Rozdział 21

12 1 0
                                    

  Potarłam zaspane oczy, spoglądając za okno. Nie było tak ciepło jak wczoraj. Było zimno i tępo.

Wiatr gnał i ruszał wszystkimi drzewami, zostawiając resztę z tyłu. Słońce było za chmurami. Nie chciało ukazać swojego blasku. Za to chmury.. były sobą. Większość ludzi była jak słońce wczesną wiosną. Bało się pokazać prawdziwych siebie. Zakładali maski i zasłaniali się innymi osobami, które były jak chmury - pewne siebie.

- Goldie, Rain, Layla, Chase, śniadanie! - Usłyszałam krzyk z dołu prawdopodobnie należący do Aurory.

Ociągając się, zeszłam z łóżka, pogłaskałam jeszcze raz Snickersa, założyłam kapcie i wyszłam z pokoju, kierując się do salonu.

Zasiadłam do stołu, lustrując moich rówieśników. Każdy był zaspany, a widok Destiny mnie przeraził. Wyglądała jakby płakała przez całą noc. Jakby nie żyła.

Niedługo po tym, miałam przed sobą talerz z naleśnikami, które niechętnie jadłam. Nie miałam apetytu. Stres go zagłuszał. Tępo patrzyłam się na jedzienie, próbując przyswoić wszystkie informacje. To nie mogło być moje życie.

Podniosłam głowę, czując, że ktoś się na mnie patrzy. Rain niemal wywiercał dziurę wzrokiem w mojej szyji.

Nikt się nie odzywał. Nie było tu takiej rodzinnej atmosfery.

- Jedz - nakazał mi Rain. - Ten sos tym razem to nie krew. Chase o piątej rano męczył się z wyciskaniem malin.

Uniosłam brwi, kiwając głową. Znów utkwiłam wzrok w talerzu i wzięłam gryzu. Rzeczywiście sos był malinowy. To jedzenie było jedzeniem.

Każdy jadł w ciszy. Nikt nie mlaskał, siorbał, rozmawiał czy chociażby stukał palcami o stół. Było cicho, co było conajmniej irytujące. Miałam ochotę z kimś porozmawiać, ale Destiny wciąż była na mnie obrażona. Nawet teraz patrzyła na mnie z pogardą.

Spuściłam wzrok na swoje palce. Na moich krwistoczerwonych paznokciach było widać już odrosty. Musiałam zrobić sobie nowe.

Obracałam ze strony na stronę pierścionek na moim środkowym palcu.

Ponownie wzięłam gryz jedzenia, od którego chciało mi się po chwili wymiotować. Nie chciałam tutaj być.

Nie miałam pojęcia co wpłynęło na mnie w tak negatywny sposób. Teraz miałam ochotę nawet się zapierdolić, bo jak zwykle wszystko zniszczyłam. Żyło nam się dobrze, dopóki moją ciekawość nie wzięła góry.

Podniosłam głowę, słysząc trzask drzwi, a następnie znajomy krzyk:

- Harry, Rain, zostawcie je!

Silver, Aidan, Lucas i Oliver mieli w ręku pistolety. Mierzyli prosto w wspomnianą przed chwilą dwójkę.

Byłam po prostu w szoku. Podskoczyłam, niemal spadając z krzesła. Nie spodziewałam się tego nagłego ataku.

Harry uniósł dłonie w geście poddania. Wyglądał na dość rozbawionego.

- Spokojnie, Silver. Nie skrzywdzimy twoich przyjaciółek - zwrócił się do niej Harry.

Dziewczyna opuściła trochę broń. Reszta wciąż w napięciu ją trzymała.

- Dobrze wiemy jakie masz zamiary, Harry - uprzedził go Aidan. - Nic im nie odpowiedziałeś o ich przeszłości,  a wręcz przeciwnie.

Mężczyzna parsknął suchym śmiechem, a następnie zwrócił się do mnie:

- Aurelia, powiedz im. Mówiłem wam o waszej przeszłości?

Death is waiting. Aidan Landino. Death #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz