9. Modlitwa

144 7 10
                                    

Po tym jak wszyscy wrócili do bazy, zapadła dziwna cisza. Cisza która pokazywała w jak ciężkiej sytuacji się znaleźli.

Gdy Veronica się troszkę uspokoiła, podeszła do pozostałych. Niektórzy siedzieli przy długim stole, a inni kręcili się koło niego. Kiedy usiadła naprzeciwko Ramsey, każdy na nią spojrzał.

- Wiemy coś? - spytała mając na myśli sytuację z Dominiciem i Cipher.

- Zniknęli - wytłumaczył tak zwany pan regułka, opierając się pięściami o stół - Potwierdzono że to walizka z tymi kodami, mamy teraz ogromny problem - dodał.

- A Deckard? - zapytała Jones, mając w sobie małą iskierkę nadziei że to, że Dom zastrzelił Shawa to tylko zły koszmar.

- Nie przeżył - te słowa wystarczyły żeby świat Veronici się rozpadł.

Wstała od stołu i ruszyła do łazienki, nie chcąc żeby reszta widziała jak dusi się łzami, które zaczęły spływać po jej policzkach.

- Czyli co? Od teraz mogę mówić na ciebie "Panna Shaw"? - zapytał Deckard, jeżdżąc opuszkami palców po plecach Veronici.

- W twoich snach - zaśmiała się, podnosząc głowę i nawiązując kontakt wzrokowy z nim.

Para narzeczeństwa leżała w sypialni w swoim mieszkaniu, świętując swoje zaręczyny. Veronica ułożyła się inaczej na łóżku tak, że opierała brodę o tors mężczyzny.

-Za parę tygodni bierzemy ślub, więc chyba mogę tak na ciebie mówić co? - spytał, zakładając kosmyk jej włosów za ucho.

- Mówiłam ci że wolę moje nazwisko - wytłumaczyła - Deckard Jones nie brzmi źle

- Ale Veronica Shaw brzmi lepiej - odparł - Ale mamy jeszcze dużo czasu na zdecydowanie się-

Nagle rozbrzmiał odgłos dzwonienia telefonu Deckarda, który leżał na półce nocnej. Sięgnął po niego i gdy zobaczył kto dzwoni, pokazał Veronice żeby na chwilę była cicho.

- Cześć mamo - zabrzmiał jego głos, gdy odebrał połączenie. Veronica w tym czasie próbowała się nie śmiać, słysząc całą ich rozmowę głośno i wyraźnie.

- Cześć Dec, słuchaj muszę cię o coś spytać, bo ty i Veronica jesteście już razem bardzo długo a to taka dobra kobieta - usłyszeli głos matki Deckarda i Owena.

- Kiedy mogę spodziewać się jakiś wnuków?

Veronica o mało nie wybuchła śmiechem, gdybym nie dłoń Shawa, która zakryła jej usta.

- Czemu pytasz o coś takiego?

- Czy to Veronica się tam śmieje?

- Okej mamo, muszę kończyć! - po tych słowach rozłączył się i odłożył komórkę.

Kobieta wybuchneła głośnym śmiechem, czując przez to ból w brzuchu.

- Aż takie to zabawne? - zapytał ją.

- W-wybacz! Po prostu-

- Po prostu się ze mnie śmiejesz - rzekł udając obrażonego. Lekko zrzucił z siebie kobietę, przez co wylądowała plecami na materac.

- No coś ty! Ja bym się z ciebie śmiała? - odparła, zmieniając pozycję na siedzącą.

- Tak się teraz tłumacz - rzekł, zbliżając się do niej, i pochylając lekko.

Bardzo delikatnie złapał jej brodę swoimi palcami unosząc ją do góry. Przybliżył się jeszcze bliżej i pocałował jej wargi.

- Kocham cię - powiedział, po czym wyprostował się i udał się do kuchni - Zjesz francuskie tosty?

Ride Or Die ~ Deckard Shaw Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz