychnął brunet.

Vincent automatycznie sięgnął po okulary, i wyciągnął je z kieszeni, by nałożyć je na nos.

Adrien poszedł w jego ślady. Jednak, jego ojciec postanowił nie nosić ich w ciągu nocy.

I tak oto trójka mężczyzn w drogich garniturach i złotych zegarkach wyszła z gabineta Santana, by spotkać się z resztą w prywatnej sali obrad umieszczonej na obrzeżach budynku Pensylwaskiej organizacji. To miejsce było znane tylko i wyłącznie najlepszym oraz, najbardziej zaufanym ludziom. Krótko mówiąc tym którzy mają największe wpływy, i z którymi nie warto zadzierać.

– Oh, król ciemności! Mój ukochany braciszek, wreszcie postanowił się zjawić! – sarkneła Grace, gdy tylko weszli do sali.

– Zważaj na słowa Grace – warknął Egbert.

– Ojciec ? Nie spodziewałam się tu ciebie znaleść – mruknęła, ignorując wcześniejsze ostrzeżenie.

– Wcześnie się zjawiłaś – zaczął chłodno Vincent analizując ją wzrokiem – dokładnie w 8 minut – mruknął, patrząc na zegarek.

– Byłam niedaleko – odpowiedziała krótko.

Możecie sobie wyobrazić sobie to pomieszczenie, jak ogromną salę, z długim, drewnianym, brązowym stołem, kryształowymi żyrandolami i podłogą wysadzaną kafelkami. Jednak ten pokój miał jedynie okrągły stolik z masą krzeseł dookoła.

Vincent i rodzina Santan'ów zasiedli przy nim. Po chwili wbiegł też roztargniony, i zdyszany Will Monet. Który miał, dosłownie armagedon na głowie.

Nie wiem, czy bardziej komicznym było to, że jest w piżamie, czy to, że prawie śpi na stojąco.

– Jesteś w idealnym momencie. Siadaj – warknął zirytowany Vincent.

Zebranie, czas zacząć.


~•~•~ 

Bro, tak mało, a tak dużo pisania. 💀💀

Do jutra

Zakazana miłość - Rodzina Monet fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz