XIV. Déjà vu

1K 59 11
                                    

Mogłam polegać tylko na zmyśle słuchu, ponieważ ciemność nie chciała odstąpić nas nawet na krok, jednak w tamtej chwili byłam jej za to wdzięczna. Bałam się stanąć twarzą w twarz z Aresem, który brnął przed siebie korytarzem, nawet na mnie nie czekając. Podążałam za dźwiękiem jego kroków, jednak puls w uszach próbował zagłuszyć wszelkie odgłosy z zewnątrz. Wodziłam ręką po ścianie pokrytej płytkami, aby nie przeoczyć żadnego zakrętu, ponieważ nie byłam pewna, czy chłopak zechce mnie wcześniej o tym uprzedzić. Najpewniej wolałby, abym uderzyła twarzą w ścianę, w ramach kary.

Kilka kroków później, tak jak przewidziałam, korytarz zakręcał. Przystanęłam, jednak do moich uszu nie docierały już kroki bruneta. Serce stanęło w mojej piersi na myśl, że zostawił mnie samą w tych ciemnościach. Przyległam do płytek, wyciągając rękę przed siebie.

-Gdzie jesteś? -wyszeptałam, orientując się, że mój głos zdradzał niepokój, który zaczął pożerać mnie od środka.

Gdybym czuła się odrobinę pewniej albo chociażby nie było tak ciemno, zganiłabym się za takie odsłonięcie. Poczułam zimny pot zbierający się tuż przy linii włosów i na karku. Miałam wrażenie, że panująca ciemność wdziera się do mojego wnętrza i zalepia płuca.

-Na lewo -gdzieś w odmętach mojej paniki, a rzeczywistości zagrzmiał głos.

Głos, który był moim zbawieniem i zgubą w jednym.

Odetchnęłam, uspokajając rozszalałe serce i ruszyłam korytarzem w lewo, nieustannie podtrzymując się ściany. Po zaledwie kilku sekundach zatrzymałam się, wyczuwając obecność chłopaka.

-Jesteśmy pod biurem. Jakieś zabezpieczenia? -odezwał się Ares, a donośność jego głosu zdradziła, że jest bliżej niż sądziłam.

Ponownie zapadła cisza, w której brunet słuchał przez słuchawkę poleceń Marcusa. Po chwili złapał mnie za rękę i wcisnął w dłoń coś metalowego.

-Poświeć na zamek.

Zaskoczona wymacałam na przedmiocie przycisk, aby po chwili zorientować się, że trzymam latarkę. Struga zimnego światła padła na drewniane drzwi, lekko oświetlając sylwetkę Aresa. Nie marnując czasu, brunet pochylił się nad klamką i powtórzył czynność tak jak przy drzwiach wejściowych. W dziurkę do klucza włożył kawałek metalu, a już po chwili zamek szczęknął, zapraszając nas do środka.

Nieważne jak irracjonalnie to brzmiało, to czułam się jeszcze bardziej niespokojnie trzymając w dłoni latarkę, ponieważ mogłabym przez przypadek odkryć to co ciemność dla nas szykowała.

Ares wszedł pierwszy do pokoju prowadzony moim światłem. Próbowałam skupić wzrok tylko i wyłącznie na jego plecach ale ciekawość za bardzo kusiła. Mentalnie przygotowywałam się na to, że zaraz w jednym z kątów pokoi oświetlę jakąś postać z horroru i zejdę na miejscu na zawał.

To tylko biuro, panikaro.

Wzdłuż ścian stały masywne regały, wypełnione po brzegi różnego rodzaju książkami, teczkami i jeszcze większą ilością książek. Dźwięki naszych kroków tłumił czarny dywan, który za pomocą światła z latarki mienił się złotą nicią. Ares zatrzymał się przy skórzanym fotelu i uważnie zeskanował wzrokiem całe pomieszczenie. Staliśmy tuż przed biurkiem z ciemnego drewna, a ściana za nim została ozdobiona czterema obrazami, wiszącymi w idealnie równych odległościach od siebie. Podeszłam bliżej, oświetlając malowidła w topornych ramach. Każdy obraz był czarny, a przechodząca przez nie krwistoczerwona linia tworzyła spójną kompozycję. Wyglądało to, jakby artysta ułożył wszystkie cztery płótna obok siebie i jednym pociągnięciem pędzla stworzył dzieło. Było w nich coś niesamowitego ale również mrocznego, przez co nie dało się odwrócić od nich oczu.

Cursed moonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz