Rozdział 1.2 - Maddie

552 82 23
                                    

Chwilę później siedzę na fotelu pasażera u boku mężczyzny, który w ciszy prowadzi swój wóz i sprawia, że nie wiem jak się zachować. Bo o czym mielibyśmy gawędzić? Nawet nie wiem, czy on ma na to ochotę. Ja bym pewnie nie miała w jego sytuacji. Przez pierwsze kilka minut dlatego milczę i nie mówię nic, tak samo, jak on, ale w końcu postanawiam pierwsza zagadać, bo nie chcę być niegrzeczna.

– To jest totalnie dziwna i niekomfortowa sytuacja dla mnie. Bardzo pana przepraszam, ale też dziękuję za pomoc, zwłaszcza, że ma pan tak trudny czas.

Czekając na jego odpowiedź, na chwilę zatrzymuję na jego twarzy wzrok. Wpatrzony w bardzo krętą drogę, nie może teraz spojrzeć na mnie, więc korzystając z okazji, przez chwilę się mu przyglądam. Jest z pewnością nieco starszy ode mnie. Myślę, że z dziesięć lat, a nawet nieco więcej. To jednak nie ujmuje mu nic, bo kilka zmarszczek w kąciku oczu dodaje męskości. I rany, naprawdę jest fajny. Chociaż dla mnie byłby zapewne za stary. I zbyt poważny. Ale nadal, kurczę, totalnie świetny facet. I pomimo, że go nie znam, czuję się bezpiecznie w jego towarzystwie. Ma coś takiego w sobie, że wzbudza moje zaufanie – po prostu, naturalnie. Pierwszy raz w życiu doświadczam tak dziwnego uczucia w stosunku do nieznajomego.

– No tak, niecodziennie wjeżdża w ciebie karawan pogrzebowy, jadący po zmarłą, i lądujesz w wozie męża tej zmarłej – wzdycha, unosząc kącik ust.

Uśmiecham się na to, dostrzegając odrobinę czarnego humoru w jego wypowiedzi, ale odpowiadam grzecznie:

– Przykro mi z powodu pana straty.

Kiwa głową w odpowiedzi, ale nic nie mówi, za to zauważam, jak jego wargi drgają, jakby miał się zaraz rozpłakać. Musi być mu bardzo ciężko. Postanawiam więc zmienić temat.

– Za ile czasu będziemy na miejscu?

Grayson przełyka ślinę, nim słyszę:

– Jeszcze trzy minuty.

Z ulgą spoglądam na deskę rozdzielczą. Zdążę. Na szczęście.

Przez te ostatnie sekundy podziwiam zza szyby niewielkie miasteczko u podnóża gór. Jest malownicze, piękne i zdecydowanie nie dla mnie. Bo mnie byłoby bardzo trudno tutaj przetrwać, zwłaszcza zimą. Ale moja siostra się uparła. I jasne, teraz, latem, jest tutaj pięknie, ciepło, zachwycająco, ale gdy przyjdzie mróz, szybko zacznie robić się ciemno, nie mam pojęcia, jak ona tutaj przetrwa. Zwłaszcza, że ich domek jest na uboczu, więc będzie podchodzić do niego dzika zwierzyna.

Kiedy podjeżdżamy pod budynek, widzę już samochód młodej pary, stojący na podjeździe.

– Cholera, muszę się pospieszyć, są już w środku. Jeszcze raz dziękuję za pomoc. Czy mogę się jakoś odwdzięczyć, zapłacić za paliwo?

Obracam ku niemu twarz, a wtedy nasze spojrzenia pierwszy raz się spotykają bezpośrednio ze sobą. Moje brązowe, kontra jego, bardzo jasnobłękitne.

I tak po prostu przez chwilę się gapię, nie potrafiąc oderwać wzroku. Jakbym się zakleszczyła. Jakby zatrzymał się czas. I czuję tak wiele emocji, że nie potrafię zapanować nad reakcją własnego ciała. Serce bije mi jak oszalałe, a dłonie się trzęsą. Niemal jakbym odkleiła się na moment od rzeczywistości i wszystko stanęło w miejscu. Albo zaczęło kręcić się w odwrotnym kierunku. Spoglądam raz jedno oko, raz drugie. A on mi na to odpowiada tym samym – po prostu patrzy mi głęboko w oczy.

To jest jedno z najdziwniejszych doświadczeń w moim życiu – to połączenie wzrokowe z obcym mężczyzną, którego widzę pierwszy raz na oczy. To niedorzeczne, bo czuję naraz, jakby poruszył we mnie absolutnie każdy zakamarek ciała i duszy. Jakby dotknął mojego wnętrza, chwytając za każdą delikatną emocję mieszkającą w środku. Strach, pożądanie, czułość, miłość, uwielbienie, przerażenie – wyzwala we mnie rzeczy, których zdecydowanie nie powinien. I ja w nim tym bardziej, a jesteśmy tu przecież oboje.

– Jezu... – zamykam jadaczkę i szybko odwracam wzrok, by nie dokończyć „co jest grane?"

Bo cholera, co tutaj się dzieje? Typ totalnie na chwilę mnie omamił. Cała jestem rozemocjowana do tego stopnia, że nie zastanawiając się kompletnie nad tym, co robię, po prostu odwracam w szoku głowę, chwytam szybko torebkę i nie oglądając się już na niego, w popłochu uciekam na zewnątrz i dalej do urzędu. A czmychając, mam takie poczucie, że odeszłam od kogoś bardzo ważnego w moim życiu.

– Co to do licha było?

Dopiero po chwili przypominam sobie, że w jego aucie zostawiłam walizkę, a on z nią odjechał.

– Kuźwa. 


____________

Od autorki:

Teraz ważne pytanie: przeżyłyście kiedyś takie intensywne spojrzenie w oczy z kimś? :D 

Pytanie numer dwa: wierzycie w znaki? :D 

#zgubioneserca 


Zapomniane sercaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz