R.20 Wszystko może dobiec końca...

154 6 2
                                    

Gabriel stał osłupiały przy barierce. Jego myśli wirowały mu jak szalone, a nie potrafił znaleźć odpowiedzi na żadne z nich. Kręta droga zawsze prowadzi donikąd. Szare chmury sprowadzają deszcz, a migotanie jest symbolem nieokreślonym. Gdyby życie było łatwe - a nie jest - to nigdy nie trzeba byłoby szukać odpowiedzi w najgorszych możliwych zakątkach. Przez ogromne okna przy sklepieniu sali sądowej wpadały słabe promienie słońca. Gabi nie miał ochoty na nie patrzeć. Nie lubił już nic. Nic przyjemnego. Sam chętnie przeżyłby wszelkie tortury. Nic nie zrani go bardziej. Tak kochał osobę, której pogrzeb miał odbyć się za tydzień. Już nigdy go nie pocałuje. Nigdy nie spojrzy w jego kochające oczy. Będzie jedynie świadkiem zakopywania go. Na samą myśl tego dostawał skurczy w żołądku. Nie miał nic do powiedzenia. Najlepiej gdyby odizolował się od wszystkich. Wtedy ból, okropny ból, mógłby wylać falami. Nikt nie byłby przy nim. Mógłby być spokojny. Zamknięty w czterech ścianach. Pozostawiony sam sobie. Ledwo utrzymywał się na nogach podczas całej rozprawy. Gdy na salę zostali poproszeni następni świadkowie, Gabriel wpatrywał się w blade niebo.
Sopczywaj w spokoju. Kiedyś do ciebie dołącze - pomyślał.
Rozprawa skończyła się wyrokiem trzech lat w poprawczaku. A że Terry'emu zostały tylko dwa lata do osiemnastki, zostanie przemieszczony do zakładu karnego na siedem lat.
Jednak różowowłosy chłopak się nie cieszył. Wyszedł ze smętnym wyrazem twarzy. Przeczesał wzrokiem wzgórza niedaleko od budynku. Były ogromne. Tak łagodnie pochylały się w dół. Miękka trawa na każdym zboczu przechylała się pod napięciem wiatru. Nie czekając dłużej, chłopak ruszył do domu. Zostanawiał się przez całą drogę, czy to znak od niesbios, czy ostrzeżenie od piekieł. Jednak nie rozmyślał nad tym długo. Kopnął mały czerwony kamyk tuż przed wejściem do domu. W środku czekali na niego rodzice.
- Gabrelu, dobrze się czujesz? - spytała mama cichym głosem.
Gabi miał ochotę wykrzyczeć jej, że już nigdy nie będzie dobrze. Wymamrotał jedynie krótkie zdanie.
- Wszystko w porządku.
Ze spuszczoną głową wszedł do pokoju. Zatrzasnął drzwi i zamarł w rozmyśleniach. Był zbyt przejęty, aby się na czymś skoncentrować, więc usnął.

Gabriel przetarł oczy. Znajdował się na jakiejś gwiezdnej polanie. W górze migotały słabe punkciki. Za jego plecami rozciągały się ogromne pola. Wiatr w tym miejscu był bardzo ciepły.
Gdzie ja jestem!? - zastanawiał się.
Otrzepał się i wstał na nogi.
- Przyszedłem do ciebie - powiedział znajomy głos.
Serce Gabriela się ścisnęło.
- Ri! - jęknął.
- Muszę ci to wytłumaczyć. Ja...jeszcze nie umarłem. Moja dusza należy do naszego świata. Jednak tu jestem. Ale muszę ci wytłumaczyć coś ważnego. Ja...specjalnie wypiłem tą szklankę wody. Wiedziałem, że jest niebiezpieczna. Ale to nie o tym chcę rozmawiać. Chciałem siebie ukarać.
Gabriel stał jak wryty.
- Za co...? - zapytał z wolna.
Riccardo ciężko westchnął.
- To moja wina. Ja cię cały czas okłamywałem. Ja...ja ciebie nie kocham. I...i nie kochałem.
Cała ulga z przerażeniem przemieniły się w gniew, która kipiała z chłopaka.
- Nie wierzę! Jesteś okropny! Zaufałem ci! Nienawidzę ciebie!
- Gabi...
- Zamknij się! Nie masz prawa się do mnie odzywać! - jego oczy błysnęły iskrami.
Obudził się. Niemożliwe, że sobie to przyśnił. To było zbyt realne. Jednak...
Odrzucając myśli Gabi kiwnął głową.
Teraz wręcz się cieszę, że umarł, mimo tego, że wróci! - Pomyślał - Skaczę z radości!
Z zadowoloną miną wyszedł na dwór. Poszedł na mały mostek. Nachylił się do lodowatej wody. W jej falach zobaczył odbicie Ri. Sycząc ze złości odwrócił wzrok. Wszystko go przypominało. Nawet chmury. Ugh!

*
- Ale wszystko w porządku? - dopytywała mama - Uśmiechasz się.
- A nie mogę? Co było minęło. - mruknął beztrosko Gabriel.
Matka przeciągle westchnęła.
- Dobrze....
Chłopak wyszedł na dwór. Jutro ta przeklęta szkoła. Chociaż dzisiaj można odpocząć.
Nie będę żałować jego śmierci - przypomniał sobie w myślach.
Przysiadł przy małym potoku. Zaczął rzucać kamieniami do wody. Miłe pluski tworzyły relaksacyjną nutę. Dotknął palcem wody i spojrzał na słońce. Ogrzewało jego ponurą twarz. Miliony by dał, aby zapomnieć o wszystkim. Chociaż na chwilę. Ale nie może. Jest tyle wspaniałych osób na świecie. Z nimi można żyć.          Siedząc tak chwilę postanowił spotkać się z Arionem. O tej porze dnia zawsze przesiadywał w nowym małym parku. Gabi ruszył w jego stronę. Mijając dotknął wody z fontanny. Była zimna. Taka, jaką lubiał. Nie mylił się, Arion siedział z Victorem na ławce. Victor niezbyt zachwycony z wyjścia, spojrzał w moją stronę.
- Cześć. - mruknął.
Gabi westchnął.
Arion spojrzał na mnie zatroskany.
- Gabi, co się stało? - zapytał łagodnym tonem.
- Riccardo - zacząłem nie zdrobniając jego imienia do ,, Ri " - nie kocha mnie. On mnie nie kochał. Wróci. Chyba żyje. Ale nie mam z kim porozmawiać o tej sprawie.
Arion i Victor wymienili niespokojne spojrzenia.
- Z nami oczywiście możesz. - zapewnił Arion.
- Ari ma rację. Trzeba się wygadać - dodał Victor. Chyba są razem, skoro jego imię zdrabnia do ,, Ari".
Jest tylko jeden problem.
- Nie wiem od czego zacząć! - wyznał zmieszany .  - Nawiedził mnie chyba we śnie. Wszystko powiedział dokładnie. Ale...to dziwne, bo ja go dalej kocham!
Arion wstał i dotknął jego plecy.
- Nie przejmuj się. To minie. Bardzo nam przykro, że wszystko się tak potoczyło. Wiesz, możesz z nami zawsze pogadać. Od tego ma się przyjaciół. - pocieszył.
Przytaknął.
Oby...

Przymknij oczy...~Inazuma Eleven goOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz