XVII. Pragnienia

1.1K 58 27
                                    

Patrzyłam na mężczyznę, który jednym wyznaniem postanowił pogrzebać wszelkie moje nadzieje o spokoju. Widziałam w jego oczach gorzką obietnicę tego, że nie pozwoli mi nigdy o sobie zapomnieć. Widziałam, że moje granice go nie powstrzymają. Widziałam obietnicę zburzenia murów chroniących moje serce, tylko po to, aby ponownie mógł je wziąć w posiadanie. I po raz kolejny zmiażdżyć na proch. 

Serce tłukło w mojej piersi, błagając, abym go powstrzymała. Stojący przede mną Ares przysłonił cały świat, zmuszając, abym tylko jego widziała. Oddychał spokojnie, miarowo, w przeciwieństwie do mnie. Miałam wrażenie, że nie potrafię nabrać do płuc wystarczająco tlenu. Obserwował mnie uważnie, jakby potrafił wkraść się do mojej głowy i bez problemu odczytać wszystkie myśli. Nie miałam pojęcia co robić. Czy oczekiwał jakiejś odpowiedzi? 

Ciszę przerwał trzask drzwi. 

-Tu jesteście! -wydyszał Carter, a jego obecność była dla mnie niczym koło ratunkowe. -Potrzebuję... 

-Carter, nie teraz -wycedził Ares, ani na sekundę nie spuszczając ze mnie wzroku. 

Teraz Carter. Właśnie teraz. Uratuj mnie. 

-Ale...

-Wypierdalaj -warknął brunet, tak jakby on również wiedział, że przy pierwszej lepszej okazji stąd ucieknę. 

Ku mojej uldze, blondyn miał głęboko w poważaniu co miał do powiedzenia Ares. Podszedł do nas, rzucając brunetowi wściekłe spojrzenie. Ares zacisnął szczęki i z wyraźną frustracją obrócił się do chłopaka. 

-Czego? -warknął. 

-Oh, jestem Ares Boneta i jestem jebanym gburem -wypalił nagle Carter, zniżając głos. Otworzyłam szerzej oczy w zaskoczeniu. -Jestem taaaki zły, że gdy mówię to nikt nie ma prawa się odzywać, bo moje napompowane ego wielkości Burj Khalify pęknie i cała ludzkość zginie jak pieprzone dinozaury -burknął, naśladując głos bruneta. 

O mało nie zakrztusiłam się własną śliną. Ares zmrużył oczy, po czym wyprostował się i ze złowieszczym uśmiechem stanął twarzą w twarz z Carterem. 

-O Jezu, jestem Carter Marshall i lekarze nadal się zastanawiają czy to ziarenko piasku w mojej głowie to pozostałości po mózgu -odparował Ares piskliwym głosem, na co Carter wykrzywił twarz w grymasie. -Mam tak zajebiste pomysły, że wskoczyłem na stolik, zbiłem żyrandol i upadając złamałem jakieś lasce rękę, więc proszę, pomóżcie mi! 

-Raz! -obruszył się Carter. -Zdarzyło mi się to raz! I dla Twojej wiadomości, kutasie, nie ja potrzebuję pomocy tylko Marcus. 

Ares przekrzywił głowę, marszcząc brwi. Stali naprzeciwko siebie, tocząc wojnę na spojrzenia na śmierć i życie, przez co w ogóle pominęli pewien istotny fakt. 

-Co się stało Marcusowi? -wychrypiałam, próbując dostosować się do sytuacji. 

Jeszcze chwilę temu próbowałam przezwyciężyć przerażenie, które zalało mnie od środka po słowach Aresa. Mój mózg nie nadążał, kiedy chłopacy stwierdzili, że odstawią scenkę przedrzeźniając się nawzajem. Co tu się, do cholery działo? 

-Carter -warknęłam, kiedy żaden z nich nie zwrócił na mnie uwagi. -Co z Marcusem? 

Zmierzył wzrokiem Aresa od stóp po głowę, niczym obrażona nastolatka i w końcu na mnie spojrzał. 

-Zatrzasnął się w kiblu. 

Moje brwi poszybowały pod samą linię włosów. Oczami wyobraźni widziałam, jak na twarzy Cartera pojawia się makijaż klauna. 

Cursed moonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz