1. W drodze do szczęścia.

25.7K 1.2K 395
                                    




No właśnie... Moją ucieczkę mogę nazwać ładniejszymi słowami mianowicie drogą do szczęścia. Którego przez siedemnaście lat życia zaznałam niewiele. Te uczucie jest dla mnie jak obca planeta. Którą chcę poznać. A wręcz pragnę. Mam już dość budzenia się z myślą "po co zaczynać dzień który tak bardzo chcemy żeby się skończył?"

Pewnie się zastanawiacie jak wyglądam, prawda?

A więc nie jestem nie wiadomo jak piękna, ale według samej siebie nie należę do brzydkich dziewczyn. Można mnie nazwać przeciętną? Jedyne co bardzo mi doskwiera, to okulary które w ani jednym procencie nie są dopasowane do proporcji mojej twarzy. Ubrania w jakich chodzę? Może lepiej o tym nie rozmawiajmy.. Nie są one wyszukane, mój strój na każdy dzień to jeansy, koszulka i bluza.. Moje włosy są zawsze związane w niechlujny kucyk.. To cała ja. Nic nadzwyczajnego.

***

Stałam pod domem rozglądając się w prawo, a zaraz potem w lewo. Gdy tylko zauważyłam, że ulica jest pusta zdeterminowanym krokiem ruszyłam w stronę przystanku autobusowego. Idąc, byłam bardzo niespokojna, cały czas obracałam się za siebie i szukałam wzrokiem mojej matki ewentualnie ojca, którzy gonią za mną wykrzykując przy okazji jakieś obelgi na mój temat, jak to mieli w zwyczaju. Czy ja popadałam w paranoję?

Na szczęście żadne z moich rodziców nie szukało mnie. Podeszłam do rozkładu jazdy i wzrokiem zaczęłam szukać autobusu 229C, który miał mnie zawieść dwieście kilometrów dalej do samego Toronto. Gdy już w końcu uchwyciłam mój cel, szybko spoglądałam na godziny. 6:52pm -Nie, 7:30pm- Nie, 11:34pm - Tak! Do autobusu zostały mi niecałe cztery minuty. Mimowolnie się uśmiechnęłam, chyba pierwszy raz od dłuższego czasu mam szczęście i coś idzie po mojej myśli.

Usiadłam na zimnej przystankowej ławce, plecak położyłam między nogi, głośno westchnęłam. -Zaczynam nowe życie. - powiedziałam sama do siebie. Pozwoliłam sobie na powiedzenie tego zdania głośno, ponieważ jedyne co mi teraz towarzyszyło to bezdomny kulawy piesek.

Zielony autobus właśnie podjechał, wstałam z ławki a plecak zarzuciłam na plecy. Wsiadłam pierwszymi drzwiami żeby mieć jak najbliżej do kierowcy.

-Do Toronto poproszę - odezwałam się do lekko zaspanego mężczyzny.

Kierowca podał mi bilet w chwili gdy dałam mu należyta kwotę.

Rozejrzałam się po wnętrzu autobusu. Ludzi było tyle co nic. Może z dziesięć osób, każdy patrzył się na mnie zdziwionym wzrokiem, co zaczynało mnie troszkę irytować. Co jest, tak dziwnego w dziewczynie wsiadającej do autobusu? Nie nawiązując dalej kontaktu wzrokowego z pasażerami, szybkim krokiem udałam się, na koniec pojazdu gdzie były dwa puste miejsca do siedzenia. Usiadłam pod oknem, a mój bagaż położyłam na krześle obok. Z kieszeni przepranych jeansów wyciągnęłam telefon ze słuchawkami. Słuchawki umieściłam w uszach i puściłam playlistę z smętami, jak to miałam w zwyczaju. Telefon położyłam sobie na kolanie, a na głowę założyłam kaptur. Przez pierwsze dziesięć minut drogi wpatrywałam się w mijające drzewa, bloki. Aż w końcu moje zmęczenie wygrało i usnęłam.

*

-Halo, panienko, już jesteśmy w Toronto, proszę o opuszczenie pojazdu - usłyszałam męski głos i niechętnie, ale jednak uniosłam głowę i spojrzałam w stronę z której dobiegało wołanie.

-Aa tak już wychodzę, przepraszam, przysnęło mi się - odpowiedziałam, śmiejąc się nerwowo.

Spojrzałam na zegarek w telefonie, wskazywał godzinę 3:00am -Cholera- zaklęłam w myślach. Jest tak wczesna godzina, ciocia pewnie teraz smacznie śpi. Następnym moim problemem było jak dostać się do cioci, wiem tylko na której ulicy mieszka, a nie mam pojęcia jak się tam dostać.. Jedynym rozsądnym wyjściem było by znalezienie taksówki.

Zaczęłam błądzić po okolicy szukając jakiegoś placyku gdzie postój mają taksówki. Trzydzieści minut chodzenia w tą i z powrotem dało swoje efekty, w końcu znalazłam ten "placyk". Podeszłam do pierwszej lepszej taksówki i zapukałam w okno od strony pasażera czym obudziłam kierowce.

-W czym mogę służyć? - spytał, choć było po nim widać, że jeszcze nie do końca kontaktował.

-Zawiózłby mnie pan na Elizabeth 59/D ? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, z nutką nadziei w głosie.

-59/D? Chodzi i o konkretny dom, ta?

-Dokładnie, to jak pomoże mi się pan tam dostać?

-Oczywiście, proszę wsiadać - odpowiedział, otwierając mi drzwi.

Zajęłam miejsce pasażera i czekałam, aż mężczyzna ruszy. Cały czas spoglądałam na licznik ceny za przejazd. I każde moje zerknięcie równało się z coraz większym stresem. Bowiem do dyspozycji miałam niewielką ilość gotówki, a licznik już pokazywał niezbyt ciekawą sumę.

Gdy licznik pokazał piętnaście dolarów*, samochód się zatrzymał, a ja mimowolnie odetchnęłam z ulgą.

-To tutaj - mężczyzna niespodziewanie się odezwał. - Piętnaście dolarów się należy - dodał po chwili.

-Bardzo panu dziękuje, miłej pracy. - odpowiedziała i podałam mu należytą sumę.

Opuściłam auto i rozejrzałam się, w poszukiwaniu domu o numerze 59/D. Prawa strona - pudło. Spojrzałam w lewo i zauważyłam jedno piętrowy dom z numerkiem 59/D.

-To tutaj - znów odezwałam się sama do siebie. Niepewnym krokiem, ale jednak udałam się pod drzwi domu, do którego tak zawzięcie podróżowałam.

Stałam pod drzwiami domu ciotki Robyn, teraz przyszedł czas na zapukanie. Podniosłam prawą rękę z zamiarem zapukania lekko w drzwi, moja ręka trzęsła się jak galaretka, nie zdawałam sobie sprawy, że stres tak może działać na człowieka.

Drzwi wydały charakterystyczny dźwięk "puk! puk!" -cisza. Odczekałam może dwie minuty i powtórzyłam czynność, tym razem pukanie dało efekty. Usłyszałam, że ktoś zbliża się do drzwi szurając prawdopodobnie kapciami po panelach.

Moim oczom ukazała się zaspana ciotka Robyn, w niechlujnie związanym szlafroku i roztrzepanej fryzurze. Mimowolnie na moją twarz wkradł się uśmiech. Zawsze w dzieciństwie uwielbiałam towarzystwo ciotki, biło od niej empatią na kilometr.

-Madison ? - spytała z niedowierzaniem, a jej źrenice rozszerzyły się pod wpływem zdziwienia.


*****

Cześć!

Zapraszam do czytania i komentowania.

Mam nadzieję że moje ff was chociaż w połowie zaciekawi.

*Chodzi mi tutaj dokładnie o dolar kanadyjski. ( suma z 14,52 została zaokrąglona do 15CAD )

Życzę wam miłego czytania.

Love ya!

Secret - Shawn Mendes FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz