R. 12 Wybaczam, ale...

172 9 0
                                    

———💭 Gabi 💭——

Złość się we mnie rodziła. On był tym tajemniczym Cedrikkiem? Jest naprawdę taki próżny? Tragedia. Nigdy nie porzucę mojej miłości. Podszedłem bliżej i przysunąłem twarz do jego ucha.
— Posłuchaj. Jeżeli myślisz, cokolwiek, to się mylisz. Wiem, czym jest fotomontaż. — odsunąłem się i podszedłem do Ri. Chwyciłem jego rękę.
— Ym.... —zaczerwieniony Aitor ugniatał paczkę pełną zdjęć przerobionych fotomontażem.
Przeczesał włosy.
— Ja....po prostu... — rzucił paczkę na ziemię. — Moja wina. Przepraszam, proszę wybaczcie mi.
Spojrzałem na Riccarda. Jego oczy zasnute były zdziwieniem W jego głowie falowały różne emocje, zaciekawienie, niepokój i.... obojętność...? Wziąłem głęboki oddech i łagodniejszym wzrokiem spojrzałem na całą sprawę. Wszystko było proste. Aitor od dawna chciał się zapytać, czy zostanę jego chłopakiem. W końcu zostałem chłopakiem Riccarda i był z tego powodu niezadowolony. Chciał jakoś zniszczyć tą relację. Bardzo dobrze, że dalej to nie zaszło. Nigdy nie zauważałem jego uczuć. Jest bardzo...dobrym kolegą. Nic poza tym. Riccardo utkwił w nim spokojne spojrzenie. Jego obojętność trochę mnie przerażała.
— Rozumiem. Czyli to — wskazał na pogniecioną paczkę — jest fotomontażem. Nic się nie stało. Rozumiem.
Puścił moją rękę.
— Wybaczam — wyszeptałem.
*
————

Gabriel resztę dnia rozmyślał o sposobie, w jaki Riccardo rozmawiał z Aitorem. Nie rozmawiał więcej z chłopakiem. Cicho wyszedł na zewnątrz i poszedł do kawiarni. Zamówił dużą laté. Oglądał wystrój kawiarni. Ceglane ściany o kolorze głębokiej czekolady, niewielkie rośliny w granatowych i błękitnych doniczkach, czarne tablice informacyjne, czarne stoliki ozdobione paroma drobnymi świeczkami, zielone dywany, czarne lampy. Wzdychając wziął parę łyków. Bardzo dobra. Zamówił jeszcze małe czekoladowe ciastko. Zawiesił głowę. Niepotrzebnie się o to zamartwia. Po prostu nie chce awantur. Po pół godzinie wyszedł z kawiarnii. Chodził chwilę po chodniku, aż postanowił, że pójdzie do małego muzeum. Okazało się jednak, że szkielet jednego z dinozaurów uległ zniszczeniu, więc muzeum było chwilowo zamknięte. Niechętnie wrócił do domu i wszedł do kuchni. Zrobił miętową herbatę i posłodził — zawsze dwie i pół lyżeczki. Usiadł lekko na kanapie i się wyprostował. Czuł się dziwnie. Dziwnie nikomfortowo. Wypił herbatę. Bardzo wolno podszedł i szybko umył kubek.
— Wychodzę —oznajmił Ri.

————💭Gabi💭————

Wychodzi? Dokąd?
— Dobra — szepnąłem nie zwracając na niego większej uwagi.
— Czy coś się stało? — zapytał chwytając klamkę.
Pokręciłem głową.
— Wrócę za trzy godziny.
Nie odpowiedziałem. Cisnąłem ręce na ścianę. Dlaczego jestem taki zazdrosny? Westchnąłem ciężko i wziąłem torbę. Spakowałem swoje rzeczy. Telefon mi zadzwonił. Mama. Wziąłem telefon i odebrałem. Wyjeżdżamy do Korei. Chciałem zaprotestować, lecz to tylko na parę miesięcy. Rozłączyłem się i napisałem kartkę, którą potem zostawiłem na stoliku:

Mogę już wrócić do siebie. Fizycznie czuję się z znakomicie. Nie będę tu przebywać. Wylatuję do Korei. Wieczorem wyjazd. Piszę tę kartkę aby cię o tym poinformować. Udanego dnia
                                                Gabriel

Nie podpisałem się : "twój chłopak". Nie ma sensu. Ociągając się wyszedłem z budynku. Szybkim krokiem ruszyłem na lotnisko.

———💭 Riccardo 💭 ———

Wszedłem do domu. Nie zastałem tam Gabriela. Dostrzegłem jedynie małą kartkę na stoliku. Podniosłem ją i przeczytałem. Chwilą co... Wyjeżdża? Do Korei? Czemu? Moje serce zaczęło mocniej bić. Wykręciłem do niego numer. Nie odebrał, nawet po trzynastu razach. Nie zwlekając szybko ruszyłem na lotnisko. Moje myśli wirowały. Korea...Korea....Czemu?! Smutek mnie zalał i mocno trzasnąłem drzwiami. Spojrzałem na tablicę. Jest ten lot! 263! Podszedłem do recepcji.
— Dzień dobry — przywitała się uśmiechnięta kobieta.
—  Dzień dobry. Kiedy odlatuje lot 263? —spytałem.
Recepcjonistka przekartkowała parę kartek.
— Za trzynaście minut. — odparła — Jeżeli lecisz tym samolotem, masz osiem minut, aby dostać się na pokład. Ósma kotara drzwi. Dowidzenia.
Zignorowałem jej ochrypnięte "dowidzenia". Szybko pobiegłem we wskazanym kierunku. Gabriel właśnie wsiadał.
—Czekaj!— krzyknąłem zziajany.

Bez namysłu złapałem jego rękę i go pocałowałem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Bez namysłu złapałem jego rękę i go pocałowałem. Jeżeli wyjeżdża, to przynajmniej chcę się z nim pożegnać. Gabriela jakby zamurowało. Ale nie odsunął się.

Przymknij oczy...~Inazuma Eleven goOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz