II. Szczyt

1.3K 48 31
                                    

Moje kroki po drewnianych schodach odbijały się w akompaniamencie Burning Love Elvisa Presley'a, którego głos prowadził mnie do piwnicy. Schodząc w dół dołączyły również dźwięki ciężkich oddechów i obijanej skóry. Stanęłam na ostatnim stopniu, przecierając zaspane oczy. Tak jak się tego spodziewałam- przywitał mnie widok dyszącego ojca, który ze skupieniem wymalowanym na twarzy obijał worek treningowy na środku piwnicy. Krople potu błyszczały na jego czole spływając do oczu, ale nawet to nie mogło rozproszyć zawodowca na emeryturze. Jego ciosy były jak majestatyczny taniec. Każdy wyprowadzał bezbłędnie, idealnie synchronizując pracę nóg. Worek jęczał pod naciskiem siły, jakby błagał o chwilę wytchnienia, ale ojciec kompletnie nie zwracał na to uwagi. Był w transie. 

-Serio? -ziewnęłam, podchodząc do głośników, aby wyciszyć muzykę, która aż dudniła mi w głowie. -Jest ósma nad ranem. -zauważyłam z grymasem. 

Dopiero kiedy w pomieszczeniu zdało się słyszeć tylko oddech ojca, ten powrócił na ziemię. Zatrzymał w połowie wyprowadzany cios i spojrzał na mnie zaskoczony. Przez jeszcze parę sekund jego wzrok był przymglony, jakby dopiero wybudzał się z ferworu walki. Nie potrafiłam opisać jak czuje się w tej sytuacji. Kiedyś, widok trenującego ojca był dla mnie codziennością. Uwielbiałam schodzić do piwnicy i godzinami oglądać jak wykonuje swój taniec. Czasami zdarzało się, że był tak pochłonięty treningiem, że nawet nie dostrzegał mojej obecności. 

Tata wypuścił głośno powietrze przez nos i przetarł przedramieniem czoło, aby zetrzeć kropelki potu. 

-Obudziłem Cię? -wydusił, zdejmując rękawice. 

-Nie. -wzruszyłam ramionami, podając mu butelkę wody. -Od kiedy znowu trenujesz od samego rana? 

Ojciec zabrał ode mnie wodę, rzucając na ziemię rękawice bokserskie i opróżniając butelkę jednym łykiem. 

-Od kiedy czuję, że potrzebuję wyładować narastające napięcie. -mruknął, nie obdarzając mnie nawet ani jednym spojrzeniem. 

Przekrzywiłam głowę, obserwują jak mężczyzna odkłada białe rękawice na odpowiednie miejsce, a potem przeciera worek ścierką z mydłem. Robił to z taką delikatnością i precyzją, jakby co najmniej go namaszczał. Standardowy rytuał po treningu. Niekiedy potrafił spędzić w piwnicy całe popołudnie, czyszcząc przyrządy tak, że aż lśniły. 

-Wykopię się i zrobię śniadanie. -podjął po chwili. -Masz ochotę na naleśniki? -spojrzał na mnie niepewnie. 

Coś ścisnęło mnie w środku na sam wyraz jego oczu. Z trudem przełknęłam gulę z kolcami tkwiącą w gardle. 

-Pewnie. -odparłam uśmiechając się lekko. 

Oczy mężczyzny nieustannie wyrażały niepokój. Tak jakby musiał pilnować każdego słowa opuszczające jego usta, abym nie poczuła się niekomfortowo. Zaczynało mi to ciążyć. 

Ojciec wskazał ruchem głowy na schody i razem ruszyliśmy na górę. Stare deski trzeszczały pod naszym ciężarem do złudzenia przypominając małą, drewnianą chatkę... 

-Jakie mamy na dzisiaj plany? -wypaliłam, aby zagłuszyć mrożące krew w żyłach dźwięki. 

Zrobiło mi się nienaturalnie duszno, mimo tego, że powietrze w piwnicy było praktycznie lodowate. Szczególnie o tej porze roku. Miałam na sobie tylko za dużą koszulkę do spania i bokserki, a na stopach futrzane kapcie, a i tak czułam jakby po mojej skórze spływał pot. 

-Pomyślałem, aby po śniadaniu przejechać się po okolicy. Dawno Cię tutaj nie było, a trochę się zmieniło, także... -głos ojca przerwał huk deski pod moimi stopami. 

Cursed moonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz