Rozdział 14

355 22 3
                                    

Nadszedł ten czas, którego się najbardziej obawiałam - Piotr zastąpił Staszka. Nie chciałam się zachowywać dziecinnie i marudzić, ale Piotr nie nadawał się na to stanowisko. Nikt, poza Staszkiem, się do tego nie nadawał.
Zajechałam rano, nie koniecznie będąc w dobrym humorze, pod komendę.
- Zasrany śnieg. - Warknęłam pod nosem, gdy wysiadłam z auta. Wzięłam swoje rzeczy i zaczekałam na Olgierda, który szedł w moją stronę w towarzystwie Krystiana. - Cześć.
- Cześć. Julii nie ma?
- To, że się sfrajerzyłeś i robisz za szofera Krystiana, to nie znaczy, że ja muszę brać z ciebie przykład.
- Co ty taka nie w humorze?
- Wydaje ci się. - Włączyłam alarm w aucie i ruszyliśmy w stronę budynku. Nagle stanęłam, gdy usłyszałam coś dziwnego. - Słyszeliście?
- Nie.
- Niby co?
- Ci... - Uciszyłam Krystiana i jeszcze raz uważnie zaczęłam nasłuchiwać. W końcu usłyszałam cichy płacz dochodzący od strony, sądząc po ilości śniegu na nich, zaparkowanych radiowozów. - Płacz.
Podeszłam tam bliżej i musiałam się powstrzymać, żeby nie przeklnąć, gdy zobaczyłam między samochodami skuloną dziewczynkę, przytulającą do siebie misia.
- Cześć... Jak masz na imię? - Dziewczynka milczała, patrząc na mnie przestraszona. Kucnęłam przy niej powoli. - Jestem Łucja, a ty?
- Kalolinka.
- A co ty tu robisz, Karolinko?
- Mieskam, ale jest mi zimno. I panu Usatkowi też.
- A chesz pójść z nami tam do środka?
- A pan Usatek też może?
- Może. - Uśmiechnęłam się do niej ciepło i odsunęłam się, gdy Olgierd okrył ich kurtką. Wziął dziewczynkę na ręce i poszli w stronę komendy. Spojrzałam na Krystiana. - Powiadom Alicje. Ogrzejcie tą dziewczynkę i do jasnej cholery chce wiedzieć, jakim cholernym cudem jej tu nikt nie znalazł i skąd ona się tu wzięła. Na już.
- Robi się.
Gdy zostałam sama, zadzwoniłam od razu do Julii.
- Śpisz? - Spytałam, gdy odebrała.
- Nie, stoję w zasranym korku. Cholera mam kawałek do zjadu, a oni do cholery się nie poruszają do przodu.
- To ich pośpiesz, potrzebuję ciebie tu.
- Co się stało? Kamil? Ten stary Piotr ci robi już problemy?
- Nie, ale znalazłam dziecko.
- Co?
- Zmarznięte pod komendą.
- Aha... Będę jak najszybciej.
(...)
Po godzinie przyjechał do Karolinki lekarz, który badał ją pod czujnym okiem psycholog. Ja tylko czekałam, bo tylko tyle byłam w stanie zrobić.
- Nikt nie zgłosił jej zaginięcia. - Spojrzałam na Julię. - Sprawdzamy domy dziecka, szpitale i te wszystkie poradnie dla trudnych rodzin.
- Kamery?
- Kamery niczego nie wychwyciły. Ona jest mała, była na ciemno ubrana. Te w radiowozach też nie. Ale sprawdzamy. - Pogładziła mnie po plecach. - Nie martw się.
- Dziewczynka miała naprawdę dużo szczęścia. - Podszedł do nas lekarz. - Jest przemarźnięta, tylko coś innego mnie martwi.
- Co takiego?
- Ślady na jej pleckach.
- Stare czy nowe?
- Te i te. Musiałbym się temu bardziej przyjrzeć. I wystawić odpowiednią opinię.
- Zajmiemy się tym. Jeszcze dzisiaj.
- W głowie mi się to nie mieści. - Westchnęłam, patrząc na dziewczynkę, która częstowała herbatką swojego misia. - Skąd ona w ogóle uciekła? I po tym, to ma trafić... Nie, ja tego nie rozumiem.
- Ja też nie, Wilczku.
(..)
Musiałam być na zebraniu, które na dzisiaj wymyślił sobie Piotr. Nie wiedziałam, o co w tym chodzi i przede wszystkim, to ja nie chciałam tu być. Przez cały czas myślałam o Karolince, to mi nie dawało spokoju.
Po zebraniu, wróciłam jak najszybciej na naszą komendę.
- Olgierd? - Podeszłam do niego, rozbierając się z płaszcza. - Gdzie Julia?
- Zabrała Karolinkę do lekarza.
- Udało się wam coś ustalić?
- Jedyne co, to ona nam powiedziała, że nie ma matki. - Westchnął. - Więc pewnie jej ojciec się schlał, zbił ją i ona uciekła. Innego wyjścia nie widzę.
- Pani naczelnik? - Podeszła Weronika, w towarzystwie jakieś kobiety. - Pani przyszła zgłosić zaginięcie tej dziewczynki.
- Yhm, dziękuję. Zanieś to do mnie, proszę. - Dodałam do Olgierda, podając mu swoją torebkę oraz płaszcz. - Kim pani jest?
- Nazywam się Daria Romaniuk, jestem dyrektorką domu dziecka.
- I dopiero teraz pani odkryła, że Karolinka zaginęła?
- Karolince niedawno zmarła matka, dlatego u nas jest. Nie jest grzecznym dzieckiem, ucieka, chowa się po kątach i...
- I ona od was uciekła.
Umilkłam, gdy zobaczyłam Karolinkę ganiającą się z Krystianem. Dziewczynka, jak tylko zobaczyła, z kim rozmawiam, krzyknęła przestraszona i schowała się za nogami Julii.
- Zabierz ją do Alicji. - Powiedziała do Krystiana i do nad podeszła. - Co tu się odwala?
- Ta pani ogarnęła, że dziecko jej zaginęło. W domu dziecka ma ich dużo, jedno w te czy we wte, to nie robi dla niej różnicy. Porozmawiamy z nią?
- Chętnie, bo mamy wiele do wyjaśnienia. Poczekamy na ciebie w pokoju przesłuchań. - Oddała mi teczkę z dokumentacją medyczną Karolinki. - A panią zapraszam za mną.
- Karolinka powiedziała Alicji, że to ona na nią zawsze krzyczy i... I ty to już wiesz, no tak. - Spojrzałam na Krystiana. - To ja pójdę sprawdzić czy nie robię czegoś głupiego.
Odprowadziłam go wzrokiem i poszłam do Julii.
- Trzy miesiące temu, a ja nadal nie rozumiem, dlaczego ja tu jestem. Chcę zabrać Karolinkę, nic więcej.
- Ale ty jej nigdzie już nie weźmiesz. I do innych dzieci też nie wrócisz.
- To nie wy o tym decydujecie.
- To powiedz mi, kto regularnie ją bije.
- Nikt jej nie bije. To jest jedyny sposób, by ją uspokoić.
- Jak?! Lanie dziecka po plerach jakimś kablem?! - Spojrzałam na Julię. Nie spodziewałam się, że to ona będzie tą, która straci nad sobą panowanie. - Inne dzieci też tak uspokajasz?!
- Te dziecko jest okropne. Ciągle płacze, ucieka, nikogo się nie słucha...
- Tak, bo chwilę temu zmarła jej matka, więc ku*wa, więc masz rację.
Wyszła, wyzywając kobietę od najgorszych. Westchnęłam cicho.
- Powiadomimy prokuraturę o twoich metodach wychowawczych.
- Słucham?! Czy ty wiesz, kobieto, do kogo mówisz?
- A ty do dzieci już nie wrócisz. Żadnego już nie skrzywdzisz. - Zignorowałam jej dalsze krzyki i wyszłam na korytarz. - Julia?
- Myślisz o tym samym, co ja?
- Chyba zaczynam.
(...)
- Słoneczko! - Uśmiechnęłam się, gdy stanęłam ze Staszkiem twarzą w twarz. - Wszystko dobrze? Tak pilnie z rana zadzwoniłaś.
- Stęskniłam się. - Zamknęłam za nim drzwi i poszłam do kuchni. - Kawy?
- Poproszę. Co się stało?
- Chyba złamałam procedury.
- Ty? - Usiadł na krześle. - Albo ci się wydaje, albo stało się coś poważnego. Więc co się stało?
- Znaleźliśmy dziecko pod komendą. Wieczorem przyszedł wielce wielki babsztyl, bo Karolinka uciekła jej z domu dziecka. Bo ona zawsze uciekała i się przejęła, ale okazało się, że ona ją bije. I inne dzieci też. Generalnie ten dom dziecka jest już pod opieką prokuratora, ale chodzi mi tylko teraz o Karolinkę. Jej matka zmarła, ojciec ma ją gdzieś. Ten dom dziecka... Oj, znasz procedury, prawda?
- Znam... - Przyglądał mi się uważnie. - I ona tu jest?
- Śpi na górze.
- I boisz się, że będziesz mieć problemy?
- Już nie. Ale potrzebuję opiekunki. - Uśmiechnęłam się szeroko. - Padło na ciebie.
- Ja?
- Ty. Jesteś jedyną osobą, która jest najbliżej i której ufam. - Patrzył się na mnie. - Jesteś kochany.
- Coś czuję, że ja na tej emeryturze będę mieć z wami ciekawe przygody.
- Czołem, młodzieży. - Przyszła Julia. - Przytyłeś.
- Klara za dobrze gotuje.
- Masz?
- Mam. Wszystko to, co mnie prosiłaś. Pani w tym sklepie chyba wzięła mnie za wariatkę. Ale kupiłam i ubranka i jakieś zabawki. Takie, jakieś fajne.
- Serio? A dla niej czy dla ciebie?
- Zależy. - Uśmiechnęła się i mnie pocałowała. Wtedy Staszek wydał z siebie dziwny dzwięk. Spojrzałyśmy na niego. - Z tobą wszystko dobrze?
- Nic ci nie jest?
- Co to było?
- Pterodaktyl?
- Mam na myśli wasz pocałunek. Wróciłyście do siebie?
- Owszem.
- A ja będę dążyć do tego, żeby Karolinka ze mną została. Nie chcę, żeby trafiła znowu tam, gdzie nie powinna.
- Aha. - Rozłożył szeroko ramiona. - A ja jestem od dwóch dni na emeryturze i mnie omijają takie rzeczy!

Łucja Wilk - another story TOM IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz