Kiedy docieram do domu, jest już bardzo późno a ulice toną w mroku. Aby dostać się na teren własnej posesji, muszę wysiąść z samochodu, bo niestety w swoim aucie, które zostało odstawione na warsztat, został pilot od bramy wjazdowej. To zmusza mnie do otwarcia jej za pomocą przycisku, umieszczonego po wewnętrznej stronie słupka i dopiero wtedy zaczyna się przesuwać z cichym brzdękiem, dając mi dostęp do ogrodu.
Gdy to robię, zaczyna padać śnieg. Słyszałem w radiu, jak ostrzegano przed śnieżycą. W ciągu nocy może spaść nawet do metra śniegu. Spoglądam w ciemne niebo, z którego spadają grube płatki zamarzniętej wody, a noc oświetlają jedynie reflektory auta. Z każdą sekundą ilość śnieżynek się zwiększa, jakby ktoś tam na górze przekręcił pokrętło, niczym kurek w kranie. Wygląda na to, rano będzie trzeba odśnieżać i nie będzie to proste. A to oznacza, że Maddie będzie musiała odkopać wyjście z własnego domu, by się gdziekolwiek przedostać. Odkąd tutaj zamieszkała, jeszcze nie było tak dużych opadów, jakich można się w nocy spodziewać.
Po chwili parkuję auto w garażu przy domu i gaszę silnik. Czuję się obco w tym samochodzie, i już nie mogę się doczekać, aż odzyskam moje auto, ale dzięki temu nikt nie powinien skojarzyć, że spędziłem wieczór u panny Jonas. Wciągam powietrze głęboko w płuca na samo jej wspomnienie. Ta kobieta... Kręcę głową w niedowierzaniu. Nigdy w życiu, nigdy, nie spodziewałbym się, że mnie tak trafi. Bo muszę przyznać to sam przed sobą – przy niej tracę zdrowy rozsądek. Zaczyna kierować mną coś, na co nie mam wpływu. Przecież nie chciałem jej pocałować. Dlaczego więc to zrobiłem? Odebrało mi rozum.
Zabieram kluczyk i postanawiam wyjść z samochodu, by przejść do domu. Dźwięk kroków stawianych na posadzce niesie się po garażu, kiedy podchodzę do drzwi oddzielających garaż od części mieszkalnej i je otwieram.
Wita mnie cisza, taka sama, jak zwykle. Nikt nie czeka, nikt się nie cieszy, ani nawet nie szczeka. Przyzwyczaiłem się do takiego stanu i to mi nie przeszkadza. Dlatego więc mam ochotę skorzystać z tego, że rano będzie jeszcze ciemno i odśnieżyć Maddie obejście? Przecież nie chciałbym, by na mnie czekała.
Moje myśli zmierzają w złym kierunku. Bo to nie jest tak, że nie chciałbym – ja po prostu nie mogę sobie pozwolić na to, by już nigdy więcej tak strasznie nie cierpieć. Nie chcę przywiązać się do drugiego człowieka do tego stopnia, by mógł mnie znów tak zranić. Wolę samotne spokojne życie. Ale Jezu, tak dobrze było ją czuć w ramionach...
Nastawiając budzik, by następnego ranka wstać do pracy, zmieniam godzinę, o której zazwyczaj mnie budzi. Będę miał dużo więcej pracy przed domem nim wyjadę. W nocy śpię jak zabity. Dawno nie spałem tak spokojnie, jak niemowlę. Aż mam ciężko wstać, kiedy po kilku godzinach wybudza mnie upierdliwa melodia.
Pierwsze co robię, gdy moje stopy dotykają drewnianej podłogi, to podchodzę do okna, by zobaczyć jak ma się sytuacja na ulicy. Kiedy podciągam w górę żaluzję, i dostrzegam malujący się przed oczami obraz, aż otwieram oczy ze zdumienia, bo wygląda na to, że wszystko jeszcze przez długi czas będzie sparaliżowane. Tuż pod uliczną lampą, która o piątej rano oświeca ulicę skąpaną w ciemności, ledwie widze płot sąsiada, jest tak zasypany. Widać zaledwie kilka centymetrów szczebelków, reszta pozostaje pod spodem. Nie wspominając o tym, że cała powierzchnia jezdni zniknęła z pola widzenia. To będzie bardzo pracowity poranek dla naszej drogówki. Aż dziwne, że jeszcze nie wyjechali. A może mają sami problem wydostać się z własnych posesji?
Do pracy docieram dopiero w okolicy południa, tak samo jak większa część pracowników. To było po prostu niemożliwe, byśmy rozpoczęli o ósmej. I niestety – wciąż sypie śnieg. Wygląda na to, że nie przestanie w najbliższych dniach. I chociaż zazwyczaj w tak trudnym czasie działamy z zespołem konkretnie nad tym, by zapewnić jak największe bezpieczeństwo w Bridgstone na ulicach i udrożnić drogi, tak dzisiaj dopłacam z własnej kieszeni jednemu z chłopaków za to, by uprzątnął też pewną posesję. Nie potrafię być obojętny na to, że Maddie miałaby odśnieżać wokół dom, i zostawić dziecko samo, albo by odcięło ją od dostępu do opału. To kilka godzin roboty dla silnego chłopa.
Gdy udaje mi się też przedrzeć przez stos papierów, które muszę w pierwszej kolejności sprawdzić i podpisać, ktoś puka do drzwi od mojego gabinetu.
– Proszę.
– Dzień dobry szefie – wita się ze mną Gwen, moja asystentka. Wchodzi do środka ubrana w wełnianą garsonkę, która zrobiona została z wełny buncle poprzetykanej złotymi nićmi. Na jej nosie zawieszone są czarne, wielkie, okulary. Są tak duże, jak jej nos. To dlatego z nią pracuję – jest nieatrakcyjna i nie wzbudza mojego zainteresowania, ani nie próbuje mnie zdobyć. Za to jest bardzo miła i sumienna, co w tej pracy jest bardzo potrzebne. – Ale dziś straszna pogoda. Masz już dla mnie dokumenty? Muszę je nadać na poczcie, nim zamkną placówkę.
Wzrokiem ogarniam ogromny stos papierzysk, które leżą porozrzucane po całym dębowym biurku. Zapach zadrukowanych kartek od dwóch godzin wpada do mojego nosa, kiedy przekładam kolejną i kolejną stronę.
– Witaj, na szczęście już jestem blisko końca. Jeśli chcesz, możesz zabrać ten stos po prawej. A reszta będzie za chwilę.
Gwen podchodzi do biurka i uśmiecha się ciepło, zabierając swoją pracę.
– Dzięki. A jak twoje auto? Słyszałam, że miałeś stłuczkę, bo ta nowa wjechała w twoje auto na parkingu pod sklepem Kleina.
Unoszę na nią wzrok. Skąd ona już o tym wie? W tym mieście nic się nie ukryje.
– To tylko drobna stłuczka. Wszystko będzie w porządku. Jutro powinienem dostać moje auto z powrotem.
Gwen mruży oczy i stuka palcem po ustach, pomalowanych na czerwony kolor.
– Tak, to też już wiem, że masz auto zastępcze. Do tego dziewczyny mówiły, że spędziłeś wieczór u tej kobiety.
Aż koszula na piersi robi mi się za ciasna i opiera, kiedy się prostuję na fotelu. Rzucam w nią ostrym spojrzeniem, chociaż nie zrobiła mi nic złego. Po prostu doniosła mi informacje.
– Skąd o tym wiesz?
– Gray, to małe miasteczko. Niczego tutaj nie ukryjesz. Zaczynają plotkować, że wygląda to podejrzanie. Pamiętaj, że wiosną są wybory. Jesteśmy w trakcie kampanii. Co zrobisz, jeśli przegrasz? Ja sobie tego nie wyobrażam, byś przegrał i wszedł na to miejsce ktoś inny. A oni tylko czekają na to, by cię w jakiś sposób skompromitować. Romans z o wiele za młodą, pokrzywdzoną kobietą nie brzmi dobrze. Z pewnością odbije się na twoim pijarze.
Pocieram twarz dłońmi, i wypuszczam nagromadzone w płucach powietrze. Wiem, że Gwen ma racje. I nie wyobrażam sobie stracić tej posady. Tutaj, w tym miasteczku, nic więcej dla mnie nie ma. Żadnych perspektyw. Wcześniej pracowałem w innym mieście, oddalonym o sześćdziesiąt kilometrów, ale tamta firma dawno przestała istnieć. Nie wiem czego bym musiał się podjąć, by mieć za co żyć.
– Zaprosiła mnie na kolację, w ramach przeprosin. To nic takiego. A ja nie potrafiłem jej odmówić, bo wiem jak ciężki czas przeżywa.
– Jest bardzo ładna – zauważa.
Kiwam głową, przytakując. Bo Maddeline jest piękna, nie mam ku temu żadnych wątpliwości.
– Moja żona też była bardzo ładna. Znasz moje podejście do tematu. Nie chcę nigdy więcej przez to przechodzić.
Gwen kiwa głową ze zrozumieniem. Jako moja bliska współpracowniczka wie o mnie bardzo dużo. Ufam jej na tyle, by o niektórych rzeczach opowiedzieć. Jeszcze nie zdarzyło się, by cokolwiek wyniosła poza mury mojego biura.
– Grayson. Ja to wiem. Ty to wiesz. Ale ludzie tego nie zrozumieją. Powiedzą za to, że uganiasz się za nią i że to nie jest w porządku. Przecież ona jest od ciebie o wiele za młoda. To po prostu będzie źle wyglądać. Musisz o tym pamiętać, gdy następnym razem zaprosi cię na kolację.
– Nie planuję się więcej z nią spotykać. Możesz być spokojna.
– Dzięki. Zabieram się za robotę.
____________________
Od autorki:
Skąd dowiedziałyście się o książce, że czytacie ją tutaj na Wattpadzie? :)
CZYTASZ
Zapomniane serca
RomanceW niektórych kulturach wierzy się, że bogowie splatają pomiędzy ludźmi pisanymi sobie czerwoną nić przeznaczenia. Ta niewidzialna nić może się poplątać, lecz nigdy się nie zerwie, zawsze przyciągając nas do tej jednej, konkretnej osoby. Po tragiczn...