XV. Furia

1.1K 62 6
                                    

ARES 

Uwielbiałem tę chwilę przed wystrzałem, kiedy celując w swoją ofiarę mogłem dostrzec w jej oczach najprawdziwszy strach, który nie równał się żadnemu innemu. Uwielbiałem widok kostuchy odbijającej się w zamglonych tęczówkach. Czy tak właśnie widziały mnie moje ofiary? Jako uosobienie Śmierci czy może jako jej wysłannika? 

Jednak gdy Aurora uniosła na mnie przekrwione oczy to właśnie w nich zobaczyłem przepowiednie końca. Nie w spojrzeniu mężczyzny do którego celowałem. On był nad wyraz spokojny, szepcząc dziewczynie do ucha słowa, które najprawdopodobniej nigdy nie miałem poznać. Jej źrenice w moment pochłonęły tęczówki, tworząc bezdenną, czarną toń. 

Zamurowało mnie. Czy myślała, że to w nią celuję? 

Nie. Nie mogła tak myśleć. Nie mogła, kurwa tak o mnie myśleć. Coś było nie tak. 

Aurora ani na sekundę nie przerwała naszego kontaktu wzrokowego. Wpatrywała się tak, jakby próbowała mi coś niemo przekazać ale ja miałem w głowie tylko wizję śmierci tego psychola. Siłą powstrzymywałem się, aby nie nacisnąć spustu widząc jego obleśną dłoń na szyi dziewczyny. Strach w oczach brunetki sparaliżował moje ciało, mimo tego, że paląca furia w żyłach spinała każdy mięsień. Musiałem zyskać jeszcze odrobinę czasu. 

-Na co czekasz? -odezwał się mężczyzna, szczerząc zęby jak pojebany. 

Sam jego głos sprawiał, że mój palec drgał na spuście. Tylko jeden ruch, a on leżałby w kałuży własnej krwi. Aurora zacisnęła szczękę, a jej pełne usta utworzyły cienką linię. Nie miałem pojęcia czy powstrzymuje słowa czy łzy ale nie podobało mi się to. 

-Aż się odsuniesz -odparłem wciąż mając go na celowniku. -Nie chcę splamić jej Twoją krwią. 

Błysk w bladoniebieskich tęczówkach mężczyzny sprawił, że zrozumiałem, że coś knuje. Jedną ręką trzymał szyję Aurory, a drugą ukrywał za jej głową. Nie było w tym żadnego sensu, aby obie ręce zaciskał na szyi dziewczyny, tym bardziej, że jej nie dusił. Nie czułby się taki pewny patrząc w lufę mojego pistoletu wiedząc, że jedyną broń jaką ma są dłonie.

-No dalej. Przekonajmy się -podjudzał. 

Uchwyciłem oczy Aurory, w których odnalazłem odpowiedź. Tylko jakaś pierdolona, magiczna siła powstrzymała mnie, abym nie zabił go w tej jednej sekundzie. 

-Jeszcze masz czelność przykładać dziewczynie pistolet do głowy? -wysyczałem. 

Ogień tlił się pod moją skórą, grożąc wybuchem. Po policzkach Aurory spłynęły łzy, które były niczym oliwa dolana do ognia. Żadne modlitwy ani błagania nie uratowałyby tego człowieka przed losem, który miałem zamiar mu zgotować. 

-Czy to nie piękne? Zginie w taki sam sposób jak mój brat. 

No, kurwa niemal poetyckie, Ty skończony durniu. 

O mało nie przewróciłem oczami. Ostatkami silnej woli utrzymywałem nerwy na wodzy, ponieważ nawet jednym słowem mogłem go sprowokować. A znając moje głupie komentarze... tak, zdecydowanie powinienem trzymać mordę na kłódkę. 

Patrząc na przerażoną twarz dziewczyny jedyne co miałem ochotę zrobić to powiedzieć, żeby jeszcze chwilę wytrzymała. Miałem ochotę rzucić tę pieprzoną broń, paść na kolana i błagać, aby się nie poddawała. Zapewniać ją, że nie pozwolę aby cokolwiek się jej stało. Że jest ze mną, kurwa bezpieczna. Ale pod czujnym okiem tego psychola mogłem tylko stać i się gapić. Miałem jedynie nadzieję, że udało jej się to wszystko wyczytać w moim spojrzeniu. 

Cursed moonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz