Rozdział 11

141 33 21
                                    

                                

                                

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.









Myślałam, że to, co wydarzyło się poprzedniego dnia, sprawi, że będę rozstrojona i przybita, ale nic bardziej mylnego. Odzyskałam szybko siły w ramionach Fabiana. Myślałam, że spędzimy jeszcze trochę czasu, ale obowiązki mnie wezwały, a Fabian zniknął w swoim pokoju i nie wyszedł już z niego. Gdy zapytałam o niego Jointa, powiedział, że Fabian musi wszystko przetrawić po swojemu i polecił, abym go na chwilę zostawiła. Poszłam za jego radą, ale nie sądziłam, że będzie mi tak pusto bez Fabiana, dlatego, gdy tylko wstałam rano, czekałam z niecierpliwością na śniadanie, aby go zobaczyć i sprawdzić, jak się czuje.

Dotarłam na stołówkę, gdy cała trójka siedziała już przy stoliku. Ashley jak zwykle była głośna i gadała, a Joint jej przytakiwał we wszystkim. Fabian zdawał się pochmurny i zamyślony. Gdy podeszłam do nich, przesadna radość Ashley na mój widok nieco mnie zbiła z tropu. Podsunęła mi krzesło i zachęciła, abym usiadła z nimi. Zrobiłam to, szukając wzroku Fabiana. Gdy go napotkałam, uśmiechnął się lekko i przywitał.

— Niedługo bankiet, prawda? — zapytała Ashley.

Fabian drgnął.

— Cholera, zapomniałem — mruknął, patrząc na mnie zaniepokojony. Domyślałam się, że nie przepada za takimi spotkaniami.

— Od tego masz mnie, żebym pamiętała o takich sprawach. Masz w co się ubrać? Bo chyba tak — zlustrowała go ostentacyjnie wzrokiem — nie pójdziesz. Potrzebujesz garnituru i fryzjera, przydałoby się przyciąć ci włosy.

— Co jest z nimi nie tak? — burknął Fabian, przeczesując dłonią zmierzchwione kosmyki.

— Mnie się podobają. Masz na głowie artystyczny nieład — uśmiechnęłam się pokrzepiająco i wyciągnęłam dłoń, żeby go poczochrać.

— Warto byłoby z nich zrobić kontrolowany artystyczny nieład. — Ashley przekrzywiała lekko głowę. — Czeka nas szoping! — Klasnęła w dłonie, po czym spojrzała na mnie. — A ty, Alice?

— Co, ja?

— Masz w co się ubrać? Jakąś suknie balową...

— Co? — parsknęłam.

W ostatnich czasach nie miałam zbyt wielu okazji, aby ubrać się elegancko. Pensjonat pochłaniał znaczną część mojego czasu, a Chad nie lubił, gdy ubierałam się bardziej kobieco, gdy wychodziliśmy razem. Twierdził, że ściągałam na siebie zbyt wielką uwagę mężczyzn i kazał mi być skromniejszą.

Suknie. Balową. Wiesz, co to? — Przewróciła oczami. — Będziecie w towarzystwie wysublimowanych jegomości.
Tobie też przydałby się fryzjer.

— Myślę, że mam jakąś sukienkę, w której mogłabym pójść i...

— Po śniadaniu mi je pokażesz i zdecyduję. Musicie wyglądać nieskazitelnie.

Śladami tęsknotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz