XXI. Klątwa

894 49 16
                                    

Kładąc się we własnym łóżku, moje usta płakały z braku pewnego bruneta. Mimowolnie uniosłam dłoń, dotykając opuszkami palców warg. Były gorące i opuchnięte. Nie dawały mi zapomnieć o tym, co wydarzyło się kilka godzin temu. 

Dopiero po chwili, oprzytomniałam. Miałam ochotę sama sobie wymierzyć policzek. Właśnie zamknęłam własnego brata w piwnicy, pozwalając aby Samuel się nim zajął, a ja myślałam tylko o pocałunku? Co ze mną było nie tak, do cholery? 

Jak mogłam pozwolić mojej głowie, aby wypełniły ją tak błahe sprawy? Zrobiłam coś okropnego. Wiedziałam to, mimo, że Skylar najprawdopodobniej dopuścił się wobec mnie jeszcze gorszych rzeczy. Ale kim byłam, by móc oceniać czyje czyny należało potępiać, a na czyje przymrużać oko? Czy to co właśnie zrobiłam nie czyniło mnie równie złą osobą? A może nawet jeszcze gorszą? 

Usiadłam na materacu, a pościel spłynęła po moich nogach. Wpatrywałam się w ciemność, która oblepiła każdy skrawek mojego mieszkania. Zdawałam sobie sprawę, że prędzej czy później dopadną mnie wyrzuty sumienia. Podczas drogi do domu nie miałam nawet czasu aby to dobrze przeanalizować. Ares skutecznie uśpił moją czujność, tym jednym, cholernym pocałunkiem. Nie chciałam, aby mnie odwoził, a on na szczęście nie nalegał. W sumie, po tym jak mnie pocałował, nawet nie zamieniliśmy ze sobą ani jednego zdania. Wsiadł do swojego samochodu i odjechał, pozostawiając mnie z Carterem, któremu nie zamykała się buzia. W połowie drogi się wyłączyłam, toteż nawet nie pamiętałam co mówił do mnie Marshall. Był wściekły. Tylko tyle wiedziałam. 

Powinnam zadzwonić do Nory lub Gigi. Potrzebowałam z nimi porozmawiać. Przecież nikt oprócz naszej trójki, która była świadkiem dzisiejszej nocy, nic nie wiedział. Musieli wiedzieć o Skylarze, ponieważ to co zrobiłam mogło wiele zmienić. Ale był środek nocy i miałam związane ręce. Wiedziałam, że ta rozmowa nie powinna się odbyć przez telefon, dlatego siedziałam w pustym, ciemnym mieszkaniu i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Nie potrafiłam zasnąć, ani nie mogłam znaleźć sobie miejsca w łóżku. Nieustannie przez moją głowę przewijały się przeróżne myśli i wydarzenia, które nie dawały mi spokoju. Zastanawiałam się nad konsekwencjami jakie poniosę za to, co zrobiłam bratu. Co jeśli faktycznie zdążył się skontaktować z matką? Czy czeka mnie konfrontacja, którą odwlekałam od czterech lat? 

Na myśl o Kordelii i naszym potencjalnym spotkaniu, poczułam na karku krople zimnego potu. Nagle w mieszkaniu zrobiło się niesamowicie zimno, jednak moje ciało płonęło. Potrzebowałam szklanki lodowatej wody. A może i nawet lodowatej kąpieli. Zrzuciłam z siebie kołdrę, a moje bose stopy zetknęły się z drewnianymi panelami. Na szczęście nie zasłoniłam jednej z firan, toteż księżyc rzucał chłodny blask na mieszkanie i nie musiałam zapalać rażącego światła w środku nocy. Z pewnością moje oczy były mi dozgonnie wdzięczne. 

Ruszyłam spiralnymi schodami, a po mieszkaniu roznosił się tylko dźwięk moich kroków. Było tak spokojnie i cicho. Schodząc na dół nabrałam ochoty na jajecznicę, przypominając sobie, że dawno nic nie jadłam. Przecież mieszkałam sama, więc nikt nie będzie mnie oceniał za kolację w środku nocy. Mogłabym też obejrzeć jakiś serial, skoro na razie nie zapowiadało się, aby udało mi się zasnąć. 

Gdy tylko dotarłam do salonu, moje oczy wychwyciły niespodziewany ruch. Było to tak nagłe, że nawet nie wiedziałam gdzie cokolwiek zobaczyłam. Zatrzymałam się w półkroku i rozejrzałam dookoła. Wszystko było tak, jak powinno. Nawet żadna z firan nie poruszała się przez wiatr. Żadnego ciemniejszego cienia w kącie pokoju. Powietrze również stało w miejscu. Musiało mi się przewidzieć. Wzruszyłam ramionami. Zapewne za oknem przeleciał jakiś ptak i właśnie to wytrąciło mnie z równowagi. 

Upewniając się, że wszystko jest w porządku, odwróciłam się w stronę kuchni z zamiarem zrobienia sobie jedzenia. I znowu. Znowu to dziwne wrażenie zatrzymało mnie w miejscu. Nieprzyjemne ciarki przeszły wzdłuż mojego kręgosłupa, nakazując, abym się odwróciła. Spojrzałam przez ramię, a przez szok, który doznałam prawie wyskoczyłam z własnej skóry. Na balkonie stała postać. Ukazała mi się przez okno, gdzie nie zasłoniłam firany. Moje serce próbowało wyrwać się z klatki piersiowej. Ktoś stał na moim, pieprzonym balkonie i mnie obserwował. Atramentowa ciemność nocy uniemożliwiała mi rozpoznanie niechcianego gościa. Odwróciłam się powoli, stając na przeciwko balkonu. Może nie był w stanie mnie dojrzeć w ciemnościach? Ku mojemu nieszczęściu, szybko się zorientowałam, że nie patrzę na Aresa. Postać była o wiele niższa i krępej budowy. Nawet nie wiem dlaczego w pierwszej sekundzie pomyślałam, że mógłby być to Ares. Ale on przecież lubił się wspinać na mój balkon, prawda? 

Cursed moonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz