Rozdział 8

171 34 40
                                    

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Już nigdy więcej nie piję!

Chyba każdy, przynajmniej raz w życiu, użył tego zwrotu. Mi zdarzało się to za każdym razem, gdy dawałem się wciągać w głupie pomysły mojego przyjaciela. Tym razem też tak było.

Joint postanowił sprawdzić moją odporność na procenty, więc podsadzał mi pod nos każdy alkohol, który wpadł mu w ręce. Film mi się urwał, gdy Terry – senior będący gościem pensjonatu, przyniósł swój sławny bimberek. Spróbowanie go było wielkim błędem.

Zmusiłem powieki do rozchylenia, żeby upewnić się, czy jestem w swoim pokoju. Jakimś cudem dotarłem we właściwe miejsce, ale zebranie rozmywających się myśli, graniczyło z cudem. Pulsujące uderzenie młota pneumatycznego, bezpośrednio w moją czaszkę, doprowadziło do wydobycia się z moich ust głośnego jęknięcia.

Cholerny bimber...

Ponownie zakryłem głowę kołdrą, łudząc się, że ból ustąpi. Byłem już pewien, że dzisiejszy dzień nie skończy się dla mnie dobrze. Potrzebowałem prysznica, świeżego powietrza i mocnej kawy.

Wiedząc, że i tak nie zasnę, wstałem kierując się wprost do łazienki. Nawet po kojącym strumieniu chłodnej wody, wyglądałem strasznie. Stojąc na wprost lustra nie dowierzałem w to, co widzę. Oczy miałem przekrwione i podkrążone, powieki walczyły, żeby nie opaść, włosy sterczały w każdą stronę, jakby przeszło przez nie tornado. Nawet woda ich nie ujarzmiła. Na myśl przyszło mi, że z dzisiejszym wizerunkiem, idealnie wpasowałbym się do rodzinki Adamsów.

Może powinienem zgłosić się na jakiś casting? W horrorach byłbym mile widziany.

Nie mogąc wytrzymać sam ze sobą i swoimi dolegliwościami, postanowiłem wynurzyć się z pokoju. Bolesne wibracje mózgu wzmagały się z każdym krokiem, a walka z własnym żołądkiem stawała się coraz trudniejsza. Sunąc się jak zjawa, dotarłem w końcu do jadalni. Szokiem było zastanie pustego pomieszczenia i nienakrytych stołów.

Co jest?

– Śniadanie będzie wydawane dopiero za godzinę – poinformował mnie lekko zachrypnięty głos.

No pięknie! Przez procenty krążące w moich żyłach całkowicie zagubiłem czasoprzestrzeń.

Zaskoczony, odwróciłem się raptownie, co przypłaciłem lekkim zawrotem. Oparty ramieniem o framugę drzwi, spojrzałem na starszego recepcjonistę.

Uśmiechnął się życzliwie, a wzrokiem jasno dał znać, jak bardzo mi współczuje samopoczucia.

– Jeśli pan chce, mogę pójść do kuchni i coś przygotować.

Zrobiło mi się miło, słysząc propozycję. Nie chciałem jednak go fatygować. Czułbym się nie w porządku, gdyby ktoś w podeszłym wieku mi nadskakiwał. Sam się dorobiłem tego stanu i musiałem przyjąć, bez marudzenia, to godzinne cierpienie.

Śladami tęsknotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz