weekend

157 7 74
                                    

Po wstaniu i poparzeniu w telefon była tam wiadomość od Leona, wysłał mi ją jakieś dwadzieścia minut temu.
Pisał czy się spotkamy bo chciałby pospacerować sobie ze mną i pogadać, oczywiście się zgodziłam bo czemu nie?
Zjadłam coś na śniadanie i wybrałam sobie ciuchy, moja ulubiona luźna niebieska koszulka z szerokimi rękawami, szerokie jeansy i jeszcze jakiś sweter bo było dość ciepło jak na październik.
Gdy się ogarnęłam pisałam z nim jeszcze parę minut, ustaliliśmy godzinę o której się spotkamy.
Miał przyjść pod mój dom o jedenastej.
Naprawdę nie rozumiem dlaczego wszyscy mówią że jest niebezpieczny, przecież jest miły, kochany.
Została jeszcze godzina więc trochę posprzątałam pokój i podpisałam w pamiętniki o tym że dziś spotkam się z Leonem, napisałam scenariusz jak mogło by być.
Zanim się obejrzałam była już jedenasta, zeszłam na dół żeby wyjść na dwór.
Zobaczyłam go w oddali patrzącego się w telefon idąc po mnie, miał szerokie jeansy i jakąś bluzę.
Jak zwykle charakterystycznie miał zarzucony kaptur na głowę.
Wzięłam torbę w której miałam telefon i trochę pieniędzy, w tym czasie Leon był już pod moim domem.
Zapukał do moich drzwi a ja natychmiast otworzyłam je i wyszłam z domu.

- Cześć Colette - powiedział i uśmiechnął się.

- Hejj, gdzie pójdziemy? - zapytałam.

- Może do kina? Widziałem fajny film, potem możemy iść do parku na lody czy coś bo ciepło jest - zaproponował.

- Mi pasuje - odpowiedziałam na propozycje i uśmiechnęłam się.
On tak samo znów się uśmiechnął i trzymając mnie za rękę poszliśmy do kina.
Kino było trochę daleko więc szliśmy tam tak z pół godziny.
Przy kasie gdzie mieliśmy zapłacić za bilety wyciągnęłam portfel żeby zapłacić za nas.

- Schowaj to, ja zapłacę - zwrócił się do mnie  Leon. Jaki on jest miły.
Gdy zapłacił za bilety kupiliśmy jeszcze coś do jedzenia i poszliśmy na salę w której miał odbyć się film.
Podczas oglądania wymienialiśmy się spojrzeniami i cicho śmialiśmy się tak aby nie zakłócać ciszy na sali kinowej.
Film był komediowy, trwał aż trzy godziny. Muszę przyznać że bardzo szybko minął ten czas, może to przez to że Leon tu jest.
Po wyjściu z kina omawialiśmy cały film, o tym co się działo, najśmieszniejsze momenty i wiecie takie tam.

- To co teraz do parku? - zapytał Leon przeciągając się.

- Tak i tym razem to ja stawiam! - zachichotałam radośnie i przytuliłam się do niego.
Odwzajemnił szybko gest i poszliśmy do niedalekiego parku.
Park był duży i miał bardzo dużo drzew, ławeczki wszędzie, fantanny, i najważniejsze, czyli budka z lodami.
Na szczęście mimo miesiąca, budka nadal była otwarta.
Usiedliśmy na jakiejś niedalekiej ławeczce obok budki a ja poszłam po lody.
Dla mnie truskawkowe a dla niego śmietankowe.

- Dzień dobry, dla mnie dwa lody, jeden śmietankowy a drugi truskawkowy - powiedziałam do sprzedawcy. Po chwili dostałam swoje lody i szybko za nie zapłaciłam.
Ale gdy poszłam w stronę ławki nie zastałam Leona samego, był tam Sandy.
Z daleka wyglądało to tak jakby się kłócili, może faktycznie.
Ale co mi do tego?

- O co chodzi? - zapytałam podchodząc do ławki.

- Nic - odpowiedział Leon - to tylko głupia sprzeczka - burknął do Sandy'iego puszczając mu niemiły wzrok.

- Pójdę już, pa - oznajmił szybko Sandy po czym poszedł pośpiesznie.
Nawet nie zdążyłam się przywitać, no cóż nie będę go chyba iść za nim co nie?

- Tu są twoje lody - podałam je mojemu chłopakowi.

- Dziękuję - podziękował i zaczął je jeść. - O zaczekaj ktoś do mnie
dzwoni, zaraz przyjdę - oznajmił i poszedł odebrać telefon, po chwili wrócił.

"𝐩𝐨𝐳𝐧𝐚𝐥𝐢𝐬́𝐦𝐲 𝐬𝐢𝐞̨ 𝐰 𝐬𝐭𝐚𝐫𝐫 𝐩𝐚𝐫𝐤𝐮" - Colette X Edgar Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz